Historia

Nie biorę już narkotyków

Magog 1 1 miesiąc temu 642 odsłon Czas czytania: ~11 minut

Więc tak... nie biorę już narkotyków.

To znaczy, nigdy nie byłem uzależniony. Nigdy nie brałem heroiny ani mety. Raz spróbowałem cracku. To było... tiaaa... Potem byłem czysty przez osiem miesięcy, aż Edzio, mój stary kumpel, podrzucił mi coś o nazwie K3. Oczywiście, że wziąłem.

– Stary, słyszałeś o K2? – zapytał Edzio. Sam już zajebał.

– Spice, tak. Syntetyczne zioło.

– Słuchaj, stary...

Zamrugałem. Spojrzałem na naszego wspólnego przyjaciela, Tomka, a potem z powrotem na Edzia.

– Słuchaj co?

– Co?

– Powiedziałeś „słuchaj, stary”, a potem uciąłeś.

– O czym rozmawialiśmy?

– K3.

– No tak. Słyszałeś o K2?

– Tak, ty mi o tym opowiadałeś.

Pochylił się w moją stronę.

– Słuchaj, stary. To gówno jest jak K2 i jeszcze trochę wyżej. Stąd nazwa K4.

– Myślałem, że powiedziałeś K3.

Tomek wkroczył do akcji.

– Zignoruj go, już odleciał. To żaden syntetyk, Karol. To coś nowego.

– To dlaczego nazwał to K4?

– K3.

– To dlaczego nazwał to K3?

– Bo haj przypomina mu bycie na syntetyku, czy coś w tym stylu. Ale to gówno to jest inny poziom. I to nie kanabinoid ani nic z tych rzeczy.

– Okej. Nie do końca... kurcze, pamiętasz, co stało się w zeszłym roku, no nie?

– Słuchaj, brałem to gówno już cztery razy. Nie miałem jeszcze ani jednego złego tripa. Podczas pierwszego, stary, byłem na takim haju. Nic nie miało sensu. Podczas drugiego czułem się jak astronauta. Myślę, że byłem poza wszechświatem.

– No dobra. I co jest poza wszechświatem?

– Powiedziałem, że byłem tam, ale nic nie pamiętam. Ale to było poryte.

Myśl wzięcia K3 była coraz bliższa memu sercu.

– Jak długo trwa haj?

– Zależy od losu. I jakości.

Podniósł małą torebkę z tabletkami.

– Znasz mnie, stary. Biorę tylko to, co najlepsze.

Mufinka, jego pies, warknęła z drugiej strony pokoju.

– Mufinka! Hej! Leżeć!

– Wszystko z nią ok?

– Nic jej nie jest, stary, spokojnie.

– Nic jej nie jest – powtórzył Edzio. Potem zaczął się śmiać.

– Wziął to, nie?

– Ta, wziął tuż przed twoim przyjazdem. Ja poczekałem, żeby ci wszystko wyjaśnić.

– Dzięki?

– To ja dziękuję, ty parówo – powiedział Edzio i wybuchnął śmiechem.

– Dzięki, Edzio.

Tomek włożył tabletkę do ust. Zrobiłem to samo. Po chwili zapytał:

– Jak się czujesz?

– Ja? W porządku. Jak długo to trwa?

Uśmiechnął się.

– Zaraz zobaczysz.

Mufinka znów zaczęła warczeć. Tomek klasnął.

– Mufinka! Cichutko. Chodź tu.

Spojrzałem na nią. Stała w swojej klatce, szczerząc zęby. Włosy na jej plecach stanęły dęba.

– Nie sądzę, żeby nic jej nie było.

– Nic jej nie jest. Edzio, wszystko ok?

Edzio leżał z twarzą zakopaną w poduszkach kanapy. Już się nie śmiał. Trząsł się.

– Będzie nam zimno, czy coś? – zapytałem.

– Zazwyczaj nie – powiedział Tomek. – Ale każdy trip jest inny. Wiem tylko, że to zajebista zabawa.

– Ok.

Edzio nie wyglądał, jakby się zajebiście bawił. Powiedziałem to Tomkowi.

– No cóż. Wiesz, jacy potrafią być twoi przyjaciele, skarbie – odpowiedziała moja mama.

– Wiem, mamo.

– Co?

– Powiedziałem: „Wiem, mamo”.

– Nie jestem twoją matką – odpowiedział ojciec Ludwik.

– Oh, przepraszam.

Pochylił się w stronę Tomka. Wyglądał na zaniepokojonego i... rozczarowanego? Oparł łokcie na kolanach, a dłonie złożył w geście modlitwy.

– Karol. Wiesz, że nie powinieneś tego robić.

– Wiem.

– Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w zeszłym roku. Co ty sobie myślałeś?

– Pomyślałem, że sobie poradzę.

Wpatrywałem się w podłogę. Dywan hipnotyzująco zwijał się w feeri barw.

– To będzie kiepska podróż.

Spojrzałem w górę. Ojciec Ludwik miał ten swój stary, zmęczony uśmiech. Typowe. Zmarszczyłem brwi.

– Co?

– To będzie kiepska wycieczka – powtórzył. – Tomek powiedział, że wszystkie jego tripy były zabawne. To nie znaczy, że nie można mieć złego.

– Ojciec Ludwik by tak nie powiedział.

– Człowieku, kim do cholery jest ojciec Ludwik? – zapytał ojciec Ludwik głosem Tomka.

Zamrugałem. Tomek siedział tam i patrzył na mnie, jakbym zwariował. Odchrząknąłem.

– Ksiądz z dawnych czasów. Miałem u niego komunię – powiedziałem.

Mufinka zaszczekała ze swojej klatki. Był to ogłuszający, obcy dźwięk. Żwirowy, ciemny. Spojrzałem na nią, a ona na mnie. Zaszczekała ponownie, ale tym razem nie otworzyła pyska.

– O kurwa – powiedziałem.

– Co? – zapytał Tomek. Czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark.

– Fajnie, że twój pies potrafi szczekać bez poruszania pyskiem. Możesz usiąść? Dziwnie się czuję.

– Tak, przepraszam – powiedział pastor Ludwik, zanim usiadł i stał się Tomkiem. – Siedzę, stary. – I zaśmiał się.

Rzeczywiście siedział. Spojrzałem w górę – na suficie nikogo nie było. Tomek przewrócił się od śmiechu. Od bolesnego śmiechu wyrywającego z płuc całe powietrze. Trzymał się za brzuch.

– Czy to naprawdę takie zabawne?

– To nie to – powiedział. – Pająki w twoich uszach śpiewają.

Uśmiechnąłem się.

– Tak? A co śpiewają?

Tomek nie mógł przestać się śmiać. W końcu ja też to usłyszałem.

– Stary – powiedziałem. – To piosenka z Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludów!

Tomek roześmiał się jeszcze mocniej.

– Człowieku, co? Co do chuja! To nie tak, stary.

– Co?

– Źle napisałeś. Krasnoludy. Powinno być – krasnoludki, a nie, kraslunodki. Co to kurwa są kraslunodki?

Spojrzałem w górę, na napis na ścianie. KRASLUNODKI. Dziwne. Tomek wciąż się śmiał. O wiele mocniej i dłużej, niż wymagała tego sytuacja.

– Jak mogę widzieć słowa, które wypowiedziałem?– zapytałem. Złapałem za „NO”, żeby przedstawić je na właściwe miejsce, kiedy Mufinka znów szczeknęła. Tak po prostu. Pojedyncze szczeknięcie. Brzmiała jak sam diabeł. Znów usiadłem.

– Spokojnie, kraslunodki – powiedziałem.– Następnym razem napiszę poprawnie, do chuja Pana.

– Tylko nie zapomnij – powiedziała Mufinka. Jedna po drugiej, litery składające się na słowo „kraslunodki” wyleciały przez kuchenne okno.

– Stary! – powiedziałem. – Litery uciekają! Zatrzymaj je! ZATRZYMAJ JE!

– Nie słyszę cię! – powiedział Tomek głosem ojca Ludwika, albo ojciec Ludwik głosem Tomka. Kto to był? Kurwa. Ktokolwiek to był, powiedział:

– Chodź na dół!

– Jestem na dole! – powiedziałem, zanim uderzyłem nogą w komodę w sypialni Tomka. Cofnąłem się o krok. Byłem teraz w sypialni Tomka na piętrze. – To... czekaj. Jak ja...?

– Zejdź na dół – powiedziała Mufinka. Nie widziałem jej, ale w jakiś sposób wiedziałem, że stoi na dole schodów, na dwóch nogach, z głową obróconą do góry nogami. Też masz tak, że wiesz, po prostu, kurwa, wiesz, że pies będzie tak wyglądał? To był jeden z tych momentów.

– Dobra – powiedziałem. – Podoba mi się tutaj!– Wyciągnąłem jedną z szuflad komody, wyrzuciłem całą bieliznę i prezerwatywy i położyłem ją sobie na głowie dla ochrony. – Nie ma mowy, żebyś mnie teraz dostała, ty dziwko!

Usiadłem na łóżku Tomka, ale stało na drugim końcu pokoju.

– Kurwa – powiedziałem, siadając na podłodze. – Boli mnie tyłek.

– Zejdź na dół – powtórzyła Mufinka, stojąc tak blisko mnie, że musiała siedzieć mi pod czaszką.

– Wynoś się stamtąd! – powiedziałem. – Moc szuflady, aktywacja!

Czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark.

– Hej!

Czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark.

– Przestań!

Czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark.

– Przestań powtarzać to zdanie!

– I co myślisz? – zapytał Tomek. Był w swoim pokoju. A przynajmniej tak mi się wydawało.

– Nie wiem, stary.

Zamrugałem. Nie było go tam. Słyszałem jego histeryczny śmiech na dole.

– Jasna cholera – Usłyszałem swój głos. Brzmiałem, jakbym był gdzieś daleko. Pod wodą. – Nie mam kontroli.

Zacząłem czołgać się w kierunku korytarza, a on czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark.

Odrzuciłem zdanie na bok; litery rozbiły się o ścianę i popłynęły na dywan. Czołgałem się dalej, ale teraz moje ręce grzęzły w ruchomych piaskach. Dotarłem do drzwi, ale szuflada komody na mojej głowie była zbyt szeroka. Odwróciłem ją w drugą stronę i ruszyłem w stronę schodów.

Edzio zbliżał się do klatki Mufinki. Szeroko otwierał oczy i usta. Przerażona Mufinka wyła i szczekała.

– To dziwne – powiedziałem.

– To będzie zły trip – powiedział ojciec Ludwik.

– Już to mówiłeś, Ludwik. Pytam, dlaczego nie słyszę szczekania Mufinki.

– To będzie zły trip – powtórzył. Czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark.

– Dlaczego wszystko się powtarza?– zapytałem na głos.

Czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark.

– Dlaczego wszystko się powtarza?– zapytałem na głos.

– Pij wodę, pij wodę, stary stary – powiedział Tomek Tomek. Podał mi szklaną szklankę, a ja spróbowałem wypić ją do góry nogami. Woda rozlała się w wirujący wir, który był podłogą.

– O cholera – powiedziałem. – Straciłem wodę.

– Gdzie ostatnio to jadłeś, kochanie? – zapytała mama.

Spojrzałem na pustą szklankę.

– Nie pamiętam. Hej, Mieczysławie Foggu. Co zrobiłem z moją wodą? Zjadłem ją?

Mieczysław Fogg nie odpowiedział. Był zbyt zajęty unoszeniem się na odwróconym krześle, które było przymocowane do sufitu.

– KRACH – powiedziało jego krzesło. Mieczysław Fogg, który był również moim wujkiem Maćkiem, poprawił krawat.

– Daj mi znać, jeśli ją znajdziesz – powiedziałem. – Mógłbym przysiąc, że miałem ją tutaj.

HAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAU.

– Aaaaaaaa!

– To będzie zły trip, wiesz?

– Dlaczego dopiero teraz słyszę szczekanie Mufinki? To było jakąś godzinę temu!

Obejrzałem się. Edzio podniósł jej klatkę, z nią w środku, i trzymał ją nad głową. Mufinka skomlała, a on próbował zjeść całą klatkę. Rozwarł szczękę, aby zmieścić ją w środku, odsłaniając dokładnie 14 543 ostrych jak brzytwa zębów wielkości szyn.

HAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAU.

– Edzio, przestań! – Usłyszałem, jak mówię.

Zacisnąłem powieki i potrząsnąłem głową.

– Edzio, przestań!– Usłyszałem, jak mówię.

– Dlaczego?– Jego twarz zaczęła śnieżyć. Jak po przełączeniu telewizora na kanał, którego nie masz w abonamencie.

– Edzio, odłóż klatkę i uspokój się. Czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark.

– Co?!– powiedział Edzio. Upuścił budę; Mufinka zawyła.

– Nie wiem, stary – powiedziałem. – Twoja twarz śnieży. Jak po przełączeniu telewizora na kanał, którego nie masz w abonamencie...

– Moja twarz śnieży?! – zapytał Edzio, a jego głos przerywały zakłócenia. – A kto czołgał się po suficie, patrząc na ciebie? A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark?

Słyszałem te słowa, ale nie widziałem, żeby Edzio poruszał ustami. W rzeczywistości Edzio nawet już tam nie stał. Był w kuchni. Sięgał po nóż. Kurwa.

– To będzie zły trip, wiesz?

– Zamknij się, ojcze Ludwiku! Wiem to.

Edzio zaczął machać nożem przed swoją twarzą.

– Puszczaj mnie! – krzyknął. – ZEJDŹ ZE MNIE!

Odłożyłem nóż.

– Edzio, wstań.

Nie, chwila.

– Wstałem – powiedział Edzio, odkładając nóż.

Kurwa.

Wstałem.

– Edzio, odłóż nóż.

Proszę bardzo.

– To będzie zły trip, wiesz?

Odwróciłem się. Ojciec Ludwik stał na szczycie schodów. Ale to nie był Ojciec Ludwik. To była czarna postać.

– Ojcze Ludwiku, czerń ojca wyszczupla.

– Chodź na górę – powiedziała postać. Nie brzmiało to już jak ojciec Ludwik. Brzmiało jak śnieżenie. Prawie tak, jakby dźwięk śnieżenia uformował się w słowa.

– Nie mogę. Muszę uratować mojego przyjaciela przed śnieżącym nożem.

– Chodź na górę – powiedziała postać. – Chodź na górę. Chodź na górę. Chodź na górę. Chodź na górę. Chodź na górę. Chodźnagórę. Schody. Schody. Sufity. Sufity. Czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark. Kark. KARK. HAU. HAU. HAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAUHAU, ZEJDŹ ZE MNIE. ŚNIEŻENIE. ŚNIE. ŻE. NIE. Kim do chuja pana jest ojciec Ludwik? Czołgał się po suficie, patrząc na mnie. A jeśli mógł tak na mnie patrzeć, to miał kurwa złamany kark. ChodŹ Na GórĘ KRASLUNODY KOCHANIE To będzie zły trip, wiesz WIESZ WIESZ WIEEEEEEEEEEEEEESZ!

Zdałem sobie sprawę, że spadam. Spadałem, spadałem, spadałem. I było gorąco. Gdziekolwiek prowadził ten nieskończony tunel, było ciemno i gorąco. To raczej złe połączenie, prawda?

– Pomóż mi! – krzyknąłem. – POMÓŻ MI! SPADAM! – Zobaczyłem światło.

– Chodź na górę – powiedział głos zza moich pleców. Był to głos Tomka, ojca Ludwika, Edzia i mojej matki. – To nie jest zły trip, Karol – kontynuował. – To się dzieje naprawdę. I ty o tym wiesz. To, co uważałeś za prawdziwe, to tylko trip. Czas, przestrzeń – to iluzja. To jest to, co istnieje za Zasłoną. To jest to, co istnieje poza wszechświatem. To jest to, co czeka na ciebie na końcu.

– NIE!

Uderzyłem o ziemię. Podnieś go na nogi. Chodź na górę. I zdejmij mu to z głowy. Chodź na górę. Dołącz do śnieżenia. ŚNIEŻENIE. HAU.

– Wszystko w porządku?

Zamrugałem.

– Hej, młody – powiedział policjant. – Wszystko w porządku?

Rozejrzałem się. Leżałem na ulicy. Wokół mnie zaniepokojeni sąsiedzi, wszędzie radiowozy, a najwięcej przed domem Edzia. Mufinka skomlała w swojej klatce.

– Co? Co się stało?

– Leżałeś tutaj, krzycząc „UPADAM, UPADAM, NIE!”, z klatką dla psa, szufladą od komody na głowie i bez butów. Miałem nadzieję, że mi powiesz.

– Myślę, że ratowałem Mufinkę – powiedziałem.

– Kim jest Mufinka? To pies?

– Tak.

– Przed czym ją ratowałeś?

– Mój przyjaciel chciał ją chyba zabić. Potem próbował odciąć sobie twarz, bo wszystko... śnieżyło. Cholera jasna.– Mój trzeźwy mózg przetworzył nietrzeźwe słowa. – Jasna cholera. To... to było pojebane.

– Tak, to uczciwa ocena. Masz szczęście, że nie skoczyłeś z dachu. Możesz wstać?

Policjant pomógł mi wstać. Potknąłem się i ruszyłem z nim w stronę radiowozu.

– Czekaj – zapytałem. – Co się stało Tomkowi i Edziowi? Wszystko z nimi w porządku?

Spojrzał na mnie.

– Nie, młody. Nic nie jest z nimi w porządku. Właśnie dlatego nie należy się w to bawić. Teraz musimy posprzątać to, co zostało. Wsiadaj.

Poszedł porozmawiać z innymi policjantami i ratownikami medycznymi. Cholera. Sanitariusze? Dwa wózki? Karetka? Ja... Ja...

Ocknąłem się 36 godzin później, we własnym łóżku. Jak się później dowiedziałem, Edziowi udało się usunąć śnieżenie z twarzy wraz z całą jej resztą. Ostatnim razem, gdy słyszałem o Tomku, był w kaftanie bezpieczeństwa. Mufinka trafiła do schroniska, a później do nowej rodziny. Tyle z dobrych wieści.

Jeśli chodzi o mnie, powiedziano mi, że pewne skutki mogą nigdy nie ustąpić. Na początku im nie wierzyłem. Kto by uwierzył? I jak w ogóle przetworzyć tego rodzaju wiadomość?

Kurwa, nie wiem. Wiem tylko, że czarna postać wciąż stoi na końcu mojego korytarza, prosząc, bym do niej dołączył. I wciąż słyszę śnieżenie.

Źródło: TheJesseClark @ https://www.reddit.com/r/nosleep/comments/9z3cm6/so_yeah_i_dont_do_drugs_anymore/


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

o kur... jakie pokręcone... LUBIĘ TO;)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje