Historia

Koniec

Rav 0 3 lata temu 451 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Nie tak wyobrażałem sobie koniec świata – stwierdził mężczyzna wpatrując się w szary pył w całości pokrywający skalistą ziemię, z której co jakiś czas wyłaniała się kamienna tablica nagrobna symbolizująca nieuchronną śmierć kolejnego człowieka.

Stał po środku niczego nad głową mając jedynie mroczne niebo, rozbłyskujące co jakiś czas świetlistymi refleksami w każdym możliwym odcieniu czerwieni. Próżno było doszukiwać się na nim niegdyś znajdującego się tam słońca. Przed sobą, aż po zamglony horyzont widział jedynie ciągnący się w nieskończoność las nagrobków, z których każdy zawierał niewyraźne inskrypcję w pradawnym, dawno zapomnianym już języku. Ze wszystkich możliwych scenariuszy, dlaczego właśnie to? – spytał sam siebie chyba wyłącznie po to, aby zagłuszyć wszechobecną ciszę. Po chwili namysłu mężczyzna postanowił po prostu iść przed siebie. Nic gorszego i tak nie mogło go tu spotkać. Przynajmniej taką miał nadzieję.

Z każdym krokiem jego buty wzniecały tumany szarego pyłu, który następnie osiadał na skamieniałym podłożu. Wędrował długo na swojej drodze napotykając jedynie sterczące z ziemi kamienne tablice wytarte przez wieczny wiatr, który wiał nieubłaganie niosąc ze sobą pył i zawodzenia tych, którzy jeszcze nie polegli. Nie wiedział ile czasu szedł. Wszystkie zegary zatrzymały się kiedy tylko rozpoczął się koniec. Nie był nawet pewien czy ciągle podąża w tym samym ustalonym wcześniej kierunku. W końcu jednak po długiej i wyczerpującej wędrówce z gęstej mgły począł wyłaniać się nie pasujący do otoczenia kształt, który okazał się być niewielkim, skalistym pagórkiem. Wędrowiec skierował się w jego stronę uznając go za dobry punkt obserwacyjny.

Z niemałym trudem wspiął się po ostrych skałach zostawiając za sobą niekończący się las nagrobków spowity w ponurej mgle. Po wejściu na sam szczyt ku przerażeniu mężczyzny domniemany pagórek okazał się wcale nim nie być. Po drugiej stronie niewidocznej z jego wcześniejszej perspektywy spoczywała reszta skamieniałego cielska gigantycznego potwora przypominającego nieco zdeformowanego pająka o stanowczo zbyt dużej ilości odnóży. Wędrowiec przez chwilę zastanawiał się co spowodowało śmierć kolosa, jednak szybko porzucił tę myśl dochodząc do wniosku, że odpowiedź na to pytanie mogłaby tylko pogorszyć stan jego już i tak nadszarpniętej psychiki. Pył rodził monstra tak straszne, że nawet najśmielsze ludzkie wyobrażenia nie mogły się z nimi równać.

Wędrowiec wpatrywał się w zakryty mgłą horyzont próbując dojrzeć cokolwiek innego niż kamienne nagrobki, jednak bezskutecznie. Nagle uszu wędrowca dobiegł niepokojący i zarazem nie pasujący do niczego co tu widział dźwięk. Wydawało mu się jakby w oddali słyszał metaliczny zgrzyt ocierających się o siebie ogniw łańcucha przerywany ludzkim rozpaczliwym krzykiem. Mgła, która w tym momencie zrobiła się jakby gęstsza nie pozwalała mu dojrzeć źródła tajemniczych dźwięków. Słysząc wołanie o pomoc wędrowiec podjął jedyną jak mu się wtedy wydawało słuszną decyzję. Ruszył w stronę, z której dobiegały krzyki.

Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej zagłębiał się w nienaturalną mgłę, która ograniczała jego pole widzenia jedynie do kilku metrów przed nim. Wszelkie dźwięki ucichły. Pozostał jedynie wydający się być coraz bliżej szczęk łańcuchów. Jego uszu nie dobiegały już rozpaczliwe krzyki. Nawet wiecznie wiejący wiatr zdawał się jakby stracić na intensywności. Nagle wędrowiec usłyszał niepokojąco szybko zbliżający się do niego odgłos ciężkiego, miarowego oddechu połączonego z trzaskiem łamanych kości. Mężczyzna chciał uciekać, jednak było już za późno. Z gęstej mgły zaczął wyłaniać się kształt niepodobny do niczego innego co dane mu było zobaczyć w życiu.

Niespełna trzymetrowa, wychudzona postać podążała szybko w jego kierunku. Z każdym oddechem jego nienaturalnie powykręcane żebra wydawały przerażający dźwięk łamanych kości wtórując metalicznej kakofonii uderzających o siebie ogniw długiego łańcucha ciągniętego przez monstrum, do którego w równych odstępach przywiązane były ludzkie, niedawno jeszcze przepełnione życiem ciała. W drugiej zaś ręce Monstrum dzierżyło wielką, zardzewiałą łopatę służącą mu zapewne do rozkopywania grobów. Mężczyzna zastygł w bezruchu z przerażeniem malującym się na twarzy. Potwór całkowicie wyłonił się z mgły ukazując straceńcowi ostatnie co miał zobaczyć przed śmiercią. Wynaturzenie nie posiadało oczu ani nosa, a jedynym co znajdowało się na jego twarzy były łapczywie łapiące powietrze rozdziawione usta, z których sterczały rzędy cienkich, szpilkowatych zębów. Ubrany był w coś na kształt długiej, czarnej szaty z kapturem targanej przez wiatr i pył. Monstrum wyglądało jakby było pozszywane z kilku różnych płatów skóry, a każda z części jego ciała wydawała się jakby nie pasować do reszty tworząc tym samym prawdziwie makabryczny widok. Ciężkie kroki potwora nieubłaganie zbliżały się do nieszczęśnika, który sparaliżowany strachem nie był nawet w stanie się poruszyć. Przed nieuchronną śmiercią mężczyzna był pewien tylko jednego. To coś nie miało nawet prawa żyć…

---

Autor: Rafał Senderecki

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Czas czytania: ~1 minuta Wyświetlenia: 5 990

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje