Historia

Wioska z widokiem na śmierć

dark_feather 0 8 lat temu 1 254 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Był sam środek czerwca. Słońce grzało, wiatr już dawno ustał. Ptaki zamarły, a w powietrzu czuć było wilgoć nadchodzącej burzy. Spokojnie jednak wracałem do domu, poprzez polne ścieżki. Życie na wiosce ma wiele uroków, a drogi niedotknięte cywilizacją zawsze dla mnie największą zaletą tego miejsca. W ciszy leśnych dróżek zawsze można było pomyśleć nad wieloma sprawami, od najbardziej błahych jak co zjeść na kolacje, po naprawdę trudne wybory. Czasem skręcałem bardziej do lasu, by lepiej przemyśleć pewne kwestie. Dziś jednak musiałem iść prosto do domu. Chmury które leniwie gromadziły się na skraju horyzontu zapowiadały srogą ulewę. Moją głowę zaprzątały myśli o moich znajomych. Po raz kolejny organizowali oni imprezę w plenerze. Wiele razy już im odmawiałem, ale dzisiaj byli na mnie wyjątkowo źli, że nie miałem najmniejszej ochoty z nimi pić. Cóż, przyzwyczaiłem się, że nikt nie rozumie mojego pociągu do samotnego błąkania się, ale dzisiaj trochę przegięli. Zazwyczaj nie przejmowałem się ludźmi, ale dzisiaj było mi jakoś z tego powodu smutno. Nim jednak zagłębiłem się w ten problem dotarłem do domu. Cicho wszedłem do mojego pokoju unikając spotkania z rodziną, która zawsze stanowiła dla mnie źródło problemu. Gdy tylko rzuciłem się na łóżko usłyszałem jak krople deszczu zaczynają uderzać o moją szybę. Powoli odpłynąłem.

…………..

Nagły huk wyrwał mnie z błogiego odpoczynku. Otworzyłem szeroko oczy. Na dworze było ciemno, ale od razu rozpoznałem, że wynika to z zachmurzenia. Spojrzałem na zegarek. Po chwili mój wzrok dopasował się do ciemności. Spałem tylko pół godziny. Czując straszną duchotę wstałem z łóżka i zawlekłem się do okna. Gdy je otworzyłem, zrozumiałem, że nie pada. Wyjrzałem dalej. Ponieważ mój dom znajdował się wzgórzu, łatwo było mi spojrzeć na rodzinną wieś. Wszystko teraz było zakryte ciemnością. Miałem wrażenie, że w powietrzu coś wisi. Miałem złe przeczucia. Nagle coś przeleciało obok mnie. Huk rozległ się jeszcze raz. Jakiś ciężki przedmiot uderzył obok mojego okna. Wiele nie myśląc zbiegłem po schodach łapiąc bluzę. Ktokolwiek to rzucał, mógł zrobić mi niezłą krzywdę. Gdy dotarłem na podwórko, przetarłem oczy ze zdziwienia. Pojawił się w miarę prostokątny, niezbyt głęboki otwór w ziemi. Miał on około trzech metrów długości i był szerokości dość rosłego mężczyzny. Nie był on zbyt głęboki…. Wyglądało to jak rów przygotowany do pochówku. To co jednak naprawdę mnie zaszokowało to rozrzucona wokół niego ziemia i… ślady. Jakby coś wykopało się, zaczęło ciskać wszystkim na około i skierowało się w stronę lasu. Chwyciłem od razu za mój nóż, wątpiąc jednak czy zdołałby on mi jakkolwiek pomóc. Chwilę stałem w bezruchu próbując myśleć. W końcu jednak przyjrzałem się śladom. Wyglądały one dość pokracznie. Stopa czegoś, co wypełzło z podziemi miała kształt półksiężyca. Kreatura miała trzy palce. Sądząc też po tym jak głęboko odcisnął się ślad na mokrej ziemi, musiała ważyć znacznie więcej niż niedźwiedź. Cofnąłem się. Choć tego było za wiele dla zdrowego umysłu, to musiałem zobaczyć co uderzyło o mój dom. Gdy przyjrzałem się ziemi pod wschodnią ścianą znalazłem kilka kamieni. Dokładniej trzy. Były one rozmiaru zaciśniętej pięści, mimo to ich waga była znacząca. Każdy miał na sobie dziwny wzór… schowałem je do kieszeni i wróciłem do domu. Zamknąłem drzwi na klucz, poczym wszedłem do mojego pokoju, który też zamknąłem. Mimo duchoty, zamknąłem okna. Zapowiadała się długa noc….

…………….

Następnego dnia wszystko wydawało mi się tylko chorym snem. Umyłem się, ubrałem i ruszyłem do szkoły. Gdy wyszedłem z domu rów był zasypany, zapewne przez mojego ojca. Deszcz zmył wszystkie ślady. I tylko te kamienie ciążyły mi w bluzie..

Droga była dla mnie piekłem. Po wczorajszej burzy powietrze było chłodne i rześkie. Ptaki śpiewały, słońce świeciło mocno, na niebie żadnej chmury, zaś wszędzie unosił się miły zapach trawy… A jednak coś nie dawało mi spokoju. Wczorajsze wydarzenia, niewyspanie i to dziwne poczucie, że jestem obserwowany… To wszystko powodowało, że nie byłem w stanie zebrać myśli kiedy szedłem. Gdy dotarłem w końcu do szkoły, zrozumiałem, że wszystko dopiero się zaczynało.

……….

Nauczycielka przekazała nam, że znaleziono zwłoki moich znajomych. Cała grupa pięciu nastolatków została rozszarpana przez dzikie zwierzęta. W mojej głowie zaczęło się kręcić, a żołądek skurczył się do rozmiaru szpilki. Piątka. Dwie dziewczyny. I trzech rosłych siedemnastolatków… Do diabła, przecież Piotrek był dwa razy większy ode mnie a do pokurczów nie należę! Po pierwszej lekcji zwolniłem się. Nie mogłem zrozumieć co się naprawdę stało. Gdy tylko wyszedłem ze szkoły, skierowałem swoje kroki na PKS. Musiałem udać się do biblioteki w pobliskim mieście. Normalnie udałbym się do lasu, ale teraz to miejsce nie było dla mnie zbyt przekonujące. Poza tym w bibliotece znajdowały się materiały których potrzebowałem.

………

Gdy dotarłem na miejsce instynkt od razu podpowiedział mi czego szukać. Zacząłem przeglądać książki z miejscowym folklorem i legendami. Przebrnąłem przez tony informacji o wilkołakach, strzygach, wampirach… Aż wreszcie dotarłem do mojego celu. Książka przedstawiała sporej postaci humanoidalną sylwetkę. Był to stwór o trójpalczastych stopach, jego kły zaś przypominały wilcze. Również ilość mięśni sugerowała dużą wagę, zaś zwężone oczy nie pozwalały rozpoznać ich koloru. Co najciekawsze to coś zdawało się głuche. Nie posiadało żadnych uszu. Mimo to, szerokie nozdrza sugerowały niezwykle wyczulony węch. Zacząłem czytać opis. Stworzenie to nie otrzymało żadnej nazwy. Według miejscowych legend żyło w lesie, póki miejscowi szamani nie uwięzili go runami. Wyciągnąłem kamienie. Runy na nich wyglądały dokładnie jak te na obrazku, który znajdował się na kolejnej stronie. Poczułem jak zmienia mi się puls. Drżącą ręką przewróciłem kolejną kartkę. Dalej książka mówiła o tym, że zwierze to zaczynało posiadać inteligencję, którą wykorzystywało do coraz okrutniejszych mordów. Problem był na tyle duży, że kilka okolicznych wiosek również przyłączyło się do obławy. Jednak, wszyscy którzy wyruszyli na polowanie zginęli, łącznie ze zwierzętami. Podobno ich zwłoki były porozwieszane po całym lesie, zaś miejscami z ich wnętrzności zostały ułożone niezdarne wzory. Zatrzasnąłem książkę. Siedziałem w bibliotece dość długo, rozważając czy wrócić do domu. W końcu jednak stwierdziłem, że jeżeli zamierzam to zrobić, to wolę tego dokonać przy pełnym świetle.

………………

Droga przez las upłynęła bezpiecznie. Jednak w domu czekała mnie nie miła niespodzianka…. Przed drzwiami wejściowymi ujrzałem moich rodziców przywiązanych jelitami do lekko wysuniętego zadaszenia. Zwymiotowałem. Widok i zapach były znacznie bardziej przerażające niż to co widzimy w telewizji. Szybko wbiegłem do domu i zabarykadowałem drzwi. Oparłem się o nie i zacząłem płakać. Tysiące myśli chciało się zebrać w mojej głowie, ale wciąż były wypierane przez obraz, który przed chwilą ujrzałem. Nie wiem ile czasu spędziłem w tym stanie. Dopiero gdy za oknem zrobiło się ciemno, uświadomiłem sobie, że to może być domu. Cicho, niemal na czworaka wymknąłem się do mojego pokoju. Gdy upewniłem się, że nic w nim nie ma, zabarykadowałem także i te drzwi. Wyciągnąłem komórkę. Rozładowana! Dlaczego akurat teraz! Rzuciłem nią o ścianę. Bateria wyleciała na podłogę. Wtedy przeszło mi przez myśl, że przecież jestem w pokoju, gdzie mam ładowarkę. Podbiegłem do telefonu, złożyłem go i wpiąłem do sieci. Nie działało. Spojrzałem na zegarek. Nie działał. Prawdopodobnie w całym domu nie było prądu. Oparłem się o ścianę i skuliłem. Wiedziałem, że jeżeli teraz wyjdę do lasu to będzie koniec. Jednakże, nie miałem jak skontaktować się z zewnętrznym światem. Może ktoś zacznie mnie szukać? Nie wiedziałem w sumie ile jest jeszcze jedzenia, a nie miałem zamiaru schodzić na dół. Nakryłem głowę rękami. Raz po raz zacząłem się drapać z nerwów. Sytuacja była tak tragiczna, że nie miałem siły na jakiekolwiek racjonalne działanie. Za oknem znów zaczęło padać. Jednak już dawno przestałem zwracać uwagę na pogodę. Deszcze zastępował mi zegarek. Rytmicznie stukające krople odliczały czas który pozostał, do zgaśnięcia mojego życia. I wtedy….. podłoga na dole zaczęła skrzypieć. Jęknąłem głośno i zamarłem w przerażeniu…. A jeśli usłyszał?? W odpowiedzi na to skrzypienie zaczęło zbliżać się do schodów… ale jak, on nie słyszy prawda? Więc…. Wywęszył mnie? Wie, że tu jestem? Pod moimi drzwiami… oddech…. Głośny, napięty oddech.. trząsłem się już tak bardzo, że zacząłem niemal widzieć podwójnie….. Odejdź…. Odejdź…. Odejdź…. ODEJDŹ…. Mówiłem to, czy tylko myślałem? Wszystko jedno…. Usłyszałem już tylko skrobanie….. coraz szybsze…. On tutaj jest… A ja nie mam gdzie uciec! Zaczął w końcu uderzać! Rzuciłem się do drzwi. Trzymałem blokujące je biurko całym swoim ciężarem, ale i tak czułem, że zaraz wypadną z zawiasów… W końcu nadszedł koniec. Poczułem tylko ból w plecach gdy uderzyłem o ścianę…. Otworzyłem oczy tylko na chwilę by zobaczyć szpony…..

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje