Historia

To jeszcze nie czas na śmierć

eccedentesiast 1 8 lat temu 827 odsłon Czas czytania: ~2 minuty

Otaczała mnie ciemność. Biegłam przed siebie starając nie wpaść w drzewa. Tylko zimny, blady księżyc oświetlał mi drogę ucieczki. Nie czułam zmęczenia, adrenalina dodaje sił. Słyszałam jego szybki oddech. Jego ciężkie kroki po mokrym błocie. Śmiał się, ten szyderczy śmiech odbijał się echem w mojej głowie. Coś musiało mu spaść bo usłyszałam huk. Nie dam się złapać temu szaleńcowi. Nie wiedziałam jak tu się znalazłam, miałam wewnętrzny przymus by uciekać. Nie dam się tak łatwo pozbawić życia.

Starałam się omijać kamyki lecz nie było to proste jak kompletnie nic się nie widzi. Kilka razy dostałam gałązkami w twarz, przez co skóra mnie niemiłosiernie szczypała. Czasami też się potykałam na jakiś korzonkach ale zawsze udawało mi się cudem złapać równowagę. Ani razu nie usłyszałam by ten psychol się przewrócił. Szkoda. Krzyczałam by zostawił mnie w spokoju ale w odpowiedzi słyszałam tylko ten głupi rechot. Akurat wtedy, gdy goni cię jakiś gościu pragnący twojej śmierci, myślisz dobitnie o swoim życiu. W głowie pojawił mi się obraz zmartwionych rodziców. Nawet tu chyba słyszę ich głosy mówiące, że dam sobie radę. Nie, to niemożliwe, chyba coś ze mną nie tak. Żałowałam, że nigdy im nie powiedziałam jak bardzo ich kocham ale i tak na to teraz za późno.

Później zobaczyłam swoją zapłakaną siostrę. Byłam z nią pokłócona ale teraz to było tak mało ważne. Wydawało mi się, że wpośród tych drzew widzę ją, rodziców jak i swoje wszystkie wspomnienia z mojego życia. Wszystkich ludzi, których poznałam. Wszystkie porażki i błędy a także te radosne chwile i wygrane. Oczy zaszkliły mi się od nadmiaru wspomnień. Żałowałam, że nigdy tym osobom nie powiedziałam jak bardzo mi na nich zależy.

Tak rozmyślając, nie zauważyłam kamienia i upadłam. Spanikowana szybko wstałam i zaczęłam dalej uciekać. Poczułam przenikliwe kłucie w kolanie lecz zignorowałam to. Dziwne, wydawało mi się, że im dalej biegnę to jestem coraz słabsza i bardziej krucha. Nie czułam swojej lewej ręki, nawet nie mogłam nią ruszać. Jakby była złamana. Później z jakiejś rany w okolicach głowy o której istnieniu nawet nie miałam pojęcia zaczęła sączyć się krew. Przypadkowo otarłam się o korę drzewa prawą częścią ciała, rozdzierając sobie przy tym skórę i wyrywając kawałek mięśni. Zaczęłam wyć z bólu, darłam się, wrzeszczałam. Paliło się we mnie. Nigdy nie przeżywałam takich męczarni. Z moich oczu zaczęły padać słone krople. Na nogach zaczęły się pojawiać głębokie rany odsłaniające kości. Wiedziałam jednak, że muszę dalej biec i nie mogę się zatrzymywać. Jednak przestał już mnie obchodzić ten psychol, pragnęłam śmierci. Bo śmierć to ulga. Wiedziałam, że nie mam już szans i za chwilę umrę. Nagle przed sobą zobaczyłam coś w formie głębokiej szczeliny w ziemi. Jednak druga strona była dość daleko. Stwierdziłam że i tak nie mam nic do stracenia i skoczyłam. O dziwo, udało mi się co dla normalnego człowieka nie byłoby na pewno możliwe. Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Upadając, złamałam sobie kości i mocno uderzyłam się w głowę. Tracąc przytomność ze zdziwieniem stwierdziłam, że tego psychola nie ma…

Wybudziłam się ze śpiączki.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Jak na początek całkiem ok. czekam na jakaś dłuższą formę :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje