Historia

Kostka Mydła

selenka123 0 9 lat temu 1 121 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Rihianna i Izzy kłócili się coraz częściej. Były to drobne rzeczy ale małe kłótnie przeradzały się w awantury. Zdarzało się, że dochodziło do rękoczynów. Ale górą zawsze był Izzy. Rihianna starała się i robiła co może tylko żeby nie zdenerwować męża.

Tego dnia Rihianna gotowała obiad w kuchni. Nóż wyśliznął jej się z ręki. Kobieta zadała sobie nim głęboką ranę. Palec krwawił i zalewał wszystko. W tym czasie do kuchni wszedł Izzy domagając się obiadu. Gdy spostrzegł, że go nie ma zaczął wyzywać żonę. Ona powstrzymywała swoją złość i tamowała krew z rozciętego palca.

- Słuchaj mnie jak do Ciebie mówię! – Kobieta zaczęła płakać – Jesteś do niczego. Marnuje sobie tylko z tobą życie. Nic nie warta pokrako.

- Daj mi spokój! – Krzyknęła – Ne widzisz, że się zraniłam?

- I co z tego? Nie takie miałem razy. Nie umrzesz od tego.

- Ale to boli i krwawi!

- To weź plaster – Rihianna wzięła bandaż i jakoś zatamowała krew.

Dwa dni później ściągnęła plaster i bandaż. Kawałek skóry wraz z mięsem odszedł wraz z plastrem. Kobieta zaczęła piszczeć z bólu. Była spanikowana. Rana się nie goiła. Była z głęboka i wdało się zakażenia.

- Nie pojedziesz do szpitala – Mówił mąż – To nie jest nic groźnego! Tylko panikujesz – Nie chciał jej nigdzie zawozić.

Następnego ranka Izzy obudził się pierwszy. Zaczął szturchać żonę, że powinna wstać pierwsza ale ona jednak nie budziła się. Jej ręka zwisała bezwładnie z łóżka. Rihianna miała otwarte oczy ale nie mrugała nimi. Izzy przestraszył się. Zakrył ciało pod kołdrą i zaczął chodzić tam i powrotem po pokoju. Dzwonić na policję? Myślał. Nie! Oskarżą go o morderstwo. Ale przecież on jej nie zabił. Nie mają żadnych dowodów bo takowe nie istnieją. Wykręcił numer 997 ale linia była zajęta. To samo po chwili sygnał urwał się. Telefon nie działał. Nie! Nie zadzwoni… Pozbędzie się ciała.

Ułożył żonę na dywanie i zawinął. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Tak słucham? – Krzyknął z pokoju.

- Poczta – Odetchnął z ulgą. Odebrał jakąś paczkę po czym położył ją na ladzie i zaczął podnosić dywan ze zwłokami. Jak je wyniesie? Jak go ktoś zobaczy? Wyrzuci ciało przez okno ale wcześniej podjedzie autem.

Podjechał autem na tył bloku. Poszedł na górę i zrzucił zwłoki w dywanie. Uderzyły z gruchotem o asfalt. Rozejrzał się po oknach czy nikt nie patrzy. Nikt nic nie widział i nikogo nigdzie nie było.

Zbiegł na dół.

- Cześć Izzy! – To Teyllor. Kumpel z pracy – Co tam masz?

- Nie nic! – Powiedział. Na czole pojawiły się mu kropelki potu – Wywożę dywan do pralnie.

- A jak tam Rihianna?

- Poszła eee… – Zastanowił się – Poszła do koleżanki.

- Nie wiesz kiedy będzie? Mam do niej pewna sprawę.

- Nie wiem idź już bo mam dużo zajęcia – Z ulgą patrzał jak Teyllor odchodzi.

Zapakował dywan do wozu i odjechał. Na światłach zastanawiał się co zrobi. Już wiedział. Udał się do fabryki mydła gdzie pracował. Była sobota więc fabryka była zamknięta. Wjechał do środka i zaparkował. Wniósł ciało do budynku. Uruchomił maszyny i wszedł na górę po schodach do wielkiego bębna. Tak! Tutaj wrzuci jej ciało. Odwinął je najpierw w dywanu i uniósł. Oczy miała otwarte więc je zamknął ale one znowu się otwarły. Miał przy sobie taśmę więc je zalepił. Nie chciał żeby patrzała na niego jak wrzuca ją do wielkiej maszyny mielącej. Nacisnął guzik. Ostrza w maszynie uruchomiły się.

- Żegnaj – Powiedział i wrzucił ciało do środka.

Ostrze w szybkim tempie zmieliły ciało Rihianna. Pozostała już tylko wielka czerwona miazga, która przez maszynę szła dalej. Była poddawana kolejnym obróbką i następnym i jeszcze następnym. Na końcu maszyny zaczęły wychodzić czerwone kostki mydła – Kochanie chyba się nie pogniewasz jak zabiorę Cię do domu? – Zaczął się śmiać. Wziął kostki mydła i pojechał do domu.

Kiedy wszedł do mieszkania udał się do łazienki. Rozebrał się i włączył prysznic. Wziął jedną z kostek mydła i zaczął się myć. Najpierw twarz a potem reszta ciała. Piana była czerwona. Nagle zaczęła go szczypiec twarz. Opłukał ją pod bieżąca wodą. Ale ona szczypać nie przestawała. Niespodziewanie po którymś myciu spostrzegł, że wraz z woda popłynął kawałek jego skóry. Spojrzał do lustra. Włączył wodę w umywalce i starał się oczyścić krew z siebie, która nałożył myjąc się mydłem. Ale ona nie schodziła. To była jego krew!

Kawałki skóry zaczęły odpadać. Potem skóra z reszty ciała. Rozpuszczał się jakby ktoś polał go kwasem. Stał, patrzał w lustro. Jego twarz była poszarpana dotknął jej ale mięso przylepiło mu się do palców. Widział wszystkie żyły a później kości. Upadł, wpadając pod prysznic. Po pewnym czasie nie zostało z niego nic…

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje