Historia

Żelazna Łza cz.1

poltergeist 4 10 lat temu 2 569 odsłon Czas czytania: ~30 minut

Hej Kriss jak kolejny dzień na służbie?- Michał to moja pierwsza znajomość w Nowodworskiej Komendzie. Kiedy tutaj przybyłem, wprowadził mnie w szczegóły i pomógł mi się zaklimatyzować. Wiecznie uśmiechnięty i pełen energii. Mogłem spokojnie traktować go jak przyjaciela. Wiedziałem, że kiedy popadnę w tarapaty pomoże jak tylko będzie mógł.- Cześć, a całkiem spokojnie, mam trochę papierkowej roboty- - Odłóż to na później, komendant prosi cię do siebie- - Dzięki, pójdę do niego- Komendant Sosnowski to bardzo niecierpliwy człowiek, nie należało dać mu czekać. Odłożyłem pióro i ruszyłem w stronę schodów prowadzących na piętro budynku. Zawsze lubiłem pisać ręcznie. Może dlatego, że zawsze wydawało mi się, że słowo pisane własnoręcznie ma więcej w sobie charakteru i uroku.

Idąc długim korytarzem nasłuchiwałem skarg policjantów na trudną, tutejszą młodzież, zbyt częste walki z narkotykami- marihuaną i amfetaminą, nazywaną przez młodzież potocznie „szuwarem”. Żwawo wskoczyłem po stopniach na kolejne piętro. Przede mną pojawiły się drzwi gabinetu komendanta. Po korytarzu rozległo się moje pukanie, po chwili usłyszałem stanowczy i lekko zachrypły głos zapraszający mnie do środka. Sosnowski czekał na mnie. Wstał, uścisnął uroczyście dłoń i wskazał fotel.- Krzysiek usiądź. Bardzo gorąco ubiegałeś się o pracę w Nowym Dworze, mimo że nie potrzebowaliśmy detektywów. Nie nudzisz się?- Zbyszek odwrócił się do okna zapalając papierosa. Światło słoneczne wdarło się do gabinetu między rozchylonymi żaluzjami. Było strasznie duszno, zapowiadano burzę.- Nie panie komendancie. Może trochę brakuje mi wrażeń ale cieszę się, że pracuje w rodzinnym miasteczku.- Sosnowski powoli odwrócił się gasząc niedopałek.- Z twoim wykształceniem i umiejętnościami mogłeś trafić do o wiele lepszego komisariatu. Z resztą jak uważasz. Chciałem cię tylko uprzedzić, że nie zyskasz tutaj sławy. Nie zrozum mnie źle, cieszę się że jesteś jednym z nas ale uważam, że mógłbyś zyskać znacznie więcej.- - Doceniam pańską troskę komendancie ale jest mi dobrze tak jak jest- komendant spojrzał na mnie z lekko zmarszczonym czołem. Powoli opuścił wzrok. Zastanawiał się nad czymś głęboko. Po chwili uśmiechnął się- dobrze, to wszystko. Możesz iść.- - Dziękuję- powoli wstałem z fotela. Zamknąłem za sobą drzwi gabinetu, zszedłem na dół kończyć swój raport. Chwyciłem za kartkę. Gryzmoły na temat szerzącej się fali handlem narkotykami, drobnymi przestępstwami i wybrykami trudnej młodzieży zaczęły być lekką rutyną. Lubiłem jednak to co robię.

I co komendant chciał?- Michał niespodziewanie pojawił się tuż za mną, klepiąc mnie delikatnie w ramie.- Pytał się czy pasuje mi praca tutaj.- - Ma coś przeciwko?- - Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu nie potrzeba tutaj detektywów.- - W sumie ma racje, marnujesz się tutaj. Nic się nie dzieje w tym miasteczku prócz kilku chuliganów, którzy nas obrażają i bawią się w dilerki.- - Dobrze wiesz jak ubiegałem się o pracę tutaj, podoba mi się tutaj tak jak jest. Nie jest źle- Spojrzałem na zegarek, kończyłem zmianę. Porozmawiałem jeszcze chwilę z Michałem o zaistniałej sytuacji i umówiliśmy się na wieczór w Jokerze. Wychodząc z posterunku pożegnała mnie młoda recepcjonistka. Chyba stażystka, w każdym razie nie widziałem jej tu wcześniej- Stażystka?- - Tak, mam nadzieję pracować później tutaj- uśmiechnąłem się do dziewczyny i skierowałem wzrok w stronę drzwi rzucając „do zobaczenia”.

Na zewnątrz był ukrop. Lata na żuławach zdarzają się bardzo parne, a zimy niezwykle mroźne. Lubiłem tutejszy klimat. Kierowałem się ulicą Dąbrowskiego, wzdłuż chodnika. Nie śpieszyłem się, delektowałem się dotykiem słońca i świeżym powietrzem. Ulica Warszawska była tuż za rogiem, mieszkałem w jednym z ostatnich domów przy ul. Starocińskiej. Nie lubiłem tam wracać. Lekko doskwierała mi samotność. Leniwie otworzyłem drzwi mieszkania i jak zwykle, nikogo tam nie było. Rzuciłem koszulę na fotel. Na stole leżał „ Dziennik Bałtycki”. Nie miałem ochoty już do niego zaglądać. Zacząłem przygotowywać wannę. Powoli przygotowywałem się do kąpieli i do wieczornego wypadu z Pszczółkowskim. Myślałem jeszcze o rozmowie z Sosnowskim. Rzeczywiście, nic tutaj się nie działo. Nic, co wymagałoby interwencji detektywa. Całe dnie spędzałem za biurkiem, słuchając narzekań kolegów z pracy. Czasem uczestniczyłem w przesłuchaniach. Były nie raz dość brutalne. Wielu z dzisiejszych młodych ludzi zgrywa „gangsterów” bawiąc się w bezsensowny handel. Woda była już gotowa, w wannie spędziłem trochę więcej niż godzinę. Wybiła dziewiętnasta. Szybko ogarnąłem się i wyszedłem. Było wciąż ciepło. Idąc wzdłuż Warszawskiej mijałem tutejszych ludzi. Zawodówka była już pusta. Ludzie wyszli na ulicę ciesząc się ładna pogodą. Było dość duszno. Po dwudziestu minutach byłem już w Jokerze. Przy stoliku czekał Michał ze swoją dziewczyną Anką. Była to dość ładna dziewczyna, nieco nierozgarnięta ale bardzo miła.- No i jesteś. Nareszcie, czego się napijesz? Dziś ja stawiam.- Michał zawsze był pogodny nawet jeżeli miał jakiś problem, choć w życiu nie miał ich wiele. Unikał ich jak mógł.- Tradycyjnie. Co u ciebie słychać Aniu?- -Wszystko dobrze, planujemy z Miśkiem zamieszkać razem. Wynajęliśmy już mieszkanie na Willowej dopóki nie skończymy się budować.- - To całkiem nieźle, macie szczęście że trafiliście na siebie- - to prawda, Michał zawsze dba o to aby między nami było wszystko dobrze- Zawsze byli nierozłączni. Była to jedna z tych par, co bardzo dobrze do siebie pasowała. Rzadko się kłócili, a jeżeli już tak się stało to szybko zażegnywali problem. Nie jeden zazdrościł im wspólnych stosunków.- Cieszę się.- - Co mnie już obgadujecie co? Nie ładnie.- Pszczółkowski nie krył radości. Zaczęło mu się wszystko świetnie układać. Miał piękną kobietę, awans i własny dom w drodze.- Tak sobie rozmawialiśmy.- Kelnerka podała kolację. Wpatrując się w kubek herbaty rozmyślałem nad kolejnym dniem. To było to czego nie znosiłem najbardziej. Żyłem tyko pracą, nie chciałem szukać sobie kogoś do tej pory. Czułem pewien żal ale nie chciałem znów przechodzić bzdurnych, miłosnych zawodów.- O czym tak myślisz Kris? Obadaj te laski w loży, całkiem niezłe. Może zagadasz?- - Nie stary, nie dziś. Z resztą to zapewne jakieś gówniary szukające wrażeń. To nie dla mnie.- Anka spojrzała na mnie - Mógłbyś chociaż na chwilę oderwać się od pracy, za dużo przebywasz sam- Tutaj Ania miała rację. Zbyt długo jestem sam. Nie raz mam wrażenie że popadam w obłęd. Zbyt dużo rutyny? Kto to wie.- Może kiedyś- w restauracji spędziliśmy dwie godziny śmiejąc się i żartując. Po dziesiątej wieczorem wyszedłem na zewnątrz. Poczułem niepokój. Coś wisiało w powietrzu. Może to burza która miała nadejść albo mrok zbliżającej się nocy? Nie byłem w stanie odpowiedzieć. Zachód słońca świecił się złotym blaskiem. Zapadał powoli zmrok.

W środku nocy obudził mnie dzwoniący telefon- Krzysztof Zacharski, słucham.- tutaj Sosnowski, obudziłem cię?- - Tak trochę, coś się stało?- - Bądź w parku na Warszawskiej za 20 minut, musisz to zobaczyć.- - Moment i jestem.- Na zegarku było koło drugiej w nocy. Pośpiesznie ubrałem się i wyszedłem. Grzmiało ale nie padał deszcz. W parku było zamieszanie. Na moście stały radiowozy. Na schodach prowadzących do parku przywitał mnie zmieszany Sosnowski.- Musisz to zobaczyć- poszedłem za nim. W jednej z niewielkich alejek parku leżała młoda kobieta. Jej twarz była zmasakrowana lecz nie było wiele krwi.- Co się tutaj stało?- - nie mam pojęcia, czekamy na patologa. Mieszkańcy usłyszeli krzyki i wezwali policję, przybyli za późno.- Patolog zjawił się po około kwadransie. Obejrzał ciało ofiary, pobrał próbki.- Ciężko będzie określić tożsamość. Widoczne są ślady walki, ciało ma ogromnego siniaka na klatce piersiowej, rozszarpaną twarz i dwie szpilkowate dziury w szyi. Co ciekawe, nie ma w niej żadnego płynu ustrojowego.- - Czyli morderstwo?- Pierwszy raz widziałem w oczach Sosnowskiego współczucie i przerażenie- nie wykluczam tego panie komendancie. Dziwna sprawa. Przysłać kogoś z zewnątrz?- - Nie. Mamy człowieka który się tym zajmie. Krzysiek poprowadzi śledztwo.- Spojrzał na mnie surowym spojrzeniem. Nie mogłem odmówić, to była sprawa dla detektywa.- Tak, zajmę się tym. Proszę o dokonanie analizy i przesłanie ich do mnie. Będą potrzebne.- - Dobrze- Patolog spisał ode mnie adres. Chwilę później odjechał. Komendant z wolna rzekł - Co o tym myślisz Zacharski?- - Nie mam pojęcia. Szkoda dziewczyny. Kto to mógł zrobić?- - Zapewne jakiś psychol. Zajmij się tym, nie chcę tutaj takich incydentów.- Odszedł poklepując mnie w ramię. Karetka zabrała ciało. Zostałem jeszcze chwilę na miejscu zbrodni. Moją uwagę przykuł dziwny naszyjnik w kształcie łzy. Leżał na chodniku niedaleko miejsca zdarzenia. Wyglądał na bardzo stary. Wrzuciłem go do worka z dowodami, mógł okazać się jakąś poszlaką. Kazałem zabezpieczyć teren i zablokować go na jakiś czas.

Na zajutrz zadzwonił do mnie patolog. Dziewczyna miała dwadzieścia dwa lata. Wracała od koleżanki. Nazywał się Andżelika Dymska, mieszkała na Willowej z rodzicami. Koło godziny trzynastej poszedłem zobaczyć się z nimi. Drzwi otworzył mi ojciec dziewczyny- Dzień dobry. Pan Dymski?- - tak. O co chodzi?- - Detektyw Zacharski z komendy głównej w Nowym Dworze Gdańskim. Mógłbym zadać panu kilka pytań na temat pańskiej córki?- - no oczywiście, coś przeskrobała?- - Pańska córka nie żyje- te słowa uderzyły mężczyznę niczym piorun. Osłupiał w pewnej chwili, nie mógł uwierzyć co usłyszał. Żałuje, że to ja powiedziałem mu to. Wpuścił mnie do środka. – Nie mogę uwierzyć, że nie żyje. Jak to się stało?- opowiedziałem mężczyźnie co się wydarzyło. W jego oczach widziałem ból i nie opisane cierpienie. Chwilę milczał. Zacząłem zadawać rutynowe pytania. Dymski odpowiadał ale wydawał się być myślami zupełnie gdzie indziej. Rozumiałem go. Do mieszkania wleciał nagły podmuch wiatru. Wniósł ze sobą melodię smutku i cierpienia. Patrzyłem w oczy strapionego ojca- zrobię wszystko by dorwać drania, obiecuję.- Wyszedłem. Poczułem przez chwilę cały ból zranionego ojca. Odwiedziłem znajomych dziewczyny, wszyscy byli zaskoczeni jej śmiercią. Po godzinie drugiej wróciłem na posterunek. Dziewczyna nie miała wrogów, nie zauważano obsesyjnych zachowań w jej gronie. Wszystko wskazywało na to, że była przypadkową ofiarą szaleńca. Przypomniałem sobie o naszyjniku. Chwyciłem za telefon. Na studiach poznałem zdolnego kryminologa, liczyłem na to że będzie w stanie mi pomóc.- Halo?- - Cześć Zbyszek, tutaj Krzysiek Zacharski- - No cześć, co słychać?- - Wszystko ok. Słuchaj, prowadzę sprawę morderstwa. Myślę że mam poszlakę, mógłbyś coś dla mnie zrobić?- - wal śmiało- - Mam tutaj pewną rzecz, podeślę ją do ciebie. Postarasz się coś z tym zrobić?- - zrobię co mogę, tyle mogę obiecać.- - dzięki. Jakbyś coś wiedział to wiesz gdzie dzwonić.- zdążyłem odłożyć słuchawkę, kiedy Michał przysiadł się do mnie.- Cześć. Słyszałem co się w nocy stało. Nie ciekawa sprawa. Masz coś?- - Na razie nic ciekawego, dziewczyna nie miała wrogów, nikt jej nie groził. Mam jakąś poszlakę ale to wszystko jest nie pewne. Bez sensu.- - Pomóc w czymś?- - Na razie nie ma takiej potrzeby. Jakby co odezwę się. Co słychać u ciebie i Anki?- - Dobrze, wprowadziliśmy się już do mieszkania. Jest dość przytulne i Anka dobrze się w nim czuje. Zaczynamy mały start przed małżeński.- - A jak sąsiedzi?- - Wydają się ok. Z resztą wszystko wyjdzie z czasem, wiesz jak jest. Wychodzimy gdzieś dziś?- - Przepraszam ale nie dziś. Mam dużo pracy. Moja pierwsza poważna sprawa- - No tak, zapomniałem. Jakbyś czegoś potrzebował to wal śmiało.- - Dzięki- posiedziałem w biurze trochę dłużej niż zamierzałem. Zastanawiałem się nad motywem morderstwa i samym jej przebiegu. Zabójca zachował się jak zwierzę. Dziewczyna była pozbawiona twarzy i całej krwi. Coś tutaj było nie tak. Musiałem sprawdzić tutejsze kartoteki, może kiedyś zdarzyła się taka historia. Za zgodą komendanta, zabrałem dokumenty do domu. Analizy zajęły mi cały wieczór. Postanowiłem wrócić na miejsce zbrodni, przyjrzeć mu się jeszcze raz. Dochodziła północ. Między drzewami zauważyłem postać. Czyżby sprawca wrócił na miejsce zbrodni? Powoli przekradłem się na taką odległość abym mógł zorientować się w sytuacji. To był wysoki mężczyzna, normalnej budowy. Szukał czegoś w miejscu gdzie zginęła ofiara. Powoli wyciągnąłem pistolet z kabury.- Policja! Nie ruszać się.- postać odwróciła się do mnie spokojnie, spojrzała na mnie. Mężczyzna nie ruszał się przez chwilę, po chwili odezwał się- Zwą mnie Rzeką, odejdź a pozwolę Ci istnieć.- - Rzeką? Płaczesz strumieniami? Na ziemię i ręce na głowę!- W odpowiedzi mroczna postać doskoczyła do mnie i potężnym uderzeniem zepchnęła na plac obok starej Wieży Ciśnień. Szybko wstałem ale kiedy obejrzałem się już go nie było. Rzuciłem kilka przekleństw. Nie widziałem nawet gdzie pobiegł.- Osłoniła cię wiara- zaskoczył mnie głos. Ktoś był tutaj jeszcze, rozejrzałem się ale nikogo nie zobaczyłem- Gdzie jesteś? Wychodź i pokaż się- Z cienia starej kamienicy wyszedł dość wysportowany chłopak. Miał bladą karnację i dziwny błysk w oku. Na jego twarzy gościł lekki uśmiech.- Kim jesteś? I co robisz tak późno w tym miejscu? Wiesz, że to niebezpieczne?- schowałem pistolet. Chłopak rzekł- Powiedzmy, że lubię nocne spacery. Tym go nie zabijesz.- wskazał ręką na mój pistolet- Kim on jest? I skąd o nim wiesz?- - Nie wiem, nie zdążyłem się przyjrzeć. Tylko podsłuchać waszą rozmowę. To nie jest jednak zwykły człowiek.- - Co ty bredzisz chłopie? Ćpałeś coś? Śmigaj do domu zanim wezmę cię na posterunek.- - Jak chcesz- chłopak z uśmiechem na ustach zniknął za rogiem. Mocno oberwałem. Czułem ucisk w klatce piersiowej. Powoli wracałem do domu. Przez cały czas czułem, że ktoś mnie obserwuje. Minąłem skrzyżowanie na Warszawskiej trzymając się cały czas tej ulicy. Długi korytarz chodnika i pojawiające się zza drzew światła lamp dodawały miasteczku grozy. Mijając kolejne skrzyżowanie rzuciłem okiem na starą halę sportową- Pilawę. W nocy wyglądała upiornie. Gra świateł czy może fakt, że budynek stał na miejscu cmentarza napawał mnie niepokojem? Ciężko było to określić. Do domu miałem jeszcze kilka minut drogi, ból nie pozwalał mi przyspieszyć kroku. Do tego to wrażenie czającego się w mroku zagrożenia, koszmar. Mimo wszystko przyspieszyłem. W końcu doszedłem do mieszkania. Obolały poszedłem spać.

Punkt piąta. Wstałem wcześniej niż zwykle. Wydarzenia wczorajszej nocy nie dawały mi spać. Czajnik wył jak opętany, kawa czekała już na dawkę wrzącej wody. Przed wyjściem przejrzałem jeszcze raz papiery. Nie było tam nic, dosłownie nic. Słońce już wzeszło, świeciło się bladym blaskiem. Powietrze było lekkie i przyjemne jak delikatna dłoń kobiety. Wchodząc przez drzwi posterunku, przywitała mnie recepcjonistka. – Dzień dobry- - Cześć- odpowiedziałem dość chłodno, nie zdążyłem uchylić drzwi kiedy znów odezwał się jej delikatny cienki głos.- w sobotę jest pan zajęty?- powoli odwróciłem się w stronę dziewczyny, nie kryłem zdziwienia- słucham?- - pytałam czy jest pan jutro zajęty, chciałabym zaprosić pana do Karczmy. Świetnie tam stołują- uśmiechała się do mnie, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć. Co prawda weekend miałem wolny ale śledztwo wciąż trwało. – dobrze, godzina dziewiętnasta pasuje?- - Jak najbardziej. Spotykamy się gdzieś?- - wpół do dziewiętnastej pod starym kościołem. Mam na imię Krzysiek, a Ty?- - Ada. Proszę się nie spóźnić.- - będę na pewno- Nie wiem co mnie podkusiło. Zachęcający uśmiech Ady? Jej przyjemny głos? A może zbyt długo byłem sam? Zgodziłem się, nie było wyjścia. Na biurku czekały na mnie stosy kart i analiza zbrodni. Odciski palców znalezione przy ciele nie zostały zidentyfikowane. Sprawa wydawała się być nie do rozwiązania. Chwilę później zadzwonił telefon.- Krzysztof Zacharski, słucham- - Krzysiek? Tutaj Zbyszek. Dzwonię w sprawie wisiorka.- na mojej twarzy pojawiła się mała iskierka nadziei – Tak? Masz coś?- - Nie udało mi się niczego znaleźć ale mój przyjaciel określił naturę przedmiotu. Jest to średniowieczny klejnot jakiegoś kultu wiedźmy. Umówiłem Cię na spotkanie. Kontakt nazywa się Maciej Kowalski, jest profesorem jednej z Gdańskich szkół wyższych. Zaraz podam Ci adres, masz coś do pisania?- - tak. Podaj- Zbychu dał mi iskierkę nadziei. Coś wreszcie ruszyło. Spisałem adres na kartkę. Chwilę jeszcze pogadałem z przyjacielem na temat śledztwa i odłożyłem słuchawkę. Bez zbędnego namysłu wyszedłem. Na policyjnym parkingu czekał na mnie nie używana od dawna samochód służbowy. Po mieście wolałem poruszać się pieszo, nigdy nie lubiłem prowadzić auta. Spojrzałem na zegarek, dochodziła godzina dziesiąta, profesora powinienem zastać jeszcze na uczelni. Wsiadłem do auta. Przekręcając stacyjkę usłyszałem ryk mocnego silnika. Ruszyłem maszynę w stronę Gdańska. Po godzinie jedenastej byłem już na miejscu. Ciężkie, kamienne schody prowadziły do drzwi uczelni. W środku spytałem o dr. Kowalskiego. Prowadził obecnie wykłady. Spędziłem trochę czasu rozglądając się po szkole. Należała do schludnych i zadbanych. Cisza na korytarzach i błogi spokój podkreślał powagę miejsca. – Detektyw Zacharski?- odwróciłem się. Zawołał mnie szczupły, starszy mężczyzna. Miał poważne ale spokojne spojrzenie. Jego głowę zdobiła siwizna, patrzał na mnie spod okularów.- Tak. Profesor Kowalski?- - W rzeczy samej. Czekałem na pana. Proszę do gabinetu.- Poszedłem za lekko przygarbioną postacią profesora. Wprowadził mnie przez drzwi gabinetu. Pokój przypominał biuro psychologa. Naprzeciwko drzwi jaśniało biurko z czarnym, skórzanym fotelem.- Proszę usiąść- Rozgościłem się na jednej ze skórzanych kanap. Była bardzo wygodna. Gabinet dodawał uczucie spokoju. Profesor wyciągnął z torby znajomy mi już wisiorek.- Czy wie pan co to jest?- rzekł spokojnym tonem- nie, liczyłem na to że pan mi odpowie- - rozumiem. Jak znalazło się to w pańskich rękach?- - znalazłem to na miejscu zbrodni. Może okazać się jakąś poszlaką. Jeżeli wie pan coś o tym, proszę mi powiedzieć.- Kowalski zmarszczył czoło, obejrzał mnie dokładnie. Po chwili rzucił okiem na medalion- jest to symbol mało znanego w Polsce kultu czarownic. Według legend te medaliony nosili słudzy wiedźm. Pili oni krew swoich ofiar by otrzymywać ich siłę. Kult zaginął wraz z pojawieniem się wielkiej inkwizycji. Znalazł pan bardzo ciekawy i niezwykle bezcenny artefakt.- - Chce mi pan powiedzieć, że mam do czynienia z czarownicą?- - Dobrze pan wie, że czarownice nie istnieją- uśmiechnął się serdecznie- mamy raczej do czynienia z fanatykiem albo nawet z psychopatą- - co do tego drugiego, to nie mam wątpliwości- odpowiedziałem zimno- jak może mi to pomóc w sprawie?- - Jak mówiłem, przedmiot jest bardzo stary, a kult zaginął wieki temu. Nie było wzmianek o jego unicestwieniu czy rozwiązaniu. Możliwe, że ktoś próbuje reaktywować kult lub wpadł w posiadanie „Łzy śmierci”, bo tak był nazywany, drogą dziedziczną. Wiele panu nie pomogę. Mogę udostępnić parę książek, może to w czymś pomoże- - będę wdzięczny. Mogę się z panem jakoś skontaktować?- - oczywiście- Kowalski dał mi swoją wizytówkę i parę książek na temat demonologii i czarów. Wrzuciłem dowód do worka. Pożegnałem się i wyszedłem. Tego mi brakowało, po kilku krótkich latach spokojnego życia w miasteczku trafia mi się sprawa z psychopatą w roli głównej. To tak jak wejść z gorącego pomieszczenia w lodowatą wodę. Czułem lekką bezradność, nienawidziłem tego uczucia. Iskierką nadziei była ta sterta bzdurnych książek i jeden mały, srebrny wisiorek w kształcie łzy. Po czternastej byłem już na posterunku. Komendant czekał na raport w sprawie morderstwa. Powoli i mozolnie wdrapałem się na piętro. W środku czekał Sosnowski- Witaj. Masz już coś?- - Nic konkretnego. Mam jedynie poszlakę i jestem w trakcie dochodzenia. Na razie to wszystko- - Cholera! Musimy coś z tym zrobić, jedna ofiara to i tak dużo jak na Nowy Dwór. Plotki już się rozeszły, ludzie boją się wychodzić na ulicę. Znów obarczają winą policjantów. Wiesz co to znaczy?- Sosnowski był wściekły. Wcale nie dziwiłem mu się- tak wiem. Zrobię co w mojej mocy.- - Możesz iść i powodzenia. Mam nadzieję że szybko rozwiążesz tą sprawę- za mną głucho zamknęły się drzwi gabinetu komendanta. Sosnowski to bardzo surowy człowiek ale cierpliwy i ufał mi. To mnie podbudowywało, dodawało zapału do działania. Nie chciałem go zawieźć, zwłaszcza że powiedział o mnie wiele dobrych słów. Był mi trochę jak ojciec, mimo wszystko zgodził się o przydzielenie mnie tutaj. Po pracy wstąpiłem jeszcze do pizzerii Max. Była dość niedaleko posterunku, więc nie musiałem zbytnio długo spacerować. W małych miasteczkach wszyscy się znają. To ułatwia poniekąd stosunki. Jeżeli byłeś dobry, kulturalny i uczciwy to traktowano Cię z szacunkiem. Poprosiłem o to co zwykle. Siedziałem zamyślony i modliłem się nad talerzem z pizzą. Dziś nie miałem ochoty nic przełknąć. Wcisnąłem w siebie ostatni kawałek i wyszedłem. W domu znów czekała na mnie błoga cisza i samotność.

Znów obudził mnie telefon. Był środek nocy. Ledwo widząc na oczy chwyciłem za komórkę- tak słucham?- po drugiej stronie usłyszałem ciężki głos Sosnowskiego- na ul. Mickiewicza mamy kolejne morderstwo.- - Dobrze, zaraz będę.- Szybko ubrałem się i wyszedłem na mroczną ulicę Warszawską. Za Lidlem skręciłem w prawo na ul. Dąbrowskiego. Zniszczone chodniki ulicy, totalna pustka i mrok towarzyszący temu miejscu mógł przerazić nie jednego. Minąłem skrzyżowanie przy poczcie i ruszyłem w stronę ul. Mickiewicza. Mieściła się niedaleko posterunku policji. Młodzież nazywała tamtejsze rejony „Pekinem”. Nowy Dwór w nocy wydawał się być miasteczkiem wyciągniętym wprost z filmów grozy. Stare, nie równe chodniki, obskurne budynki starego budownictwa, lampy rzucające upiorne światła. Wszystko to dodawało miastu nie pokoju. Po kwadransie doszedłem na miejsce. To co zobaczyłem na miejscu wprawiło mnie w przerażenie. Ciało leżało dosłownie wszędzie. Każda kończyna oderwana od tułowia, leżała w różnych częściach ulicy. Śladowe ilości krwi dały znać, że to robota tego samego sprawcy. Sosnowski podszedł do mnie, otrząsnął mnie z szoku- niezwykłe prawda? Zachowałem się w taki sam sposób jak zobaczyłem ciało. Mężczyzna miał przy sobie dokumenty. Zenon Leśmian, lat 54. Tutejszy rozrabiaka, często w „Falowcu” przesiadywał.- - Widzę, że nasz zabawiaka jest urozmaicony w swoich ofiarach.- wziąłem dowód osobisty mężczyzny. Nazwisko, obyczaje, pochodzenie nie wskazywały powiązań z poprzednią ofiarą. Czyżby morderca atakował przypadkowe osoby? Jeżeli tak trzeba było mieć się na baczność. – popytam w tej knajpie. Może ktoś będzie wiedział coś więcej.- już miałem iść, kiedy zatrzymał mnie głos komendanta- Zacharski?- obejrzałem się za siebie- liczę na to, że Ci się uda.- uśmiechnąłem się i skinąłem uroczyście głową. Wróciłem do domu i rzuciłem swoje ciężkie ciało na łóżko, tak też zasnąłem.

Rano wybrałem się do „Falowca”. Speluna mieściła się na ul. Dąbrowskiego, na wyjeździe ze skrzyżowania na ul. Warszawską. Na środku lokalu stał stół bilardowy, w dali barman obsługiwał lokalnych meneli. Wina na kubeczki i papierosy na sztuki. Zbierała się tutaj największa hołota tego miasta. Wylegitymowałem się i spytałem o ofiarę. Wszyscy milczeli jak zaklęci do czasu, gdy dowiedzieli się że ich towarzysz został zamordowany. Nagle z rogu lokalu wyłonił się średniego wzrostu mężczyzna w okularach. Jego pomarszczona skóra i przyprószona siwizną głowa zdradzała jego dojrzały wiek. – a no, Zenek wczoraj był tutaj i pił ze mną. Wdał się w bójkę z jakimś młodzianem co przyszedł niewiadomo skąd.- - młodzianem mówisz. Rozpoznałbyś go?- - Nie chłopcze. Był w kapturze i mamrotał coś od rzeczy. W każdym razie był nie przyjemny, a że Zenon to gorąca krew była i no mu nie odpuścił. Potem pobiegł za nim ale nikt już nie miał siły im towarzyszyć i zniknął nam za najbliższym drzewem.- - Rozumiem. Pańska godność?- - Kazimierowicz- uroczyście uścisnął mi dłoń. Powolnym krokiem podszedłem do barmana, spytałem o wczorajszego gościa za którym wybiegła ofiara. Mężczyzna nie przedstawił się nikomu w lokalu, miał też zasłoniętą twarz. Żadnych dodatkowych informacji. Przesuwałem się do przodu o zaledwie małe kroczki. Wciąż jednak za małe by dumnie ruszyć do przodu.

Reszta dnia mijała powoli i dość nudno. Papiery leżące na biurku i akta sprawy powoli doprowadzały mnie do mdłości. Wybiła godzina siedemnasta, niedługo miałem spotkać się z Adą. Przygotowałem sobie lekki posiłek. Przez kilka minut zastanawiałem się co na siebie włożyć, nie chciałem wyglądać lekceważąco. Z otwartego okna dochodziło duszne i ciężkie powietrze. Byłem pewien, że dziś wieczór będzie padać. Ogarniał mnie lekki stres, dawno nie umawiałem się z kobietami. Kiedy to tak przemyśleć, było to trochę dziecinne, śmieszne. Nie śpiesząc się, w ciągu godziny byłem wyszykowany. Po drodze coś podkusiło mnie by jeszcze odwiedzić kwiaciarnię. Kupiłem bukiet goździków, powinny się spodobać. Na miejscu byłem punktualnie, dziewczyny jeszcze nie było. Podziwiałem ponad stuletni kościół Najświętrzej Marii Panny. Stare mury i piękne witraże idealnie komponowały się w blasku powoli zachodzącego słońca. Stałem tak jeszcze chwilę, niecierpliwie wpatrując się w zegarek. Minęło zaledwie parę minut, a ja czułem się jakbym stał tutaj parę godzin. W końcu przyszła. Zaniemówiłem z wrażenia. Jej czarna suknia pięknie komponowała się z idealną talią ciała.- Cześć Krzyś- jej dźwięczny głos szumiał mi przez chwilę w głowie, otrząsnąłem się.- Cześć- patrzyłem jeszcze chwilę w jej brązowe oczy, byłem zachwycony ich blaskiem. Mijałem ją na komendzie wiele razy ale dopiero teraz zobaczyłem jaka jest piękna.- Co tak stoimy, chodźmy- powiedziała z uśmiechem. Z tego całego zamieszania zapomniałem pannie wręczyć kwiatów.- to dla ciebie.- - o, goździki, miło z twojej strony- mówiąc to, pocałowała mnie w policzek. Lekko zaczerwieniłem się, co doprowadziło Adę do śmiechu. Spacerując i rozmawiając doszliśmy do Karczmy. Nigdy nie byłem w tym miejscu. Zanim wyjechałem nie było tutaj tego miejsca. Drewniana budowla sprawiała wrażenie przytulnej restauracji. W środku było dużo miejsca. Niewielki parkiet, kilka stołów i bar. Ludzie bawili się i śpiewali karaoke. Usiedliśmy przy jednym ze stolików.- W czym gustujesz- spytałem Adę. – na pewno zamówię jakąś sałatkę, chociaż wolałabym spędzić czas na rozmowie niż na jedzeniu- odpowiedziała z uśmiechem- Prawda.- zamówiłem trochę alkoholu na rozluźnienie języka, stresowałem się. – Jak długo pracujesz w policji Krzysiu?- - Niedługo. Szczerze mówiąc, jestem świeżo po studiach.- - Dlaczego chciałeś pracować tutaj?- - Urodziłem się tu i wychowałem, nie wyobrażam sobie innego miejsca gdzie mógłbym pracować, a ty?- - studiowałam prawo w Warszawie, potem wróciłam tutaj, do rodziców.- - Prawo? Dlaczego praca tutaj?- - Myślę, że z tych samych powodów co ty. Nie chciałam rzucać rodziny i przyjaciół których tutaj mam.- - Dlaczego policja?- - Bo nie znalazłam etatu w żadnej kancelarii, na razie robię tutaj staż. Może później coś znajdę.- - Zmarnujesz się tutaj.- - Na razie jest mi dobrze tak, jak jest- kelner przerwał nam rozmowę- Zamówione wino- - Dziękuję- dziewczyna spojrzała na mnie, uśmiechnęła się- Chcesz mnie upić?- - Skądże znowu, po prostu rozwiązuje nam języki- wybuchnęliśmy śmiechem. Reszta wieczoru minęła na przyjemniej rozmowie. Ada oczarowała mnie swoją inteligencją i poczuciem humoru. Wizyta w „Karczmie” skończyła się długim spacerem po mieście. Wkrótce okazało się, że mieliśmy wiele wspólnych tematów.- Dlaczego jeszcze się nie ożeniłeś?- spytała nagle. W pierwszej chwili nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Niechęć do kobiet? Nie znalazłem tej jedynej?- Myślę, że moja ambicja przesłaniała mi obraz zakochania.- - Nigdy się nie zakochałeś?- - Oczywiście. Miałem dziewczynę bardzo dawno temu.- - Więc co się stało, że nie jesteście razem?- - Poróżniliśmy się. Ona chciała kreować swoją przyszłość za granicą, a ja wolałem zostać w kraju.- - To smutne- Ada spojrzała na mnie ciepło. Serce zaczynało mi mocniej bić za każdym razem, kiedy widziałem jej piękne oczy. Opuściłem wzrok.- Widocznie tak musiało być. Nic nie dzieje się przypadkiem- przespacerowaliśmy tak jeszcze niecałą godzinę i odprowadziłem dziewczynę do domu. Ledwo zamknęły się za nią drzwi mieszkania i zerwał się deszcz. Leniwie otworzyłem parasol. Wybrałem dłuższą drogę do domu. Moją głowę nawiedzał grad myśli. O czym tak naprawdę myślałem? O śledztwie? O psiej pogodzie? Czy może o pięknej Adzie? Sam nie potrafiłem sobie odpowiedzieć. Na głównej ulicy, w środku miasta nie było praktycznie nikogo. Lampy świeciły się pięknym pomarańczowym blaskiem, ciszę przerywał spadający z hukiem deszcz. Nagle usłyszałem coś za mną. Odwróciłem się, lecz nikogo tam nie było. Coś niepokojącego otaczało moją osobę. Podobnie jak stado wilków otaczających swoją ofiarę. Trzymałem dłoń na kaburze i rozglądałem się uważnie. Nagle zza budynku wybiegł mężczyzna, nie zdążyłem zareagować i potężnym pchnięciem powalił mnie na ziemie. Podniosłem się, wycelowałem w napastnika i wystrzeliłem ostrzegawczo w powietrze- Policja! Nie ruszaj się!- mężczyzna jednak nie ustąpił. Znów rzucił się w moją stronę. Wystrzeliłem, jednak tym razem wprost w napastnika. Chwycił mnie za szyję i uniósł wysoko nad ziemię. Czułem jego żelazny uścisk. Szarpałem się, starałem obezwładnić napastnika. Niestety nie mogłem nic zrobić. Mężczyzna był niesamowicie silny. Wpatrywałem się w mrok jego kaptura. Nie było widać jego twarzy, lecz czułem jego zimne i dziwnie martwe spojrzenie. Po chwili zobaczyłem światła samochodu.- Policja! Puść go!- puścił mnie i uciekł w ciemną alejkę.- Nic Panu… Krzysiek? Co Ty tu robisz?- W blasku lamp rozpoznałem przyjaciela.- Cześć Michał. Wracam z randki- - Jeżeli twoja wybranka ściska cię z takim uczuciem, to wierzę że to miłość od pierwszego wejrzenia- jego sarkazm doprowadził mnie do śmiechu.- Kto to był?- - Nie mam pojęcia, zaatakował mnie z zaskoczenia. Twarzy też nie widziałem, kaptur zasłaniał mu twarz. Sukinkot ma ścisk- Przez dłuższą chwilę czułem ból po uścisku.- Chodź lowelasie, odwieziemy cię do domu.- Chłopaki pomogli mi wsiąść do radiowozu.- Więc mów Kriss, co robiłeś w mieście o tej porze?- zabrzmiało to dość zabawnie, jakby policjant chciał przesłuchiwać policjanta.- Mówiłem ci już, byłem na randce.- Michał spojrzał na mnie badawczo.- No nie wierze, nie mogłem cię namówić abyś zagadał do panieny, a tu nagle randkujesz? Co to za jedna?- - Ada z komendy- - Ta młoda prawniczka? No, no masz gust. I co tam?- - Umówiliśmy się w karczmie, trochę porozmawialiśmy. Wydaje się być w porządku.- na twarzy Michała pojawił się serdeczny uśmiech- no to powodzenia Krzysiu. No i jesteśmy, nie zapuszczaj się tak późno lowelasku, nie chcę ci znów tyłka z opresji ratować.- uśmiechnąłem się, podziękowałem się i wyszedłem. Dla mnie jednak noc się nie skończyła. Drzwi od mojego domu były wyłamane. Dałem znak Michałowi, że coś jest nie tak. Weszliśmy powoli do środka. Bałagan sugerował, że ktoś czegoś szukał. – Dziwne, złodziej miał masę czasu, a nic nie wyniósł- Michał dokładnie przeczesał dom. Rzuciłem okiem na materiały dowodowe- tutaj szperał. Chyba mój wielbiciel sprzed paru minut był tutaj. Chciał chyba odzyskać swój amulet. Zawołaj chłopaków z kryminalnej, niech pościągają odciski palców. Może na coś trafimy.- Michał wzywał posiłki. Rozejrzałem się dokładnie po pokoju. Nie zginęło nic. Byłem pewien, że napastnik który mnie zaatakował przeszukał wcześniej moje mieszkanie. Musiał to być sprawca morderstw. Znów stanąłem z nim twarzą w twarz i nie udało mi się go złapać. Uświadomiłem sobie, że teraz jestem jego celem. Następnym razem będę gotów.

Wstałem z potwornym bólem głowy. Ledwo widziałem na oczy. Czułem się, jakby ktoś rozrywał moją czaszkę od środka. Dałem kilka kroków do łazienki. Niepewną ręką sięgnąłem do komody i wyjąłem kilka pigułek przeciwbólowych. -Trzy powinny wystarczyć.- pomyślałem biorąc garść tabletek. Usiadłem na zimnej podłodze. Ból głowy był nie do zniesienia. Nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. Leniwie doczłapałem się do kuchni szykując kawę. Drażniło mnie wszystko, nawet tykający, ścienny zegar. Resztkami sił ubrałem się i zaparzyłem kawę. Ból powoli mijał, a ja zaczynałem wracać do świata żywych. Poranne powietrze dodawało mi ukojenia. Wchodząc przez drzwi komendy, zaczepiła mnie Ada.- Cześć Krzysiu. Obudzony i zmobilizowany do działania?- powiedziała żartobliwie- - Nie wiem czy będę w stanie pracować. Ból głowy mnie dobija.- - Może weź to- powiedziała podając mi tabletki przeciwbólowe.- Dziękuję ale brałem już dziś. Co u ciebie słychać?- - Wszystko w porządku, mam tylko trochę papierkowej roboty ale to wszystko- - Czy ty zawsze tak się uśmiechasz?- jej uśmiech był słodki i niewinny jak u dziecka. Zawsze kiedy przechodziłem widziałem jej rozpromienioną twarz, bez śladu smutku i trosk.- Może- odparła mi patrząc mi głęboko w oczy. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i skierowałem się do biura. Nie zdążyłem dobrze rozgościć się w moim biurze, kiedy Michał wpadł jak piorun. – Cześć Kriss. U ciebie w mieszkaniu znaleziono odciski ale nie możemy jeszcze zidentyfikować osoby, zapewne trochę to zajmie. Przy okazji, mam coś dla ciebie.- przyjaciel rzucił mi na biurko książkę.- Co to jest?- spytałem.- Coś o legendach i wierzeniach słowiańskich. Myślę, że ci się przyda. W twoim mieszkaniu znaleźliśmy wyryte znaki na podłodze i suficie. Może to będzie jakąś wskazówką w śledztwie.- - Dzięki. Jesteś nieoceniony.- - Żaden problem. Jakby co, wal jak w dym. A i jeszcze jedno- podał mi kilka zdjęć- to są zdjęcia z twojego mieszkania, powinieneś sam obejrzeć te znaki.- Wyszedł zostawiając mi kilka zdjęć i książkę. Zacząłem przeglądać zdjęcia. Morderca zostawił ślad w moim mieszkaniu. Kilka dziwnie wyrytych znaków na podłodze i suficie. Leniwie otworzyłem książkę, przeglądając ją strona po stronie. Nie znalazłem tam żadnych wskazówek. Oparłem się i przyglądałem się biblioteczce. Nagle przypomniało mi się, że posiadam książki od profesora z Gdańska. Pierwsze co wpadło mi w oczy, był okultyzm. Studiując księgę znalazłem coś bardzo interesującego. Znaki wyryte w moim mieszkaniu, były identyczne do znaków okultystycznych. Według księgi miały to być symbole nienaturalnej postaci. Jeszcze raz i dokładniej przejrzałem zapiski o słowianach. Symbole i ich ułożenie symbolizowały odwiedziny wampira.- No tak. Poluje na mnie szaleniec z plastikowymi kłami- pomyślałem. Sprawa zaczynała nabierać powagi. Zabójca utożsamiał się z mistycznym potworem z legend.- Może dzięki temu zdołam określić gdzie się ukrywa- zacząłem gadać do siebie. Miałem kolejne poszlaki, wszystko zaczęło się powoli układać. Czym prędzej pobiegłem do komendanta. Ustaliliśmy moje nocne patrole. Tym razem to ja zapoluję na zabójcę.

Tego wieczoru znowu umówiłem się z Adą. Z dnia na dzień ta dziewczyna stawała mi się bliższa. Tego wieczoru miejski park był bardzo pięknie oświetlony. Nowo zbudowane alejki leżały dumnie w lśniącym blasku nowych lamp. Miasteczko zaczęło nabierać kolorów kiedy zajął się nim nowy burmistrz. Jeszcze kilka tygodni temu ogarniał strach, kiedy miało się przejść przez ciemny park. Pamiętam go takiego ponurego od zawsze. Kiedy zapadał zmrok, najgorsze elementy zbierały się w tym miejscu, zaczepiając przechodniów lub upijając się do upadłego. Teraz park staje się dumą Nowego Dworu. Idąc wzdłuż starego mostu zwodzonego, podziwiałem jego nowe, piękne oblicze. Skręciłem w prawo w kierunku schodów. Ada czekała na mnie na jednej z ławek. Przysiadłem się obok niej. Jej piękny uśmiech onieśmielał mnie za każdym razem. Nie mogłem oderwać wzroku od jej ślicznych brązowych oczu. Chciała coś powiedzieć ale nie pozwoliłem jej, pocałowałem ją. Poczułem niepewny dreszcz emocji, lecz po chwili oboje zanurzyliśmy się w cieple pocałunków. Stało się. To jest ta chwila, kiedy bez słów wyrażasz swoje uczucia. Nie liczyło się nic, tylko ta chwila. Czułem pociągający smak jej warg, oddech na moich ustach i delikatną skórę na jej twarzy i dłoniach. Nie mam pojęcia ile to trwało. W każdym razie nie chciałem przestać, nie teraz. Chwilę miłosnego uniesienia przerwały nam odgłosy walki dobiegające z ulicy kilka kroków dalej. Widziałem w jej oczach prośbę, bym został jeszcze dłużej.- Ada, pędź do domu. Zobaczę co się dzieje, oddzwonię do ciebie.- - Nie lubię takich sytuacji… No dobrze, idź. Uważaj na siebie Krzysiu.- - Ty też Ada, zadzwonię. Biegnij do domu.- Bez zastanowienia ruszyłem w stronę, skąd słyszeliśmy krzyki. Pobiegłem wzdłuż parku skręcając obok starych garaży. Uliczka zaprowadziła mnie na osiedle. Przy jednym z bloków zobaczyłem dwie walczące postacie, w jednej z nich rozpoznałem poszukiwanego. Natychmiast pobiegłem w stronę mężczyzn, wyciągając broń z kabury. – Policja! Nie ruszać się! Na ziemie!- krzyknąłem, ale bez skutku. Postać w kapturze atakowała młodego chłopaka. Ten jednak świetnie radził sobie z przeciwnikiem. Nie zastanawiałem się, odepchnąłem napastnika i wycelowałem. Postać rzuciła się do ucieczki.- Zostań tutaj- zwróciłem się do chłopaka i ruszyłem w pościg. Niestety, podejrzany uciekł mi tuż za rogiem. Był dla mnie zbyt szybki. – Rozpoznałeś napastnika? Wiesz kto to był?- wróciłem do poszkodowanego.- Nie, nie mam pojęcia kto to był.- - Co robiłeś o tej porze?- - Biegałem, zwykle o tej porze robie sobie wieczorny trening. To chyba dozwolone?- - Niebezpieczne- - Spokojnie, potrafię się bronić- odrzekł spokojnie. Nie wiem czemu ale podobała mi się jego pewność siebie. Miał w oczach ogień, dreszcz adrenaliny jeszcze nie ostygł w jego młodych żyłach.- Tak, zauważyłem. W każdym razie uważaj na siebie. Chciałbym abyś złożył zeznania. Będziesz miał czas?- chłopak odparł niechętnie- no dobrze, ale to jutro ok.? Dziś chciałbym już położyć się spać.- Nie zamierzałem już męczyć chłopaka, wezwałem radiowóz i poleciłem odwieźć go do domu. Nie był zadowolony z tej decyzji, ale wiedział że większego wyboru mieć nie będzie.- chciałbym abyś przyszedł do mnie jutro, najlepiej rano. Pytaj o Krzysztofa Zacharskiego. - - Dobra szefie, będę o dziesiątej.- Emocje opadły, zadzwoniłem do Ady. Jej przyjemny głos dodał mi otuchy. Wróciła do domu cała i bezpieczna. Poleciłem byśmy spotykali się tylko za dnia, wieczory stały się zbyt niebezpieczne. Nie chciałem jej stracić, stała się dla mnie bardzo ważną osobą. Wróciłem jeszcze na miejsce zdarzenia. Stałem pod latarnią i jak głupek wpatrywałem się w miejsce szarpaniny. W pewnym momencie zauważyłem coś świecącego w trawie- dilerka?- pomyślałem. Rzeczywiście, w trawie leżała dilerka z białym proszkiem. Otworzyłem ją. Metaliczny smak zdradzał obecność amfetaminy. Wybiłem numer Michała. Przywitał mnie jego zaspany głos- No co jest?- - Cześć, przepraszam że przeszkadzam. Byłem świadkiem walki między jakimś chłopakiem, a podejrzanym. Znalazłem na miejscu zdarzenia dilerkę z amfetaminą. Zawiózłbyś mi to jutro do ekspertów? Chciałbym aby sprawdzili to i pościągali odciski palców.- - Jasne stary, co z tym chłopakiem?- - O dziwo, świetnie sobie z napastnikiem poradził. Jutro przyjdzie na przesłuchanie. Nie przeszkadzam już, jutro pogadamy.- - No cześć- Całą sprawę mogła wyjaśnić dilerka z narkotykiem, nie wierzyłem że mogłoby to być takie proste. Nie miałem ochoty wracać do domu i tak nie mógłbym zasnąć. Ta noc wydawała się z goła inna niż poprzednie. Mijałem przechodniów, wydawało mi się, że ich cienie szyderczo uśmiechają się do mnie. Uliczne zakamarki przyciągały mnie tajemniczą siłą, miałem jednak wrażenie że coś się za nimi kryje. Popadałem w paranoję. W głowie toczyła się walka między strachem, a fascynacją. Wrodzony instynkt? Być może. Wyimaginowana wyobraźnia? Zapewne. Biłem się z własnymi myślami. Wyobraźnia stanęła w szranki z racjonalnym myśleniem. Wszędzie dookoła widziałem zagrożenie, czułem się mały i bezbronny wobec betonowego lasu budynków. Jednak coś przyciągało mnie do ciemnych stref miasteczka zanurzonego w ciemnej nocy. Nie umiałem tego wyjaśnić. Starałem się zrozumieć ściganego. Doszedłem do wniosku, że jednak czas wracać.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Daje minus za zakonczenia w zlym momencie chce wiedziec co sie dzialo potem za dobre to jest na zakonczenie tego w ten sposob xdd
Odpowiedz
Gdzie jest druga część do przeczytania? Nie widzę jej u Ciebie na profilu. :/
Odpowiedz
bardzo dawno temu część druga została usunięta z niewiadomych mi przyczyn. Nie pomogę, ponieważ ostatnia kopia była na tej stronie przed formatem systemu. Mogę jedynie zdradzić zakończenie i pewne szczegóły.
Odpowiedz
Bardzo dobrze napisane , gratuluje Grzesiu:)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje