Historia

Rękawiczka

białadama 20 11 lat temu 13 487 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

– Czy dzisiaj wtorek?

– Nie, kochanie, dziś jest dzień umierania.

– Ale ja wolałbym wtorek.

– Zamknij się już, dobrze?

Anka sypnęła ziemią na pierś swego związanego kablem męża. Gdy tak leżał w głębokim dole, ubielony nieśmiałymi promieniami księżycowego światła, wyglądał jak porzucona marionetka, której poplątały się sznurki. Oczy też miał szklane jak lalka – żona odurzyła go chloroformem, zupełnie jak na filmach, które tak lubiła.

Anka przydeptała krawędź szpadla, by ostrze weszło głęboko w usypaną obok grobu stertę ziemi. Stęknęła, gdy zabolały ją plecy, z trudem uniosła kopczyk brudnego piachu i wysypała go na nogi swego ślubnego. Posapała chwilę i ponowiła czynność.

Po szóstym szpadlu, gdy jej mięśnie rozgrzały się, a robota wyraźnie posunęła się do przodu, zaczęła pogwizdywać.

– Po co jest ten cały piach, skarbie? – wybełkotał mężczyzna. Wypluł trochę błocka.

– Przygniecie cię i udusi. Po to właśnie jest.

– Aha. – Mąż Anki zamilkł na chwilę. – Czy to „Funky Town”?

– Co?

– To, co gwiżdżesz.

– Ach… Chyba tak. To ty jesteś muzykalny w tej rodzinie, Leoś.

Leon uśmiechnął się zdrętwiałymi wargami. Sypnęła mu ziemią w twarz. Przez chwilę pracowała w milczeniu, aż w końcu znowu się odezwał:

– Czemu chcesz, żebym się udusił?

Anka przerwała zasypywanie grobu. Wsparła się na szpadlu.

– To zapobiegawczo. Nie zrozumiesz.

– Przecież nie jestem taki głupi.

– Jesteś. Jakbyś nie był, nie musiałabym cię teraz zakopywać.

Leon spróbował się poruszyć, lecz kabel trzymał mocno, a i warstwa piachu była już dość ciężka.

– To był wypadek przy pracy – powiedział. – Normalnie nie zrobiłbym czegoś takiego.

Anka ponownie sypnęła ziemią, i znowu, i jeszcze.

– Są trzy zawody, w których błąd popełnia się tylko raz – odparła po chwili. – Lekarz może wszyć komuś fartuch do brzucha tylko raz, saper może przydeptać niezauważoną minę też raz, no i ty mogłeś zgubić rękawiczkę tylko przy jednej okazji.

– Kto ją znajdzie, kochanie? Spadła za kanapę.

– Ja bym znalazła, jak bym tam sprzątała, a policja posprząta tam jutro całkiem nieźle, wierz mi. Znajdą twoją rękawiczkę.

Anka odzyskała rytm i teraz sypała ziemię niczym wprawny robotnik. Jej ślubny już się nie odzywał, ale kobieta wiedziała, że nie padły jeszcze jego ostatnie słowa.

– Kotku – wydusił z siebie wreszcie. – Możemy to wszystko naprawić.

– Taa? – Anka uśmiechnęła się ponuro. – Ciekawe, w jaki sposób. Miałeś tylko wykonać zwykłą robotę i na dokładkę ukraść jakąś książkę. Zgubiła cię rutyna i teraz nie ma odwrotu.

– Mogę tam pójść i zrobić tym policjantom to samo, co studentce.

– Nie bądź głupszy niż jesteś. Zresztą akurat teraz nigdzie nie możesz pójść, bo tak się składa, że leżysz związany w grobie i zaraz cię zakopię. Ciebie, twoją kominiarkę i przeklętą drugą rękawiczkę. Nie ma sprawcy, nie ma dowodów, nie ma sądu i więzienia.

– Obeszłoby się bez tak drastycznych…

– Drastycznych? Ha! – Anka z furią przydepnęła krawędź ostrza szpadla. – Ciesz się, że to nie gliny i nie pieprzona Alabama albo inny Teksas! Tam to dopiero byłoby drastycznie, z krzesłem elektrycznym albo publiczną szubienicą! Mieliby ludzie kino za darmo! Spotyka cię łagodna kara, zaufaj mi.

– Ale to nieludzkie…

– Co nieludzkie, co? – Anka rozpostarła ramiona i zakręciła się teatralnie wokół własnej osi. – Nie widziałeś naszego ogródka, stary bałwanie? Piętnaście pagórków szpeci mój trawnik, a pod każdym leży takie jedno twoje „nieludzkie”! Lepiej byś milczał i umierał jak mężczyzna.

– One wszystkie były martwe, jak je zakopywałem.

– Też będziesz martwy, nie bój się. Jesteś w rękach fachowca.

Anka gniewnie pochwyciła trzonek szpadla i nagle zamarła, wpatrzona w jakiś punkt podwórka.

– Co jest? – zaniepokoił się Leon. – Nic stąd nie widzę. To policja?

– Bądź cicho teraz. – Kobieta chwyciła łopatę oburącz i odstąpiła parę kroków od krawędzi grobu. Leon stracił ją z oczu. – Ta dzisiejsza chyba się odkopała. Musiałeś słabo uderzyć. Zaraz wracam.

Mężczyzna wytężył słuch – tylko to mu pozostało. Rozmowa z żoną wyzuła go ze wszystkich sił – z miażdżącym ciężarem ziemi na piersiach każde słowo kosztowało go bardzo wiele.

Słuchał, jak Anka idzie po żwirze. Jej kroki były lekkie, szybkie – skradała się, ale nie jak mysz unikająca kota, lecz jak puma chcąca zaskoczyć ofiarę.

To za tę klasę ją kochał – między innymi.

Nagle usłyszał krótki wrzask jakiejś dziewczyny i głuche uderzenie. Chrzęst. Anka jęknęła i – o ile mężczyzna mógł to ocenić po samych dźwiękach – osunęła się na trawę.

Cisza.

Kroki.

– Hej! – wrzasnął – Jestem w grobie! Pomóż mi!

Po chwili umorusana ziemią i krwią twarz studentki ukazała się nad krawędzią dołu.

– Nic panu nie jest? – zapytała.

– Nie, ale uważaj na tego faceta, gdzieś się tu pewnie kręci. – Spryt jest cechą dobrego zabójcy. – Pośpiesz się, może nadejść w każdej chwili.

Studentka położyła się na krawędzi dołu i wyciągnęła do niego rękę. Leon mozolnie pracował nad kablem odkąd Anka przerwała zasypywanie i zdołał w końcu oswobodzić ramiona. Teraz sapał, wytężając mięśnie, by przebić piach zdrętwiałymi kończynami. Wreszcie jego lewa dłoń, pokaleczona i zgrabiała od zimnej ziemi, wynurzyła się z mrocznego zawaliska.

Studentka chwyciła ją i pociągnęła do siebie. Leon wydobył z piachu drugie ramię i wyciągnął dłoń do swej wybawicielki.

Dłoń w rękawiczce.

Dziewczyna patrzyła na nią przez moment. Potem przeniosła poważny wzrok na człowieka, w którym rozpoznała swego oprawcę, i odsunęła się powoli od grobu.

– Hej! Nie zostawiaj mnie tutaj!

Nie zostawiła. Wróciła do ciała Anki po szpadel.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

to bardziej jest parodia jakiegoś horroru
Odpowiedz
Skala strasznych historii 4/10
Odpowiedz
Naprawdę dobre. Osobiście podoba mi się.
Odpowiedz
A mi to przypomina takie typowe, polskie małżeństwo :D
Odpowiedz
Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, dlaczego Anka go zakopuje?
Odpowiedz
dał ciała przy zabójstwie dziewczyny (a nawet podwójnie - nie tylko zgubił rękawiczkę, ale nawet jej nie zabił...), Anka usuwa dowody (prościej przecież zakopać męża niż wbić się na miejsce nieudanego zabójstwa i wyciągnąć rękawiczkę, no nie?)
Odpowiedz
Ciekawe
Odpowiedz
Nic dziwnego, że wolał wtorek xD xD
Odpowiedz
Trochę nudne
Odpowiedz
Genialne, naprawdę. Strasznie mi się podoba ze względu na nieco ironiczne wypowiedzi bohaterów, i to, jak ujęłaś(łeś) rutynę zabijania, która wchodziła w codzienność małżeństwa. :)
Odpowiedz
takie jakieś dziwne
Odpowiedz
Super , nie straszne ale bardzo fajne :)
Odpowiedz
Narzekacie na wycięcie z kontekstu.A ja uważam, że wszystko jest tak jak być powinno.Znamy zawód małżeństwa, powód próby zakopania Leona pod ziemią, powód dla którego jego ofiara nie chciała mu pomóc...Daję 10/10.
Odpowiedz
ciekawa jestem co on musiał robić .3.
Odpowiedz
jakby ktoś wyciął 2/3 historii. Nie wiadomo o co chodzi, jak się kończy, po co, dlaczego i w ogóle.
Odpowiedz
Bardzo fajne. Strasznie mi się podobało. Chociaż nie straszne.
Odpowiedz
MOże nie straszne, ale mi sie bardzo spodobało, fajnie by było gdyby była 2 część ale raczej nie ma z czego :)
Odpowiedz
Straszne to nie jest...
Odpowiedz
Szczerze? To bardziej kryminał, jakby zaczął się od większej połowy opowieści i nie kończący się wcale do końca...jest to inne opowiadanie, chociaż jak dla mnie zbyt...hmmm...niezrozumiałe
Odpowiedz
wbrew pozorom prosta historia - małżeństwo seryjnych morderców (15 ofiar... no - 14 i pół...) i mąż nawalił przy robocie...
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje