Historia
Idealna mama
- Musisz się po prostu uspokoić.- George powiedział to jakiś tydzień temu, kiedy jeszcze był przekonany, że żona potrzebuje jego wsparcia w „dojściu do siebie”. Słowa te jednak cały czas dźwięczały Doreen w głowie, przeplatając się z głosem matki („może więcej odpoczywaj, wydajesz się przemęczona”) i chaotycznymi myślami o tym, co jeszcze ma do zrobienia.
Uspokoić, łatwo powiedzieć. Brzęknęła nerwowo talerzami, zaciskając zęby. Zapewne mężczyźnie, który co rano chodzi do pracy, wydaje się, że siedzenie całymi dniami w domu to synonim do nic nierobienia. Oczywiście, najłatwiej tak myśleć temu, który nigdy w życiu nie miał w dłoni mopa czy płynu do czyszczenia. Przeciwnie, przecież jej stres wynikał właśnie z nadmiaru obowiązków- a przynajmniej tak sądziła. Ostatnio coraz częściej brała ją złość na męża.
Nagle w pokoju dziecięcym odezwał się płacz którejś z bliźniaczek- Boże, znowu- i Doreen przyłapała się na tym, że ma ochotę po prostu zignorować krzyki małej.
Co za okropna z ciebie matka, pomyślała, wycierając dłonie z piany.
Ruszyła szybkim krokiem do pokoju. Mała Samantha leżała w swoim łóżeczku, wrzeszcząc jak opętana- rzecz jasna, druga z bliźniaczek, Emy, po chwili zawtórowała siostrze.
Doreen stanęła w drzwiach, czując, jak koszmarne wrzaski rozrywają jej głowę. Znalazłszy się w epicentrum hałasu, już nie miała ochoty ignorować dzieci...miała ochotę je ukarać. Zacisnęła palce na framudze, usiłując zapanować nad buzującym w niej gniewem (Nie możesz uderzyć małego dziecka, Doreen, ten palant miał rację, uspokój się). Nie była w stanie jednak znaleźć siły do wzięcia dziewczynek na ręce, kołysania, uspokajania. To było takie czasochłonne, a ona zmęczona; o ileż prościej byłoby podać im coś...na uspokojenie właśnie. To tylko źle brzmi, a oszczędzi wszystkim problemów, prawda?
- Ale tylko raz -wymamrotała do siebie i ruszyła do kuchni. Tym bardziej, że trzecią córkę- Violet- niedługo będzie trzeba odebrać z przedszkola.
***
Za oknem panowała nieprzenikniona ciemność zimowego wieczoru, lecz w mieszkaniu George'a i Doreen było ciepło i jasno. Wszystkie trzy dziewczynki spały, w salonie panował nieskazitelny porządek, w tle w radiu leciały jakieś stare przeboje. Małżeństwo siedziało przy stole, przedzielone dzbankiem herbaty- lecz mimo wszystko atmosfera wcale nie była sielankowa.
- Powiesz mi wreszcie, co tobą kierowało?- odezwał się George, mierząc żonę uważnym, jakby rozczarowanym spojrzeniem. Ona zacisnęła dłonie mocno na kubku z herbatą, jakby usiłowała go zmiażdżyć, lecz milczała.
- Doree, spoliczkowałaś sześciolatkę na oczach całego przedszkola- dzieciaków, opiekunek. I to podobno dlatego, że Violet cię zamęczała pytaniami.
Żona zerknęła na niego szybko. „Znalazł się prokurator”- uznała- „Ile czasu ty spędzasz dziennie z tymi dziećmi, co? Straciłbyś cierpliwość, George, jeszcze prędzej niż ja i oboje dobrze to wiemy.”
- Musisz coś z tym zrobić. Od dłuższego czasu jesteś taka wściekła. Myślę, że to już należy jakoś leczyć.- oznajmił stanowczo.
„Bo ty się na tym znasz”- pomyślała - „Co za palant”.
Jednak nadal milczała, nie chcąc powiedzieć mu tego w twarz. Milczała, bo w gruncie rzeczy ten palant miał rację.
Wstała.
- Poczekaj, dobrze?- odezwała się wreszcie, czując, że musi z kimś o tym pogadać, z kimś poza mężem. Wyszła z salonu i zamknęła się w ich sypialni z telefonem komórkowym, by po chwili streszczać całą sprawę przyjaciółce jeszcze ze studiów.
- Czyli ją uderzyłaś.- podsumowała na koniec Jessica.- Wiesz, dziwię się, że George nie zainteresował się wcześniej twoim samopoczuciem.
- On tylko pracuje- potaknęła Doreen. Wiedziała, że jest niesprawiedliwa, ale co z tego, skoro sprawiało jej to taką satysfakcję?- Tylko, że ja nie mam czasu ani ochoty na jakieś terapie, albo chodzenie do psychiatry, albo innego speca od świrów.
Nigdy nie patrzyła na tę profesję jako na lekarską i nigdy nie odwiedziłaby kogoś o tym zawodzie. Dla Doreen psychiatra był osobą zajmującą się wariatami i zamierzała za wszelką cenę hołdować temu przekonaniu.
- Myślę, że jest pewien sposób- zaskoczyła ją Jessica.- Nie musisz wcale robić nic takiego, wystarczy brać leki.
- Ktoś mi je chyba musi przepisać, Jess.
- Niekoniecznie- zbagatelizowała Jessica.- Psycholodzy, psychiatrzy i tym podobni to w znacznej mierze szarlatani. We wszystkim będą się dopatrywać jakiś przyczyn i tym podobnych, podczas gdy ty potrzebujesz leków na uspokojenie. A to mogę dla ciebie zdobyć.
- „Zdobyć”?- zaśmiała się Doreen.
- Mam znajomego farmaceutę.- odparła tamta, zupełnie nie podzielając wesołości.- W aptece tego nie dostaniesz. Uspokoi cię, ale nie otumani. Odstresuje. Zaczniesz widzieć świat w cieplejszych barwach.
- Jess, czy ty mi próbujesz sprzedać jakieś narkotyki?- kobieta zaśmiała się już nieco niepewnie.
- Będziesz zupełnie zdolna do normalnego funkcjonowania.- zapewniła przyjaciółka.- Wszystko będzie jak najbardziej w porządku, gwarantuję. Zaufaj mi.
- Możemy spróbować- zgodziła się Doreen ostrożnie.
Niebawem sytuacja Doreen radykalnie się zmieniła, ona sama zaś była przekonana, że dokonała najlepszej decyzji w swoim życiu. Stres zniknął, podobnie jak nerwowość czy ponury nastrój- przeciwnie, teraz czuła się zadowolona, opanowana, a zarazem pełna energii. Nie czuła się specjalnie dziwnie, nie była nadnaturalnie rozbudzona czy radosna, tylko po prostu zadowolona. Faktycznie jej podejście do życia stało się o wiele bardziej optymistyczne i chodź dokładnie nie wiedziała, czemu to zawdzięcza, wcale jej to nie zaprzątało. Z czasem połykanie co rano pigułki weszło jej w nawyk, niczym leku na nadciśnienie.
***
Sytuacja w domu uległa znacznej poprawie. George najwyraźniej dostrzegł swoje błędy, bo znacznie częściej był teraz w domu i często zabierał dziewczynki do swoich rodziców, by ją nieco odciążyć. Doreen znalazła nowe znajome, wreszcie mając czas na życie towarzyskie- piękne, wiecznie uśmiechnięte kobiety; gdy tylko zapraszała je do domu, Violet usiłowała jakoś dołączyć do ich grona. Przyjaciółki jednak reagowały przyjaźnie, czasem nawet bawiąc się z dziewczynką.
Kobieta znalazła nawet czas na nowe hobby- gotowanie, dotychczas przykry obowiązek- i lodówkę wypełniały doskonałe, niskokaloryczne potrawy.
Zaczęła częściej bawić się z bliźniaczkami, doprowadzając je do radosnych okrzyków, a reszta rodziny zaczęła znacznie bardziej ją szanować, odkąd przestała denerwować się o wszystko.
Któregoś dnia postanowiła zatem poświęcić nieco czasu Violet, podczas gdy wcześniej w życiu by jej nie przyszło do głowy, aby pobawić się z córeczką.
- Violet?- wsunęła głowę do jej pokoju z uśmiechem, tak nagle, że córka drgnęła nerwowo. Doreen roześmiała się.- Chcesz się w coś pobawić?
- Ale w co?- Violet uniosła oczy na mamę, przepełnione zdumieniem.
- Cóż...- w gruncie rzeczy Doreen nie bardzo miała pomysł. W co też lubią bawić się małe dziewczynki? Może w jakieś bajki?- Może w Jasia i Małgosię?
- Jak?- zdziwiła się mała, otwierając szeroko i tak duże, brązowe oczy.
- No...- zawahała się mama- Może ty będziesz udawała wiedźmę i spróbujesz mnie złapać ?
- W porządku- mruknęła mała bez przekonania.
***
Około godzinę później George wysiadł z samochodu, którym pojechał na zakupy. Przepełniał go niepokój; musiał w końcu pójść po zakupy i nie trwało to długo, lecz czy powinien zostawiać Violet z matką..? Żona ostatnio zachowywała się dziwacznie, a on nie wiedział, co jest tego powodem, zazwyczaj była jednak niegroźna. Wiedział jednak, że zaciągnięcie jej do psychiatry jest- powinno być- kwestią czasu, choć strasznie się opierała.
Co jednak on, prosty człowiek, zrobi z kobietą, która zabiera dziecku lalki barbie, siada z nimi w salonie i prowadzi z nimi rozmowy? Ponadto, nie pozwalała mu tknąć kolekcji pustych opakowań w lodówce, a bliźniaczki musiał zostawić póki co u swoich rodziców, bo ciągle brała je na ręce i odwracała do góry nogami, aż zaczynały krzyczeć. Póki co zwolnił się z pracy, lecz nie miał pomysłu, co dalej. Zupełnie nie rozumiał przyczyny zachowania żony i początkowo próbował je sobie jakoś tłumaczyć, dopóki nie przybrało na sile.
Wyciągnął siatki z zakupami z bagażnika i ruszył do drzwi, ślizgając się lekko na oblodzonym gruncie. Skostniałymi palcami wsunął klucz w zamek i wszedł do ciepłego mieszkania. Ulga jednak nie trwała długo.
- Co tu tak śmierdzi?- zawołał.
Cuchnęło naprawdę okropnie, a smród najwyraźniej dobiegał z kuchni. Pełen złych przeczuć, ruszył do kuchni.
W pierwszej chwili nawet nie uwierzył, w to co widzi, W następnej- zrobiło mu się lodowato zimno.
- Niemożliwe- wymamrotał, czując narastający szok, przerażenie i obrzydzenie.
Na podłodze w kuchni leżały groteskowe, spalone zwłoki 5- latki. Twarz zlała się w odrażającą masę, resztki zwęglonych włosów sterczały na wszystkie strony, on jednak wciąż rozpoznawał strzępy niebieskiej sukienki, którą jego córeczka Violet dostała na ostatnie urodziny.
- Co to ma być?- wybełkotał, nie odrywając wzroku od ciała.
- Dzieci wrzuciły wiedźmę do pieca- usłyszał za sobą spokojny głos Doreen.- My nie mamy pieca, musiałam więc ją przytrzymać i udawać, że ją podpalam.- zaśmiała się - Nadal udaje martwą. Dzieci nigdy nie wiedzą, kiedy skończyć zabawę.
George stał tak jeszcze moment. Rozważył, czy zależy mu, by zrozumieć zmianę żony- i czy ma coś jeszcze do stracenia.
Odpowiedź brzmiała: nie. Odwrócił się gwałtownie, skoczył w stronę małżonki i zaczął ją dusić.
Komentarze