Historia

Longinus 3

nieprawicz 0 4 lata temu 573 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Trevor Longinus siedział w swoim biurze. Nie przeglądał już wykresów na hologramie ani nie zaglądał w papiery. Miał bowiem przed sobą jeden wielki problem w postaci stosunkowo niskiego staruszka o azjatyckich rysach twarzy, który siedział przed nim na fotelu. Staruszek ten nie był jednak byle kim. Prócz bujnej siwej czupryny i widocznych zakol posiadał na rękach tatuaże, które ciągnęły się od kłykci przez całe ramiona aż po plecy. Te kolorowe piętna należały do jednej z organizacji przestępczych, które trzęsły półświatkiem miasta Koth. Ich korzenie sięgały jeszcze czasów pojawienia się pierwszych kolonizatorów na Marsie.

Trevor nie chciał mieć jednak nic wspólnego z tymi gangsterami. Pamiętał w przeszłości jak omal za dzieciaka nie został zwerbowany do ich szeregów. Gangsterzy mafii "Cato" byli świadectwem dobrze rozwiniętej korupcji w tym mieście. Nosili na co dzień garnitury, kontrolowali szlaki i transfer nowego narkotyku, który uzależniał przynajmniej 30 procent obywateli Koth. Do tego tatuowali swoje plecy i dłonie w taki sposób iż krzykliwe pomarańczowe, zielone a czasem, i niebieskie kolory geometryczne przywodziły na myśl tatuaże Yakuzy. Byli do tego bezwzględni. Jeżeli ktoś próbował im podskoczyć to jego żywot stawał się tak samo krótki co 10-cio minutowy bilet w tramwaju, którego ważność upłynęła minutę temu. Do dziś Trevor pamiętał strzelaniny, w których ginęli często niewinni cywile. Przez te wszystkie lata w jakich Longinus dochodził do swojej bajecznej fortuny widział jak te upodlone istoty zarzynały się choćby dla wejścia w posiadanie nowej receptury uzależniającego proszku. A jednak mafia "Cato" przez te wszystkie dekady wyszła większa i silniejsza niż kiedykolwiek. Inne gangi, klany i bossowie szemranych przedsiębiorstw zostali zepchnięci w objęcia śmierci. Pozostali tylko oni. Ci którzy mając władzę nad światem politycznym

mogli dyktować warunki co może się dziać na ulicach Koth. Na ich drodze jednak stał sam Trevor który samodzielnie doszedł do bajecznej fortuny i miał układy nawet z samym wojskiem. Ten fakt sprawiał że przedstawiciele mafii "Cato" wysłali do niego spokojnego starszego pana Yamazakiego, który miał zapewnić obu stronom wspólny dialog.

-Panie Longinusie... -rozpoczął staruszek.

-Z całym szacunkiem może pan sobie darować tego Longinusa. Niech mi pan mówi po prostu...Trevor.

-Długo się z panem nie widziałem. Zawsze pan był taki uparty...ciągle mówił nie i nie a dziś mam dla pana ofertę nie do odrzucenia.

Trevor zastygł w bezruchu po czym spojrzał na butelkę Jacka Danielsa. Wziął ją do ręki i bezceremonialnie nalał po równo do dwóch szklanek. Trunek w kolorze miodu wypełnił naczynia. Po tym niemym geście Longinus osunął się z trzymaną szklanką w swój fotel po czym powiedział:

-Niech pan mówi.

-Sprawa jest prosta. Dotychczas miasto Koth tak jak wiele miast kolonizatorskich na tej czerwonej planecie było jedynie miejscem tranzytowym. Teraz chcemy sprawić by stało się ośrodkiem aktywnego handlu z naszymi konsumentami.

-Jednym słowem chcecie żeby ta zaćpana chmara bezrobotnych, która sięga aż 30 procent w Koth się powiększyła? Czy wyście do kurwy nędzy upadli na głowę? Ludzie popadający w nałóg tracą pracę szybciej, bankrutują szybciej i wy z takich chcecie trzepać kasę? To nawet nieekonomiczne. Mówię...

-Niech pan jeszcze nic nie mówi. Nie mamy na myśli tych pożal się boże niewolników. Wynaleźliśmy coś znacznie lepszego. Narkotyk, który uzależnia ale nie posiada żadnych skutków ubocznych. Skrystalizowana pochodna dopaminy. Złoty środek, gwarantujący niebywałe doznania do dwóch godzin. Organizm sam go rozkłada.

Niech pan pomyśli co by się stało gdybyśmy rozprowadzili ten narkotyk nie pośród zwykłych mas a pośród elit. Bogaczy...ludzi wypłacalnych. O stabilnym dochodzie. Nie muszę chyba dodawać iż byłby to wspaniały sukces.

-Zatem jeżeli mam dobrze rozumieć planujecie uzależnić grube ryby aby to od nich ciągnąć nieograniczony profit...

-Dokładnie.

-...wliczając w to mnie.

Nastała chwila krępującej ciszy podczas, której Yamazaki przebierał nerwowo palcami. Trevor rozumiał strategię jaką przyjęli. Istotnie gdyby ćpunami mieliby być sami zamożni dochody z takiego biznesu byłyby niewyobrażalne i rosłyby tylko z czasem. Jednak to sprawiłoby też że to on Trevor Longinus utraciłby władzę i kontakty. Wszystko zagarnęłaby mafia.

-Nie.

-Niech się jeszcze nad tym zastanowi. Damy panu udział w zyskach. 40 procent. Jedyne czego potrzebujemy to nietykalności z rąk policji i wojska.

-Dlatego właśnie mówię: Nie! -odparł Trevor niemal krzycząc- Wy już kompletnie postradaliście rozumy.

Myślicie że chcę mieć cokolwiek wspólnego z wami? Wynoście się z mojego miasta. Nie macie prawa dyktować żadnych warunków póki tu żyję.

-Tak, żyje pan...jeszcze.- odparł staruszek- Zadziwia mnie to za każdym razem kiedy pana widzę. Jak długo pan będzie w stanie tak żyć. Wie pan chociaż kto podpuścił pańskiego kuzyna Oktawiusza by pana zabił?

-Nie ale domyślam się. -odparł Trevor wypijając duszkiem trunek ze swojej szklanki.

-Moglibyśmy panu pomóc znaleźć winowajcę.

Longinus zamarł. Nie spodziewał się że ów temat zostanie jeszcze poruszony. Przedstawiciel mafii uśmiechnął się szelmowsko widząc reakcję rozmówcy po czym szybko dodał:

-Znajdziemy tego kto chce pańskiej śmierci.

-Niepotrzebnie się trudzicie. Domyślam się kto to mógł być i nie mam zamiaru nic z tym zrobić.

-Cóż jeżeli chodzi o pańskie potomstwo to ani dwaj synowie ani córka tego nie zrobili.

-Co? -odparł Trevor zupełnie zaskoczony.

-Widzi pan -ciągnął staruszek- Sprawa nie jest aż tak prosta jakoby się mogło zdawać. Nie tylko pańskiemu potomstwu zależy na pańskim zgonie.

Longinus nie poruszył się ani o milimetr. Jego twarz przybrała blady kolor. Usta zacisnęły się w geście złości. Widząc to, pan Yamazaki ukradkowo się uśmiechnął.

-Myślę że dam Panu czas do namysłu. Trzy dni. Niech pan dobrze wykorzysta ten czas…he he… Tymczasem żegnam pana. Mam nadzieję że otworzy się pan nieco bardziej na interesy z nami już niedługo.

Biznesmen został sam w swoim biurze. Ten jebany mafiosa wiedział jak go zajść. Trevor dał się podpuścić.

Wiedząc teraz że zagrożenie może go najść z niewiadomej strony, sama myśl, napawała go strachem.

Longinus rozprostował ręce. Drżały. Szybko wyciągnął papierosa i zapalił. Przyjemny tytoniowy zapach rozszedł się po pomieszczeniu. Musiał zebrać myśli.

~"Nie mogę stracić wpływów tylko z powodu jakiegoś głupiego narkotyku. Nie pozwolę tym szczurom mnie tak kąsać. Dobrze wiedzą że gdyby mnie zabili to byłoby jak wydanie na siebie wyroku. Chcą mnie ugłaskać.

Taa...ugłaskać a potem wyrzucić jak zużytą prezerwatywę."~ monolog myśli Trevora przerwała sekretarka o kocich uszach. Wchodząc do pomieszczenia przedłożyła niewielki plik dokumentów i spytała czy wszystko w porządku. Szef odprawił ją skinieniem ręki zmuszając się do czytania drobno nadrukowanych literek.

Wtem naszła go niebanalna myśl.

-Eureka. -powiedział niemal szczęśliwy, że znalazł wyjście z sytuacji.

***

Po upłynięciu trzech dni staruszek zjawił się ponownie. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Tym razem konwersacja przejawiała się dość bardziej optymistycznie dla członków mafii "Cato". Trevor zgodził się na warunki jednak dostał o 10 procent mniej udziałów niż za pierwszą propozycją. Powodem takiego obniżenia profitu była jego "zwłoka". Biznesmen czuł, że osuwa mu się grunt pod stopami nie chciał jednak tego po sobie poznać. Kiedy konwersacja dobiegła końca i staruszek Yamazaki wymaszerował z pomieszczenia. Na jego miejscu dokładnie po upływie minuty zjawił się nowy gość.

Nosił szykowny garnitur. Miał czarne włosy zaczesane na tył, które spływały my do ramion. Ponadto jego ręce były wytatuowane podobnymi motywami jakie posiadał poprzedni wizytor.

-Przepraszam za niepotrzebne najście. Nazywam się Kaito. -odparł gangster przedstawiając się.

-Wasz dyplomata wyszedł minutę temu z tego budynku -zaczął Trevor opierając podbródek o rękę- chciał pan coś dodać?

W odpowiedzi Kaito uśmiechnął się jakby był zażenowany po czym usiadł w skórzanym fotelu naprzeciw rozmówcy.

-Ta rozmowa pozostanie między nami. -powiedział kładąc niewielkich rozmiarów broń na blacie biurka. Trevor zachowywał się jakby w ogóle tego nie zauważył. Spojrzał od niechcenia na godzinę na zegarze po czym powrócił do patrzenia w oczy rozmówcy.

-No. Więc czego pan chce panie Kaito? -zaczął powoli Trevor gdy rozmówca położył rękę na swojej broni.

-Powiem otwarcie. -odparł gangster- Mam zamiar dokonać paru zmian w naszej hierarchii i nie ukrywam że pańska pomoc by się przydała.

-Nie ingeruję w życia i komfort ludzi których nie znam. -powiedział Trevor wymijająco. Nagle wstał i obrócił się plecami do gangstera spoglądając tym samym przez szklaną ścianę na panoramę miasta Koth -Jestem pewien że pan Yamazaki jako przedstawiciel i najstarszy boss mafijny jaki kiedykolwiek żył na Marsie zapisze panu w spadku cały dobrobyt łącznie z liczbą trupów jaka dotąd nagromadziła się w waszych szafach.

Kaito wybałuszył oczy z zaskoczenia. Fakt iż staruszek Yamazaki prócz bycia dyplomatą jest również boss-em był utrzymywany w największej tajemnicy. Gdyby ta informacja wyszła na zewnątrz. Życie owego staruszka okazałoby się równie krótkie co jego poprzedników, a jednak tak nie było. Sam Trevor zastanawiał się, kiedy po raz pierwszy o tym się dowiedział, jak to możliwe by ów dziadek miał tyle szczęścia że nikt go nie zastrzelił. Być może przyczyny należało szukać w niepiśmiennym prawie przestępczym, który przynajmniej na Marsie brzmiał tak iż "posłów i kurierów nie warto zabijać".

-Pewnie zastanawia się Pan skąd wiem o tym mało wygodnym szczególe. -kontynuował Longinus zaś Kaito już mierzył do jego pleców trzymając swoją broń przed sobą.

-Skąd o tym wiesz? -wycedził przez zęby gangster.

-Dawno temu powiedziała mi o tym pewna mrówka. -odparł biznesmen któremu zebrało się na żarty- Poza tym to ja władam tym miastem. Moja firma to, to miasto a wy jesteście moimi pracownikami. To ja decyduje co dzieje się na scenie. Gdybym chciał już mielibyście na karku wojsko i policję. Nie zrobię tego tylko z tego powodu że ładnie o to prosiliście. Wysyłając swojego bossa bez broni i bez obstawy. Mógłbym go zastrzelić w drzwiach swojego gabinetu, a wy szumowiny... Pozabijalibyście się o władzę w przeciągu tygodnia. Tacy jesteście. To wasza natura. Ale...

Tu Trevor Longinus obrócił się przodem do Kaito po czym dodał:

- Nie zrobię tego. Wie pan dlaczego?

Gangster aż tlił się na różowo od złości. W końcu jednak opuścił broń i schował swój rewolwer do kabury.

Zrobił parę wydechów po czym odparł:

-Dlaczego?

-Dlatego że pomożecie mi dowiedzieć się który ze skurwiałych synów w tym mieście podpuścił mojego kuzyna Oktawiusza do zamordowania mnie. Z początku podejrzewałem o to moich synów albo córkę ale sprawa może być o wiele bardziej zawiła niż to mogło się wydawać. A wiedząc już że jest pan zdolny do wszystkiego łącznie z zabiciem mnie powierzam to zadanie właśnie panu. Panie...

-Kaito. Yamazaki Kaito. Staruszek jest moim ojcem.

Odparł gangster i obaj panowie niechętnie ale uścisnęli sobie ręce.


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Czas czytania: ~17 minut Wyświetenia: 14 406

Artykuły i recenzje