Historia

Ewolucja - Gatunek VI (OSTATNI)
Część 1: http://straszne-historie.pl/story/12773-Prawo-Murphyego-Gatunek-I
Część 2: http://straszne-historie.pl/story/12813-Drzewo-Gatunek-II
Część 3: http://straszne-historie.pl/story/12844-Pulapka-Gatunek-III
Część 4: http://straszne-historie.pl/story/12896-Marshall-Gatunek-IV
Część 5: http://straszne-historie.pl/story/12939-Narodziny-Gatunek-V
Siedzieli razem przy stole. Lucy była przywiązana do krzesła w ten sposób, że mogła poruszać tylko rękami. Przed nią stała otwarta konserwa. Po drugiej stronie siedział Marshall jedząc zawartość swojej. Obok jego prawej ręki leżał pistolet. Dziewczyna mimo głodu nie jadła. Czuła, że jeżeli spróbowałaby coś połknąć, to zaraz by to zwróciła. Mężczyzna popatrzył się na nią i powiedział:
- Skoro i tak niedługo się rozstaniemy - przełknął kawałek mięsa - to mogę ci co nieco opowiedzieć o tym, czym się tu zajmuję.
Lucy nie chciała tego słuchać, ale w tym momencie każda dodatkowa sekunda była dla niej na wagę złota. Przynajmniej dopóki nie będzie w odpowiedniej sytuacji do ucieczki. Przytaknęła.
***
- Kilka miesięcy temu - zaczął - siedziałem w swoim domu i przeglądałem Internet. Niby nic, a jednak natknąłem się tam na artykuł o legendarnych ludziach, opisywanych w starożytnych dziełach, którzy ponoć mieli odwrócone stopy. Poszukałem więcej informacji i jak wynikało z tego, potrafili biegać bardzo szybko i byli, poniekąd, lepsi od normalnych ludzi.
Starożytni pisali, że żyją w odosobnieniu, a wszelkie próby ich złapania skończyły się fiaskiem, bo okazali się zbyt brutalni i dzicy. Ogólnie rzecz biorąc zainteresowało mnie to, więc zacząłem szukać i czytać więcej. Myślałem, że ludzie są najwyższą formą żyjącą na Ziemi, a tu nagle okazało się, że ktoś nas przewyższa. Chciałem ich poznać. Chciałem ich spotkać i zobaczyć. Rozpocząłem poszukiwania.
Najpierw nie byłem do końca przekonany o tym, czy naprawdę istnieją, ale wtedy zobaczyłem jedyny opisany przypadek, który mnie w tym utwierdził. W Chinach, kilka lat temu urodziła się kobieta z odwróconymi stopami, która potrafiła biegać szybciej od swoich rówieśników. Naprawdę, nawet mogła normalnie funkcjonować. - potrząsnął ochoczo głową, jakby chcąc uświadomić Lucy, że mówi prawdę - Wtedy zacząłem badać mapy i wszystkie informacje o pobycie tych istot, aby wiedzieć, gdzie zacząć szukać.
Nazywano ich różnie. Nuli, Curupira, Abarimony i Ciguapa, wszystkie te przypadki różniły się niektórymi cechami, ale koniec końców chodziło o ten sam gatunek! Ludzie na przełomie wieków pisali o nich, będąc pewnymi o tym, że istnieją!
Najpierw nikt nie wiedział o tym, że zamierzam wyjechać, ale wtedy, właśnie wtedy mój znajomy, Thomas, zauważył jak pracowałem przy mapach, zaznaczając mnóstwo konkretnych punktów. Był młody i łatwowierny. Dopytywał się mnie, co zamierzam, a ja w końcu, pod uporem pytań niechętnie mu opowiedziałem. Sądziłem, że mnie wyśmieje, ale stało się coś wręcz przeciwnego.
Uwierzył mi! - rozpromienił się - Uwierzył mi i nawet zagwarantował, że wyjedzie ze mną na poszukiwania! Żaden z nas nie miał stałej pracy ani bliższej rodziny, więc spokojnie mogliśmy zniknąć bez zbędnych pytań. Miałem trochę oszczędności, które mogły pójść na potrzebne paliwo i narzędzia potrzebne do poszukiwań, więc tak naprawdę plan nie miał wad. Tak mi się przynajmniej wydawało.
W końcu, gdy wszystko zaplanowałem, wyruszyliśmy. Przejechaliśmy pół kontynentu, badając różne lokacje, w których prawdopodobnie mogliby się znajdować, ale w żadnym nie natknęliśmy się na nic, oprócz turystów. W końcu znaleźliśmy to miejsce, odosobnione, odizolowane. Puste.
Wtedy zrozumiałem, jak głupi byłem. Porwałem się z motyką na słońce, kierowany durną ideą, w którą uwierzył Thomas. - zakrył oczy dłonią, zacinając się na chwilę - Zapytał mnie wtedy, czy naprawdę sądzę, że tutaj ich znajdziemy. Odpowiedziałem, że tak, więc zaczęliśmy budowę tej, nazwijmy to, "stacji". Nie było trudno zdobyć materiały, tak naprawdę była to tylko kwestia czasu. W końcu, we dwóch, z użyciem kupionych w mieście narzędzi i materiałów, których sami nie mogliśmy pozyskać, postawiliśmy tutaj tę oto bazę, w której mogliśmy spokojnie prowadzić poszukiwania członków gatunku.
Kiedy Thomas wybierał się do lasu, szukając czegoś, w co ja już nie wierzyłem, zostawałem tutaj i pracowałem, pod przykrywką sporządzania mapy. Rysowałem. Badałem. Tworzyłem. Pomyślałem, że skoro gatunek Lepszych nie istnieje, to dlaczego nie miałby zaistnieć?
Miałem wszystko zaplanowane. Od A do Z, mój plan nie zakładał żadnej pomyłki. Oprócz tego, że Thomas przestanie gonić za czymś, czego nie ma i zda sobie sprawę, ile błędów popełniłem. Był zły. Chciał za wszelką cenę wrócić do domu. Obwiniał mnie o to, co przeze mnie stracił.
***
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś!? - wrzasnął Thomas - Wiedziałeś, że to kłamstwo, a ja, jak ostatni idiota ci uwierzyłem!
- Proszę cię! - powiedział Marshall przez łzy - Mam inny plan, wszystko się ułoży, zaufaj mi, p...
- Nie. Nie zasługujesz na moje zaufanie. Już nie. - wycedził przez zęby.
- Proszę cię, Thomas, nie zostawiaj mnie tu samego. Przecież wiesz, że nie zrobiłem tego specjalnie.
- Czy wiem? Byłem pewien, że wiesz, co robisz i że będziesz mnie informował o wszystkim, co odkryjesz. Oszukałeś mnie!
- Thomas, nie rób tego, proszę cię, nie opuszczaj mnie. - upadł na kolana, po czym wciąż ze łzami w oczach pochylił do nóg chłopaka - Nie dam sobie rady bez ciebie.
- To twoja sprawa. - odepchnął Marshalla nogą - Trzeba było o tym pomyśleć zanim naopowiadałeś mi tych bzdur!
- Nie... proszę... nie - szlochał żałośnie.
Thomas podszedł do swojego plecaka przygotowanego na stole, po czym zaczął pakować do środka swoje rzeczy.
- Zacząłem wątpić kilka dni temu - mówił oschle - ale wierzyłem, że wiesz, co robisz. Skoro okazało się, że okłamywałeś mnie cały ten czas, nie mam zamiaru przebywać tu z tobą ani minuty dłużej.
- Thomas, nie rób tego! - Marshall wstał - Mam plan! Zaufaj mi, proszę! Osiągniemy nasz cel, wystarczy, że mi zaufasz!
- Zaufałem ci już raz. O raz za dużo. - zarzucił plecak na plecy - Żegnaj.
Marshall podniósł się z ziemi, po czym złapał Thomasa za głowę i rąbnął nią w drewniany stół. Chłopaka oszołomiło, ale napastnik nie skończył na jednym ciosie. Wciąż mocno go trzymając uderzył ponownie. Raz za razem, aż w końcu trysnęła krew, a martwe ciało opadło na podłogę. Mężczyzna ukląkł przed nim i schował twarz w rękach.
- Przepraszam. - wyszeptał.
***
- Nie panowałem nad sobą. Czym dłużej brnąłem w to gówno, tym bardziej stawałem się agresywny. Byłem zawiedziony swoją łatwowiernością, zły przez to, że Thomas mnie opuścił. Byłem samotny. Jego ciało pochowałem gdzieś w lesie, sam już nie pamiętam gdzie. Chciałem zapomnieć, ale nie mogłem. Żałowałem tego, co zrobiłem, ale niestety nie można cofnąć czasu. Chcąc oddać hołd temu biednemu chłopakowi, wcieliłem swój rozbudowany plan w życie.
Pierwszym z Członków Pokolenia był jakiś przypadkowy turysta, który zszedł z głównego szlaku i - myśląc, że idzie w dobrą stronę - natknął się na mnie. Powiedziałem mu, że wiem, jak tam wrócić i obiecałem, że go zaprowadzę. Najpierw jednak zahaczyliśmy o stację, gdzie oszołomiłem go i przygotowałem do operacji.
Na moje szczęście zbudowaliśmy z Thomasem o jeden, niewielki pokój więcej, który miał służyć, jako magazyn, ale koniec końców stał się salą operacyjną. Zaniosłem tam bezwładne ciało turysty, po czym zabrałem się do roboty.
Nie było łatwo. Byłem zestresowany i podniecony, ręce nie mogły przestać mi się trząść. Na szczęście udało się zrobić wszystko poprawnie, mimo użycia dość prymitywnych narzędzi, niebędących nawet chirurgicznymi. Pacjent przeżył, więc póki wciąż był pod wpływem podanych środków, wsadziłem go do taczki i zawiozłem do punktu Narodzin.
Przykro mi było go opuszczać, samego w środku lasu. - otarł łzę spływającą po policzku - Ale wiedziałem, że sobie poradzi. Czułem się, jakbym zostawiał dziecko na pierwszy dzień w przedszkolu.
Kiedy wróciłem do stacji miałem wrażenie, jakbym zrobił coś naprawdę dobrego. Poniekąd tak właśnie było. Dałem temu człowiekowi lepsze życie, takie, które miało jakiś sens. Za każdym razem, kiedy znajdowałem kogoś w lesie, powtarzałem rytuał i już po kilku miesiącach Gatunek liczył 12 członków.
Wiesz, nie łatwo było patrzeć, jak czołgają się, z trudnością zdobywając pożywienie, ale wiedziałem, wręcz czułem to, że im się uda. Może nie potrafią jeszcze stać, chodzić, a nawet biegać, ale to przyjdzie z czasem. Jeżeli nie pokolenie rodzicielskie, to następne, z czasem staną się już funkcjonującym społeczeństwem, wiesz? - popatrzył na nią z szaleńczym zadowoleniem - Minie kilka lat, urodzą się dzieci, będą umieć więcej, lepiej, bardziej. Z pokolenia na pokolenie Gatunek będzie się udoskonalać, aż w końcu osiągnę to, do czego dążę. Człowieka Lepszego.
Ewolucja to kapryśna suka. Potrzeba jej dużo czasu, żeby pokazać, co potrafi, ale tak to w końcu jest, no nie? Smuci mnie jedynie myśl, że nigdy nie zobaczę moich dzieci rosnących w siłę, rozwijających się tak, jak powinny. Wiem, że tak się stanie. Tak właśnie musi być. W końcu musi powstać coś lepszego, co zakryje stare i słabe.
To naprawdę się uda, zaufaj mi. Wiem, jak to brzmi i wiem, że wygląda to źle, ale uwierz mi, że to naprawdę ma sens! Każdy naukowiec ci powie, że ewolucja nie działa w ten sposób, ale skąd to wiedzą? Bo przeczytali w jakiejś książce? Czy ktokolwiek spróbował tego na żywo? Nie wydaje mi się, a ja właśnie do tego dążę. I mi się to uda.
***
Po skończeniu historii patrzył się na nią jeszcze przez chwilę. Jego wzrok był mętny, wyglądał, jakby wyleciała z niego dusza i pozostało same ciało, stojące bez ruchu, niemogące się poruszyć. Po kilku sekundach wrócił jednak do rzeczywistości, popatrzył się na Lucy i powiedział:
- No, na nas pora. Jeszcze dziś zobaczysz, jak to jest w nowym, lepszym życiu. - uśmiechnął się euforycznie, po czym wstał od stołu i podszedł do szafki. Nie spuszczał jej z oczu.
Nie wiedział o tym, że podczas jego wywodu Lucy udało się rozluźnić więzy krępujące jej nogi na tyle, że mogła się oswobodzić. Teraz czekała tylko na dogodny moment, by zaatakować. Wciąż mając ją na oku, Marshall wyjął z szafki strzykawkę, po czym podszedł do dziewczyny.
- Mam nadzieję, że mnie rozumiesz i nie będziesz się rzucać. Coś czuję, że chcesz być częścią pierwszego pokolenia. - popatrzył na nią ciepło.
Kopnęła go w jedyną nogę, po czym zerwała się od stolika i, potykając się, pobiegła ku drzwiom wyjściowych. Marshall przewrócił się, patrząc na nią z grymasem złości, ale jednocześnie zadowolony z siebie. Szarpnęła za klamkę. Zamknięte. Pamiętała, że kluczyk leżał na stole, obok pistoletu. Podbiegła tam i złapała oba przedmioty. Chciała uciec, ale przed nią pojawiła się nowa opcja, która mogła uratować życie nie tylko jej, ale i osobom, przemierzającym te lasy w przyszłości.
Podeszła do leżącego na ziemi Marshalla i wycelowała pistolet w jego głowę.
- Giń skurwielu. - powiedziała naciskając spust.
***
Usłyszała kliknięcie. Broń była pusta. Leżący mężczyzna zaczął się histerycznie śmiać, co zbiło ją z tropu.
- Nie był naładowany ani przez chwilę, kiedy do ciebie celowałem. - powiedział z rozbawieniem - Uwierzyłaś w to, że naprawdę miałem tu naładowany pistolet, i dałaś mi się wykorzystać, bez świadomości tego, że mogłaś uciec w każdej chwili! - zadrwił - Gratulacje suko!
Miała dość. Rzuciła z całej siły pistolet w twarz Marshalla, po czym nadepnęła stopą na kikut. Zawył z bólu, ale ona miała to gdzieś. Zrobił zbyt wiele złego, żeby mogła go tak zostawić. Podniosła nogę, by nadepnąć ponownie, gdy mężczyzna zerwał się i wbił jej strzykawkę. Przeszła zbyt wiele, żeby teraz przegrać. Niestety, życie jest brutalne. A jeszcze bardziej brutalni są ludzie.
***
Obudziła się. Ból był niewyobrażalny. Było jej zimno, czuła, jakby jej ciało było na żywo cięte tasakiem. Czuła się, jakby ktoś rozciął jej brzuch, po czym wylał na niego sok z cytryny i posypał solą. Była naga. Pod sobą czuła mokrą od krwi ziemię. Przegrała.
***
Mężczyzna poprawił zniszczone okulary na nosie, po czym pokuśtykał do stolika, na którym leżała mapa i notatnik. Rozłożył pierwszy przedmiot i zakreślił kółkiem wybrane miejsce, oznaczając je numerem 14. Po zrobieniu tego otworzył notes na ostatniej stronie, gdzie nagłówek głosił: "Członkowie Pokolenia Rodzicielskiego", po czym zapisał na samym dole, pod ciągiem imion:
Numer 14. Lucy.
_________________________________________________________________
Dziękuję wszystkim czytelnikom i zachęcam do zostawienia komentarza. 6 tygodni zajęło, zanim znaleźliśmy się w tym miejscu. Mam nadzieję, że seria Wam się podobała i że docenicie moją pracę. Pozdrawiam!
_________________________________________________________________
Jeżeli jesteś zainteresowany moją dalszą twórczością, bądź chcesz być na bieżąco ze wszystkimi nowymi materiałami odwiedź mój Fanapge:
https://www.facebook.com/mrdonut064?fref=ts
______________________________________________________________
Komentarze