Historia

Obecne zło

Kaniosek 0 2 lata temu 437 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Z niespokojnego snu, ponownie wyrywa mnie, ponure uczucie bycia obserwowanym.

Ściskający za gardło strach, powoli zaczyna pochłaniać moje zszargane myśli. Powoli z trudnością i obezwładniającym bólem głowy, roztrzęsiony wierzgam na łóżku. Z powątpiewaniem, liczę na chwilę ukojenia, dla mojego wyczerpanego mózgu. Błagam... Choć ułamek sekundy błagam o spokój - pomyślałem, nerwowo potrząsając głową. Obserwator nie dając za wygraną, szturcha mnie w obolałą rękę. Pragnie mojej uwagi. Tak, to ponownie ona. Jedna z nich. Nie chciałem na nią patrzeć. Jej widok zawsze przyprawia o panikę i dreszcz. Poczułem jak obmacuje swoimi powykręcanymi palcami, mojej wyniszczonej przez nerwy twarzy. Do moich nozdrzy wtargnął smród padliny. Wiem co muszę zrobić, aby znikła chociaż na jakiś czas. Wiem... muszę się przełamać i wpatrywać się w nią, do momentu, aż nie rozpłynie się w powietrzu. Muszę nakarmić ją zakorzenionym we mnie strachem, zanim znowu poczuje jej byt. Z trudnością uchyliłem swoje ciężkie powieki oczu. Dostrzegłem przed sobą, tę samą ubrudzoną, białą suknię ślubną. Postać stojąca nade mną, była widoczna jedynie od pasa, co oznaczało, że spogląda na mnie z góry, i muszę podnieść swój wzrok, aby spojrzeć prosto w jej oczy. Z lękiem odbierającym zmysły, zacząłem powoli przekręcać głowę. Wtedy ujrzałem jej przerażającą twarz... Wpatrywała się we mnie, skupiając całą swoją uwagę na obrazie mojej beznadziei. Czując łomotanie w klatce piersiowej, przyglądałem się przez jakiś czas, jej pozbawionych powiek, mętnych oczu i bladej jak marmur skórze. Jej sine usta, rozciągnęły się w szerokim chorym uśmiechu. Przeraźliwy zdarty głos zjawy, rozniósł się po pomieszczeniu, wprawiając mnie w paniczny strach. Po chwili, byłem świadkiem jak zjawa ucichła i ulotniła się gdzieś, znikając z mojego pola widzenia. Do moich uszu, dotarł uspokajający dźwięk, grających świerszczy za oknem. Oznaczało to dla mnie chwilowe wyciszenie.

Roztrzęsiony, jak po godzinie spędzonej na mrozie, wstałem z twardego łoża. Wychodząc z sypialni, trafiłem na wąski korytarz. pognałem nim, by w końcu stanąć wprost przed drewnianymi drzwiami. Uchylając je, po omacku zacząłem doszukiwać się włącznika światła. Gdy już natrafiłem na przełącznik, pomieszczenie zalał słaby blask, którego źródłem była licha jarzeniówka, wisząca pod sufitem. Powoli przesunąłem się w stronę lodówki. Uchylając drzwiczki, dosięgnął mnie chłód wydobywający się ze środka. Sięgnąłem ręką próbując znaleźć interesujący mnie przedmiot. wyczuwając pod palcami znajomy kształt, wyjąłem z lodówki strzykawkę. Opiaty kupione przez mojego dilera - Powiedziałem cicho, ledwo słyszalnym wycieńczonym głosem. Usiadłem na drewnianym krześle z oparciem. Nie myśląc zbyt długo, złapałem za opaskę uciskową, leżącą naprzeciwko mnie, na kulawym stole. nasunąłem ją na rękę i sprawnym ruchem mocno zacisnąłem. Patrząc na igłę, oparłem łokieć na krawędzi stołu, po czym powoli wsunąłem zimną stal pod skórę. Zawartość strzykawki wpłynęła w moje arterie. Poluzowując opaskę, poczułem nagły przypływ uspokojenia, odlatując gdzieś daleko myślami. Z pochylonej pozycji ciała, wyprostowałem się i odchyliłem do tyłu na siedzisku. Dostrzegłem przekrwionymi oczami, grupkę trzech martwych dzieci, stojących na wprost ode mnie. Uśmiechały się do mnie w niemym nieludzkim uśmiechu. Stały tak bezczynnie, wlepiając swoje czarne jak smoła oczy, w mój nijaki wizerunek upadłego człowieka. Z ich obskurnych, nieczystych i przemokłych ubrań, skapywała brudna woda. Wstałem, obojętnie odwracając się do strasznych sylwetek.

Udałem się w stronę salonu. Księżyc oświetlał swoim białym blaskiem starą kanapę, znajdującą się na środku, odpychająco wyglądającego pomieszczenia. Opadając z nóg, runąłem na nią, po czym w powietrze wzbił się obłok kurzu. Spojrzałem na poplamione okno, za którym ciemna niczym cień sylwetka, żałośnie uderzała głową o szkło, wydając przy tym wprawiające w grozę, agonalne jęki. Powieki zaczęły się robić coraz cięższe. przypomniałem sobie dzień, który przeklinam do teraz. Dzień, w którym wraz z grupką znajomych, całkiem przypadkowo natrafiliśmy na dziwaczną tabliczkę, w opuszczonym i zapomnianym przez świat domu. Wydawało nam się, że to jakaś mało znana gra planszowa. Po dłuższej chwili dociekania, odkryliśmy że mamy do czynienia z tablicą ouija. Kiedy postanowiliśmy nawiązać kontakt z drugą stroną, nie traktowaliśmy tego na poważnie. Prawdę mówiąc, każdy z nas był sceptykiem, negującym zjawiska nadnaturalne. Do czasu gdy każdego z nas zaczęły nawiedzać postacie umarłych. Zastraszając nas, grożąc nam i karmiąc się naszym strachem każdego dnia. Dwóch z naszej paczki popełniło samobójstwo, wieszając się na strychu własnych domów. Nie potrafili znieść swego brzemienia. Ostatni z nich, siedzi zamknięty w czterech ścianach zakładu psychiatrycznego. Mnie jako jedynego jeszcze nie wykończyły. Trzymam się, lecz na cienkim włosku. Czy mój los ulegnie kiedyś zmianie ? - Zapytałem sam siebie w myślach, przypatrując się na przeraźliwie otwartą, do granic możliwości twarz czterookiej postaci, dziesięć centymetrów przed moimi oczyma. Wsłuchiwałem się w szept, wpełzający do moich uszu niczym żmija - "Nigdy cię nie opuścimy. Będziemy z tobą po kres twych dni. Dopóki nie skończysz przysypany ziemią". W akompaniamencie mojego szlochu, obserwowałem jak pomieszczenie zaczynają wypełniać, pojawiające się znikąd, ciemne postacie umarłych. Przyglądały się, jak przeraźliwie jęczę, błagając ich o litość, która wiem, że nigdy nie nadejdzie...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje