Historia
MOST SAMOBÓJCÓW
Most położony w lesie wzbudzał u okolicznych mieszkańców grozę i niepokój. O ile chętnie chodzili do samego lasu by zbierać grzyby i słuchać śpiewu ptaków, miejsce ze starym mostem raczej omijali. Był on położony nad skałami, co dawało ciekawy widok, ale samo przebywanie na nim nie było zbyt bezpieczne. Miał on kilkaset lat, a deski na nim niebezpiecznie trzeszczały. Znajdował się nad bardzo głębokim urwiskiem, gdzie nie było widać dna. Nie dlatego jednak wzbudzał niepokój… Nazwany był Mostem Samobójców i to nie bez powodu. Już pięć osób zakończyło życie skacząc z niego do urwiska. Urwisko pod mostem było tak głębokie, że ciał samobójców nie można było wydobyć. Byli tacy mieszkańcy, którzy mówili, że ich dusze nie zaznały spokoju. U części ludzi myśl ta powodowała uczucie strachu i niepokoju, u niektórych jedynie uśmiech pobłażania i dogadywanie o głupich zabobonach. We wszystkich jednak wzbudzał strach widok ubrań i fragmentów ciał leżących na skałach…
Okoliczny drwal przysięgał, że widział postać w lesie, podobnie babka-zielarka, ale nie byli traktowani poważnie.
Marta 25-letnia dziewczyna z miasteczka, była osobą zamkniętą w sobie, żyjącą we własnym świecie. Miała już za sobą nieudaną próbę samobójczą, kiedy podcięła sobie żyły, ale jej chłopak Radek znalazł ją w ostatniej chwili. Od tej pory on i jej mama oraz przyjaciółka Marty, żyli w niepokoju, że dziewczyna znów sobie coś zrobi. Marta miała za sobą trudną przeszłość – jej ojciec popełnił samobójstwo skacząc właśnie z mostu… Zażywała za dużo tabletek nasennych, tak jakby chciała przespać swoje życie. Chodziła do pracy w okolicznej bibliotece, spotykała się z przyjaciółką i chłopakiem, była wtedy normalną, pogodną dziewczyną, ale tydzień później potrafiła wrócić z pracy i nie wstawać z łóżka cały weekend.
Od pewnego czasu Marta wykazywała pewne ożywienie. Uśmiechała się tajemniczo, a w jej zielonych oczach pojawiały się iskierki, tak jakby coś planowała. Radek z niepokojem się pytał dziewczyny o co chodzi, jednak ona nie chciała mu nic powiedzieć.
Pewnej nocy matka znów zaniepokojona, tknięta złymi przeczuciami, poszła do pokoju Marty i zobaczyła puste łóżko. Zadzwoniła szybko do Radka, po kwadransie przyjechał zdenerwowany. Chodzili wokół domu, wołali głośno, nikt jednak nie odpowiadał. W końcu Radek drżącym głosem zaproponował, że pojedzie na Most Samobójców. Matka nie chciała tam jechać, gdyż kojarzył się jej ze śmiercią męża.
Radek zobaczył blisko mostu Martę, zobaczył jak jej długie brązowe włosy rozwiewały na wietrze. Zawołał ją, obróciła się i popatrzyła obojętnym wzrokiem. Zobaczył, że po moście w jej kierunku jedzie motor. Kierował nim wysoki mężczyzna. Radek podbiegł, chwycił Martę za rękę, ona się jednak wyrwała i podbiegła ku mężczyźnie na motorze.
Mężczyzna stanął, zdjął kask, był blady, miał dziwnie puste zielone oczy, które wydały się dziwnie znajome. Nagle Radek zaczął krzyczeć, przypomniał sobie fotografię na kominku i uświadomił, że człowiek ten był zmarłym ojcem Marty.
- Marta nie wsiadaj! On nie żyje! – krzyczał. Wtedy duch popatrzył na niego i uśmiechnął się szerokim, diabolicznym uśmiechem. Pojechał z Martą i wkrótce Radek zobaczył jak motor zjeżdża z urwiska, wraz z jego dziewczyną, która właśnie stała się szóstą ofiarą Mostu Samobójców.
autor: Hanna Bielecka
Komentarze