Historia

Dom przy Tulipanowej 12

jaruga 3 5 lat temu 3 188 odsłon Czas czytania: ~15 minut

Opowiadanie zainspirowane historią,

która wydarzyła się naprawdę...

*

(odgłos klikania myszy komputerowej)

- Filtry, cena, wyświetl od najniższej...

Robert zrobił zaledwie dwa obroty scrollem myszki, gdy jedna z ofert szczególnie przykuła jego uwagę. Nieduży, zgrabny dom, który widniał na miniaturce wydawał się bardzo prestiżowy. Położony wśród zieleni, najprawdopodobniej nieopodal lasu w cichej, spokojnej okolicy, nijak nie pasował do przypisanej mu ceny. Działka, na której stał znajdowała się zaledwie kilkanaście kilometrów od stolicy, co umocniło w mężczyźnie przekonanie o prawdopodobnej pomyłce w opisie oferty. Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę po czym zdecydował zignorować ogłoszenie i zjechać w dół strony celem dalszych poszukiwań.

W tym momencie przyciski funkcyjne myszy przestały reagować. Tylko kursor pozostał wierny ruchom jego dłoni. Wędrował nim chaotycznie po całym pulpicie klikając co jakiś czas lewym przyciskiem urządzenia. Nic. Zrezygnowany, z głośnym westchnieniem, opadł na oparcie obrotowego krzesła i opuścił dłonie w kierunku podłogi. Postanowił wyłączyć komputer. Niechętnie położył palec na podświetlonym zieloną diodą przycisku. Ostatni rzut okiem na pulpit.

- Tulipanowa 12, podoba mi się... (wyszeptał)

Powoli zdjął palec z przycisku, ponownie położył dłoń na myszy i skierował białą strzałkę na miniaturkę tajemniczej oferty.

(odgłos kliknięcia myszy)

Ku jego zdziwieniu w oknie przeglądarki momentalnie załadowała się nowa strona. Zawierała kilka dodatkowych zdjęć nieruchomości i jej najbliższej okolicy. Podziwiał je na pełnoekranowym podglądzie będąc pod wrażeniem schludnego, urządzonego w nowoczesnym stylu mieszkania. Zarówno wnętrze jak i elewacja budynku nie budziły najmniejszych zastrzeżeń co do wykonania. Ale ta cena... Szybko stwierdził, że gdyby okazała się nie być pomyłką, byłoby go stać nie tylko na dom ale też na dobrej klasy auto. Zdolność kredytowa jaką posiadał dawała mu bowiem taką możliwość.

Robert miał 32 lata i robił karierę w jednej ze stołecznych korporacji. W środowisku, w jakim się obracał, dom i samochód były wyznacznikami sukcesu i uznania.

Do tej pory wynajmował mieszkanie na warszawskim Mokotowie a na weekendy przyjeżdżał do rodzinnego domu, mieszczącego się w okolicach Lublina. Dłuższy czas nosił się z zamiarem zakupu mieszkania. Zdecydował, że jeśli trafi się okazja, bez zastanowienia z niej skorzysta.

Opis oferty był krótki, ale zawierał wszystkie niezbędne informacje. Najdziwniejsza dla niego była jednak wzmianka o następującej treści:

Cena podana w ogłoszeniu obowiązuje wyłącznie dzisiaj do północy.

Pewnie ktoś musi natychmiast wyjechać i potrzebuje pieniędzy - pomyślał.

Szybko sprawdził godzinę dodania ogłoszenia. Okazało się, że widnieje na niniejszej stronie od zaledwie kilkunastu minut.

Chwycił leżącego na biurku smartfona, odblokował go i wystukał numer wyświetlony na ekranie monitora. Po naciśnięciu zielonej słuchawki przyłożył aparat do ucha. Rozległ się długi sygnał, który został przerwany przez charakterystyczny, ciężki, męski głos:

- Słucham. - zabrzmiał ochryple, aczkolwiek przyjaźnie.

- Dzwonię w sprawie posiadłości przy ulicy Tulipanowej. Chciałbym...

- Zdąży pan przyjechać jeszcze dziś, aby obejrzeć dom? - przerwał mu rozmówca.

- Mogę być najwcześniej o 17:00. Jeśli cena z ogłoszenia nie jest pomyłką jestem poważnie zainteresowany.

- Świetnie. Kwota, którą podałem w pełni mnie zadowoli. Tak naprawdę bardziej niż na pieniądzach zależy mi na tym, żeby domem zaopiekował się ktoś, kto będzie zasługiwał na to, żeby w nim zamieszkać. Jesteśmy umówieni na 20:00.

- Chciałbym zapytać jeszcze o...

(bip, bip, bip - odgłos oznajmujący zakończenie połączenia przez rozmówcę)

Oszołomiony siedział z telefonem przy uchu dobre parę minut. Wewnątrz swojego umysłu analizował odbytą przed chwilą rozmowę. Z jednej strony na myśl o przeprowadzeniu niewiarygodnie korzystnej transakcji przepełniało go podniecenie. Rozważał nawet sprzedanie domu z dużym zyskiem. Z drugiej zaś - miał dziwne poczucie niepokoju.

- Oferta ważna do północy? Tylko dla tych, którzy na to zasługują? Co to w ogóle ma znaczyć? - debatował sam ze sobą.

Z zadumy wyrwało go podwójne piknięcie zegarka sygnalizujące wybicie pełnej godziny. 14:00. Zerwał się na równe nogi i szybko doprowadził do względnego porządku. Spotkanie miało się odbyć za 3 godziny a miał do przebycia w tym czasie jakieś 180 kilometrów.

Wsiadł do auta, wyjął ze schowka nawigację a po jej uruchomieniu wpisał adres docelowy: Warszawa-Anin, ul. Tulipanowa 12.

Po wczytaniu mapy uspokoił się trochę widząc, że szacunkowo na miejscu będzie jeszcze przed czasem. Teoretycznie znał drogę i mógł posłużyć się mapą dopiero pod koniec podróży ale urządzenie obliczało orientacyjny czas dotarcia do celu, dzięki czemu wiedział jak szybko ma jechać. Odpalił silnik i ruszył w drogę. Mijając kolejne miejscowości rozmyślał o domu, który już wkrótce może stać się jego własnością i zarazem pozytywną zmianą w życiu, o wrażeniu jakie zrobi na rodzinie i współpracownikach i ogólnie o szczęściu, które mu się przytrafiło.

*

- Obudź się! - rozległ się w jego głowie ten charakterystyczny głos, z którym przeprowadził dzisiejszą rozmowę telefoniczną. Praktycznie w tym samym momencie usłyszał potężny klakson kilkunastotonowej ciężarówki, na której pas zjechało jego auto.

(dźwięk klaksonu tira)

Odbił mocno kierownicą i jakimś cudem, w ostatniej chwili uniknął zderzenia z kolosem. Włosy zjeżyły się na jego głowie. Sam nie wiedział, czy było to spowodowane zagrożeniem życia, czy niezwykle wyraźnym głosem, który go obudził. Mógłby przysiąc, że poczuł czyjś oddech na policzku w momencie, w którym go usłyszał. Tak, jakby ktoś siedzący na miejscu pasażera krzyknął mu do ucha.

- Za 500 metrów skręć w lewo - dźwięk, który wypłynął z milczącej od dłuższego czasu nawigacji nieco otrząsnął go z szoku.

Robert zwolnił wypatrując najbliższego zjazdu. Po chwili skręcił w asfaltową ulicę opuszczając trasę szybkiego ruchu. Zarówno po lewej jak i prawej stronie miał teraz ścianę drzew. Po chwili nawigacja ponownie ożyła.

- Za 50 metrów skręć w prawo.

Najbliższa droga była nieutwardzona i prowadziła wgłąb lasu. Wypatrując w oddali następnego bardziej pewnego skrzyżowania, zastanawiał się, czy oby na pewno to tutaj powinien skręcić. Brudna tabliczka przybita do jednego z drzew nie pozostawiała jednak wątpliwości. Robert skręcił w ulicę Tulipanową.

- Miejsce docelowe będzie po lewej stronie.

Nierówna droga wymusiła na nim bardzo powolne tempo. Dochodziła 17:00, toteż październikowe słońce zaczynało stopniowo chować się za horyzontem.

Robert z niecierpliwością wypatrywał jakichkolwiek zabudowań. Po pokonaniu pierwszego łuku w niedalekiej odległości dostrzegł ogrodzenie z czerwonego klinkieru. Takie samo jakie otaczało dom, który oglądał na zdjęciach. Po chwili zobaczył dach a spomiędzy drzew zaczął wyłaniać się budynek.

Jechał wzdłuż ogrodzenia, które stanowiły wymyślnie powyginane, kute przęsła. Podziwiał dom, któremu elegancji dodawała równo przystrzyżona trawa. Był oczarowany bajkowym widokiem, który cieszył jego oczy.

Kiedy dojechał do dużej, dwuskrzydłowej bramy usłyszał ostatnie słowa swojej towarzyszki podróży:

- Jesteś u celu.

Wziął głęboki oddech i chwycił za telefon celem poinformowania właściciela o swoim przybyciu. Było to zbędne, ponieważ jeszcze zanim zdążył odszukać numer w połączeniach wychodzących, brama zaczęła się otwierać zapraszając go do wjazdu na posesję. Właściciel najwyraźniej go wyczekiwał.

Wrzucił pierwszy bieg i wjechał w bramę. Auto leniwie wtoczyło się pod dom po równo ułożonej kostce. Wyłączył silnik i wysiadł z samochodu. Podszedł do drzwi, uformował dłoń w pięść i uniósł na wysokość głowy celem wykonania kilku zdecydowanych zapukań. Nie było mu to dane, ponieważ nagłe otwarcie drzwi spowodowało, że jego ręka dosłownie wpadła w światło futryny.

Naprzeciw niego stał uśmiechnięty mężczyzna w średnim wieku.

Odwinął rękaw flanelowej koszuli odsłaniając pokaźny złoty zegarek. Spojrzał na niego, po czym oznajmił serdecznie:

- Już mi się Pan podoba! Punktualność to bardzo cenna cnota.

Dostojnym gestem zaprosił Roberta do środka.

Robert posłusznie przekroczył próg mieszkania, poczym ścisnął wyciągniętą w swoim kierunku dłoń. W tym momencie usłyszał stłumioną, jakby nuconą pod nosem melodię. Dochodziła chyba zza lekko uchylonych drzwi, które znajdowały się bezpośrednio przy wejściu. Kiedy spojrzał w ich kierunku gospodarz zacisnął swoją dłoń nieco mocniej wyrywając go z analizy autentyczności tego zjawiska. Robert automatycznie stwierdził, że zmęczenie podróżą może mieć wpływ na jego postrzeganie rzeczywistości.

- To wejście do piwnicy. Jeszcze zdąży ją Pan zwiedzić Panie Robercie. - kiedy to powiedział na jego twarzy pojawił się niepokojący, lekko zauważalny uśmiech. Robert nie był pewny czy podawał mu swoje imię w rozmowie telefonicznej. Pewnie tak, bo niby skąd miał wiedzieć jak się nazywa? - Oto dom, którego może być Pan właścicielem. Proszę za mną.

Robert udał się za swoim przewodnikiem. Jego nozdrza łechtał zapach nowości. Krocząc wąskim korytarzem czuł się jak na wycieczce w muzeum. Na ścianach wisiały zdjęcia rodzinne właściciela oprawione w stylowe ramy.

- Tutaj jest salon połączony z kuchnią - opowiadał mężczyzna. - Garderoba, obok sypialnia z wyjściem na taras.

Wszystko wyglądało tak jak na zdjęciach, jednak kiedy zobaczył to na własne oczy zaczął pożądać tego miejsca jeszcze bardziej. Kryształowe żyrandole mieniły się niczym lekko pofalowane jezioro w promieniach słońca. Salon był bardzo przestronny. Jasna, lśniąca, marmurowa podłoga wprawiała go w dyskomfort, kiedy stąpał po niej obutymi stopami.

- Proszę się nie krępować! Już może Pan zacząć się czuć jak u siebie. Przygotowałem dla Pana sypialnię na górze.

- Jak to? - zdumiał się Robert. - Bardzo Pan uprzejmy, ale...

- Nie chce Pan go kupić prawda? - przerwał mu gospodarz - Jeśli tak to rzeczywiście szkoda zarówno pańskiego jak i mojego czasu. Dam szansę kolejnej osobie a było ich tyle, że musiałem zdjąć ogłoszenie z portalu.

Robert czuł się dziwnie w całej tej sytuacji. W myślach na przemian ukazywały mu się obrazy małego, wynajmowanego mieszkania, gospodarstwa rodziców oraz 15-letniego auta.

- Nie, nie ma potrzeby! Jestem zdecydowany i chętnie skorzystam z możliwości spędzenia nocy w domu, który zamierzam kupić. - odparł spokojnie zmuszając mięśnie swojej twarzy do uformowania ust w jak najbardziej naturalnie wyglądający uśmiech.

- Proszę rozgościć się w sypialni na piętrze, visa vis łazienki. Niebawem zawołam Pana na kolację.

- Ale ja nawet nie mam...

- Wszystko jest przygotowane, piżama, ręcznik, szczoteczka do zębów. Gdyby czegoś brakowało - po prostu proszę dać znać.

- Dziękuję. Naprawdę nie spodziewałem się takiego przyjęcia. - odparł pokornie Robert ponownie zmuszając się do uniesienia kącików ust.

Odwrócił się w stronę schodów i choć zaniepokojony, z zaciekawieniem pokonywał kolejne stopnie. Na piętrze zastał długi korytarz z 6 parami drzwi do poszczególnych pokoi. Podłoga wyłożona była miękkim, czerwonym dywanem a ściany zdobiła tapeta o wymyślnych wzorach.

Robert zdjął buty, by po chwili przyjemnie stąpać po szkarłatnej tkaninie. "Wielmożny Królu Robercie, proszę wybrać sobie komnatę." - zaświtała mu myśl. Na obu ścianach wisiały zdjęcia. Wyglądało na to, że miał żonę i dwie córki. Szybko odszukał łazienkę, po czym zajął pokój ulokowany po przeciwnej stronie korytarza.

Był przyjemnie minimalistyczny. Stało w nim po prostu łóżko pokryte aksamitną, fioletową narzutą. Na niej zaś leżał złożony w kostkę biały ręcznik i nowa - jak mu się zdawało - jedwabna piżama. Usiadł na łożu gładząc dłońmi przyjemny w dotyku materiał, po czym bezwładnie opadł na nie dając ukojenie swoim spiętym po podróży lędźwiom. Było mu błogo. Czuł, że spędzi w tym miejscu resztę swojego życia.

*

(odgłos grzmotu i padającego deszczu)

Zimne krople rozbryzgujące się na twarzy Roberta oswobodziły go z objęcia Morfeusza. Powoli uniósł powieki a kiedy błysk rozjaśnił niebo, które zobaczył przez olbrzymią dziurę w dachu, otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

"Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć?!" - pomyślał.

- 13, 12, 11... - dziewczęcy głos dobiegał z ciemnego kąta pomieszczenia. Mężczyzna był tak sparaliżowany, że z trudnością zdołał przekręcić głowę w tamtym kierunku - 10, 9, 8 - jego oddech przyspieszył - 7, 6, 5 - wstrzymał go całkowicie - 4, 3, 2, 1... szukam! - po tej komendzie z mroku wyłoniła się dziewczynka ubrana, w długą, białą, nocną koszulę. Była blada jak trup i zdawała się go nie widzieć. Rozejrzała się wokół i wybiegła z pomieszczenia.

- Nie mów jej, że tutaj jestem. - usłyszał szept ze swojej prawej strony.

Przekręcił głowę i ujrzał leżącą między nim a ścianą drugą dziewczynkę. Jej skóra była wręcz biała a szyję szpeciła okropna, sina bruzda.

Robertem wstrząsnęła potężna dawka adrenaliny sprawiając, że dosłownie wyskoczył z łóżka. Chciał krzyknąć ale powstrzymał go palec dziewczynki, który przyłożyła do swoich fioletowych ust.

- Ciii, bo Laura mnie znajdzie. - szepnęła.

Zaczął powoli oddalać się od posłania, które okazało się być starą, podartą wersalką z wystającymi niczym kolce sprężynami. Każdy krok powodował odzew starej, drewnianej podłogi. Uderzył go chłód powietrza wpadającego przez wybite okno. Wszędzie było pełno szkieł. Rozglądał się wokół z niedowierzaniem. Od ścian odpadał tynk, odsłaniając czerwoną cegłę.

Dach przeciekał także w innych miejscach, o czym świadczyły kałuże znajdujące się na podłodze. Mocny zapach stęchlizny dawał się Robertowi we znaki. Zszokowany spoglądał na wpatrującą się w niego dziewczynkę.

Wyglądała na szczęśliwą. Warunki, które dla niego były odrażające, zdawały się nie robić na niej żadnego wrażenia. Była nienaturalnie spokojna, tak jakby wszystko było w należytym porządku.

- Tata powiedział, że się z nami pobujasz. - powiedziała, wdzięcznym, dziecięcym tonem, po czym uniosła brodę ku górze odsłaniając wżartą w skórę bliznę. Głośne strzyknięcie w okolicach jej szyi wstrząsnęło Robertem. Dosłownie czuł jak jeżą się wszystkie włosy na jego ciele.

- Ta-ta? - ledwie wyjęczał dwie następujące po sobie sylaby, gdy dom wypełnił przeraźliwy odgłos skrzypienia otwierających się na parterze drzwi.

Spojrzał w stronę korytarza. W wejściu do pokoju nie było nawet futryny.

"Przecież jeszcze niedawno było tu tak pięknie. Teraz to jest jakaś zatęchła melina. Co się dzieje?"

Kiedy ponownie spojrzał na łóżko, dziecka już nie było. Echo skrzypiących drzwi zastąpiły ciężkie kroki, które stawały się coraz bardziej wyraźne. Były powolne. Ktoś swobodnie przechadzał się po parterze zmierzając w stronę klatki schodowej. Po chwili słychać było stąpanie po schodach. Wchodził na górę. Kiedy odgłos kroków zaczął wypełniać korytarz na piętrze, Robert poczuł, że niepokój i obawa przed nieznanym zaczynają przemieniać się w strach. Ten ktoś był coraz bliżej. Był pewien, że za chwilę dowie się, kto idzie w jego kierunku. W momencie, kiedy powinno to nastąpić nie zobaczył nic. Odgłos kroków zaczął echem odbijać się w pomieszczeniu, w którym się znajdował. Skrzypiący gruz i chlupanie kałuży to znak, że to coś jest już bardzo blisko.

Robert cofał się powoli do tyłu a kiedy poczuł na plecach opór jednej ze ścian, zamarł w bezruchu. Ostatnim dźwiękiem jaki usłyszał było chlupniecie kałuży znajdującej się kilkanaście centymetrów od jego stóp. Wstrzymał oddech. Słyszał teraz tylko szaleńcze bicie swojego serca.

W tej chwili poczuł mocny ucisk na lewej kostce i potężne szarpnięcie, które sprawiło, że runął plecami w kałużę. Zatkało go. Łapczywie złapał ogromny chełst powietrza i zaczął panicznie wrzeszczeć. Niezidentyfikowana siła ciągnęła go po wysypanej szklanymi odłamkami podłodze jak worek. Czuł jak szkła wbijają się w jego skórę.

Wleczony wzdłuż korytarza chaotycznie próbował złapać się czegokolwiek ale jedyne, co udało mu się zrobić, to oderwać pozostałości tynku ze ścian. Nie czuł bólu spowodowanego przez połamane paznokcie. Jedyne, co teraz czuł to paniczny lęk.

Im głośniej krzyczał, tym bardziej był poniewierany. Po tym, jak został poturbowany na betonowych schodach zaczął zawodzić.

- Zostaw mnie, słyszysz?! Nie chcę tego domu! Chcę odejść!

Na nic zdały się jego prośby. Zbliżał się do zejścia do piwnicy. Niczym brzytwy chwycił się wystającego ze ściany zbrojenia. To coś jednak ciągnęło go tak mocno, że po jego wysiłku pozostał tylko krwawy ślad.

Kolejne schody. Znowu ta melodia... Jakby nucona pod nosem. Coś w rodzaju kołysanki.

Kiedy został dosłownie rzucony na betonową posadzkę piwnicy, jego oczom ukazał się makabryczny widok.

3 pary stóp unoszące się nad podłogą. Uniósł głowę. Patrzył w oczy kobiety trzymającej za ręce dziewczynki, które wisiały obok niej. Jej szeroko otwarte oczy spoglądały bystro na niego zza spływających na twarz pasm czarnych włosów.

Wnet poczuł jak coś obejmuje jego tułów przyciskając doń ręce tak, że był w stanie poruszać zaledwie nadgarstkami. Złowroga siła uniosła jego ciało nad podłogę. Na wysokości swojej głowy ujrzał pustą pętlę. Ogarnął go amok. Był bezsilny. Wymachiwał nogami w powietrzu a kiedy jego głowa przechodziła przez światło pętli wydał z siebie ostatni ryk rozpaczy, który w jednej chwili został przerwany. Jego zawieszone w powietrzu ciało nagle runęło w dół. Poczuł ból w okolicach karku, któremu towarzyszył odrażający dźwięk przypominający łamaną gałąź. Palcom stóp brakowało zaledwie kilku centymetrów aby dosięgnąć podłogi. Powoli tracił przytomność. Coraz ciszej słyszał makabryczną kołysankę. Ostatnią rzeczą jaką widział oprócz swoich stóp była ręka odziana w czerwoną, flanelową koszulę w kratę ze złotym zegarkiem na nadgarstku. Chwyciła jego bezwładną dłoń w geście gratulacyjnym.

- Witaj w domu Robercie...

*

W głębi lasu podwarszawskiego Anina,

jakieś kilkaset metrów od zabudowań,

na tyłach tzw. Górki Delmacha stoi dom

(a właściwie ruina, która po nim została).

Mieszkała tam szczęśliwa rodzina z dwójką dzieci.

Niestety ich ojciec zaczął popadać w długi,

nie potrafił poradzić sobie z problemami,

aż w końcu oszalał.

Zamordował żonę i dzieci, a sam zniknął.

Trzy ciała znaleziono powieszone w piwnicy.

Od tamtej pory przy Tulipanowej 12 nikt nie mieszkał.

Posiadłość popadła w ruinę.

Ci, którzy nocą odwiedzają miejsce zbrodni twierdzą,

że dom jest nawiedzony -

duchy matki i dzieci wciąż są tam obecne.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Naprawdę ciekawe. Cały czas trzyma w napięciu. Nie zauważyłem również błędów ortograficznych czy interpunkcyjnych. Naprawdę dobre opowiadanie!
Odpowiedz
Dziękuję!
Odpowiedz
Fajne
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje