Historia

ZABIŁEM SIĘ JUŻ OSTATNI RAZ

groni 1 3 lata temu 480 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Pierwszy raz, który pamiętam to były Termopile - 480 r p.n.e. Było nas niewielu. Wiedzieliśmy, że zginiemy, król też to wiedział, ale nie to spędzało mi sen z powiek. Spartanie nie znają strachu, ale wtedy naprawdę się bałem. Bałem się, że mój syn, mój nowonarodzony syn, który został w Sparcie, nie dożyje pierwszych urodzin. I tylko ta myśl sprawiła, że uroniłem łzę, kiedy dwóch Persów przebiło mi mieczami napierśnik.

Nowy Jork 2001
Kurwa. Szef jak zwykle kazał mi przygotować prezentację na już, a właściwie na przedwczoraj, no bo przecież powinienem był przewidzieć, że klient się dzisiaj pojawi i wszystko powinno być gotowe. Mary biegała z kawą i prawie z biustem na wierzchu żeby jakoś udobruchać szacownych klientów, którzy przecież w każdej chwili mogli wstać, pierdnąć nam w twarz, powachlować się grubym plikiem zielonych i pójsć do konkurencji. No bez jaj. Nawet jakbym nie chodził do kibla, nie marnował czasu na mruganie i oddychanie, nie było szans, żebym w 15 minut przygotował ofertę. Wiem jednak, że szef wywaliłby mnie na zbity pysk jakbym nie zdążył. Tak więc siedziałem i rzeźbiłem w gównie modląc się, żeby ten pierdolnik poszedł w cholerę. No i poszedł. Kiedy półtorej godziny później wygrzebałem się z gruzów poprzysiągłem sobie, że nigdy więcej nie będę pracował w korpo.

Little Bighorn 1876
Szalony Koń przewidział, że przyjdą. Wódz nigdy się nie myli. Bladych twarzy na początku było niewiele, tyle co ziaren w garści. Teraz jednak z patykami plującymi ogniem mnożyli się niczym kolorowe mrówki, gotowe pochłonąć wszystko co stanie im na drodze. Niosący Burzę zdobył kilka ognistych kijów zabijając blade twarze, ale ja tego brudnego przedmiotu nie mogłem dotknąć. Brzydziła mnie ta broń, która zabiła tylu naszych braci. Niestety mój łuk się złamał, a jeden z plujących ogniem patyków skierował się w moją stronę. Spadając z konia miałem tylko nadzieję, że Wielki Duch nie obrazi się, że go nie odwiedzę.

Brzeg rzeki Warty – 966 r n.e.
To nie był dobry czas. Świętowit nie sprzyjał memu władcy, gdy Wichman wespół z Wieletami srodze pobił jego siły. Oznaczało to jedynie, że pan mój niedostatecznie modły zanosił i ofiar nie składał. Próżno jednak tłumaczyć memu władcy, iż zwycięstwo nie w mieczu a w modłach pokładać należy. Pan mój nigdy przesadnie nie czcił bogów. Toteż wzburzyło mnie niezmiernie gdy w noc najczarniejszą woje pana mego wjechali w dom mój i obcięli mi głowę w imię nowego „lepszego” Boga. W czymże on lepszy skoro nim jeszcze się pojawił to śmierć sprowadza.



Bieszczady 2020
No i tak się sprawy mają. Nie umierałem pierdyliard razy. Skakałem sobie po czasie jak dziwka po kliencie. Zapewne byłem też wcześniej i popierdalałem z patykiem za mamutem. Oglądając film 'Hancock' mam wrażenie, że ktoś nakręcił moją biografię, tylko srogo przesadził jeśli chodzi o supermoce. Nie, nie latam. Nie podnoszę samochodów. Ale za to chlałem, więc miałem coś z tym murz... o, sory, AFROAMERYKANINEM wspólnego. To też jest pojebane. W sensie poprawność polityczna. Bylem czarny już dwa razy. Raz zapierdalałem na plantacji bawełny. Nie było źle. Dostawałem jeść, pić i generalnie prawie wcale nie dostawałem wpierdolu. Potem byłem gangsterem. A właściwie taką popierdółką w gangu, która też dostawała jeść, pić i jedynie umierkowany wpierdol. Także w sumie to ich nie lubię. Za każdym razem jak „umierałem” to musiałem najpierw rozkminić kim teraz jestem.  Pogodziłem się już z tym, że jestem jedyny w swoim rodzaju. Ktoś kto mnie wymyślił miał doprawdy kiepskie poczucie humoru. Zawsze jak znudzi mi się jakieś życie to mogę skoczyć z mostu i pojawić się znowu jako Eskimos, kierowca autobusu, uchodźca albo gwiazda porno niższego sortu. Ze dwa razy zdarzyło mi się też być zwierzęciem. Raz byłem nosorożcem, którego kłusownicy zabili dla rogu a innym razem gołębiem i bawiłem się obsrywając damy dworu. Trudno powiedzieć kim jestem. Całemu temu procesowi najbliżej do reinkarnacji z tą różnicą, że pamiętam każde poprzednie wcielenie. Zawsze po paru latach zabijam się specjalnie, żeby zobaczyć co będzie dalej. Obstawiam jednak, że przez moje poprzednie życie srogo sobie nagrabiłem, bo teraz już zabić się nie mogę. Dość już miałem obserwowania z boku ludzkiej głupoty. Na mój rozkaz wymordowano miliony. Niespecjalnie mnie to ruszyło, bo widziałem już tyle wojen, śmierci, że parę milionów w tą czy w tamtą nie robi mi już różnicy. A że trzeba było to jakoś wyjaśnić to wymyśliłem, że dziwadła z pejsami stoją za wszelkim złem i generalnie wszyscy „nie nasi” do niczego się nie nadają. Wiesz już jak się nazywałem. Powariowałem trochę, a jak sprawa trochę przyschła, to po paru latach skoczyłem sobie z Iguazu.

Ze wzgórza rozciąga się piękny widok. Nie ma tu wielu ludzi, co wcale mi nie przeszkadza. Mam dużo czasu, żeby przemyśleć swoje życia, wyciągnąć wnioski. Kiedyś, w odległej przyszłości, kiedy rozsypię się w proch, może znowu postanowię zmienić świat, może tym razem na lepsze, ale teraz muszę po prostu czekać. Nie mogę się zabić. Nie mogę pokierować swoim życiem. Może to kara, a może tak po prostu miało być.  Niedługo przyjdzie zima, a ja zgubię ostatni liść...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Nice. Ciekawy pomysł, ładnie napisane
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Czas czytania: ~poniżej minuty Wyświetlenia: 1 049

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje