Historia

SPRZEDAWCA BÓLU - Najdziwniejsze Materiały

timeisanillusion 2 6 lat temu 2 248 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Bywały w mojej karierze momenty, które stale zapisywałem w specjalnym zeszycie.

Wszystkie pochodzą z różnych okresów.

W sensie etycznym nie warto o tym wspominać, za to w życiowym głupotą by było ci tego nie pokazać.

Kto wie? Może obaj się zaśmiejemy?

W jednej celi?

Śmierci?

_________________________________________________________________________

Siedziałem z głową opartą na złożonych na ladzie rękach. Gdy drzwi zostały otwarte, przemieścił się wyłącznie mój wzrok. Do sklepu weszła blondynka. Bez słowa usiadła na krześle naprzeciwko mnie. Westchnąłem.

- Słucham?

- Ile za...Yhm...Znaczy...Naruszenie...Czy też...Okaleczenie...Znaczy się...Jak się mówi na kogoś, kto ma zostać poddany pańskim fachowym technikom?

- Materiał.

- Aha...Emm...No to...Ile za…

- Zależne od różnych dziwnych czynników, których na trzeźwo nie sposób wymyśleć. - Powiedziałem przeciągając się. - Swoją drogą, ilu letni jest pański materiał?

- No...Znaczy, on...Ma...No, trochę jakby jest…

- Proszę pani, z zawodowego doświadczenia zapytam, czy owy materiał na pewno istnieje?

- No...Tak...To znaczy…

Kończyła mi się cierpliwość.

- Gdzie? - Zapytałem rozkładając ręce. - W pańskiej głowie?

- Nie. W moim...brzuchu.

Przełknąłem język.

- No bo...Właśnie… - Powiedziała i zaczęła grzebać w torebce. Po chwili wyciągnęła z niego dokument. USG płodu. - Ile by było za trzy takie materiały?

_________________________________________________________________________

Ktoś usilnie próbował dostać się do sklepu, ale wyraźnie nie potrafił popchnąć drzwi. Gdy dopadła mnie irytacja, wstałem z krzesła i poszedłem je otworzyć. A gdy już do tego doszło, moje brwi wyskoczyły mniej więcej na wysokość satelity szybującej w kosmosie.

- No co? - Zapytała mnie starsza i w większości łysa osobowość zza przyciemnianych okularów z pozycji wózka inwalidzkiego. - Wpuścisz mnie, Pan?

- Zgubiłeś się, dziad…

- Jezus Maria! Wpuść mnie, zanim do ciebie wstanę!

Pokiwałem głową z pewnym grymasem.

Wpuściłem go do sklepu pierwszego. Gdy wjechał, zatrzymał się na środku, a ja zacząłem iść w stronę lady.

- Powiedz, Pan! - Zaczął wskazując na mnie palcem. - Pan żeś tylko udawał takiego głupiego, czy naprawdę z Pana takie niedorób?

- Ta, ból głowy na dupie i owsiki na rdzeniu mózgowym…

- A więc…

- Dość! W czym problem?

Zmarszczył brwi.

- No bo widzisz, Pan...Ja od trzydziestu pięciu lat udaję, że jestem niepełnosprawny. No to chyba jasne, że może czas by było w końcu pozbyć się mojego problemu?

- Pomóc panu wstać?

- Wytnij mi żeż, Pan, te nogi w cholerę!

_________________________________________________________________________

Obudziłem się w środku nocy słysząc wyraźne krzyki wydobywające się z pomieszczenia pracy. Zszedłem po schodach z szlafroku na pozycję wejścia do sklepu, a następnie skierowałem się znów w dół.

Szedłem powoli. Po drodze zabrałem ze sobą latarkę i mały rozpruwacz. Krzyki nasilały się. To było jakieś dziecko. Ktoś jeszcze inny nie potrafił opanować swoich dźwięków wywodzących się z ekscytacji. Wdech-wydech-jęk.

Usłyszałem, że coś się zdziera jak świeża skóra z klatki piersiowej.

- Aaaaaaa!

Gdy byłem już na dole, zaświeciłem latarkę i westchnąłem.

- Pięćset funtów za kocią łapkę!

- Ile!?

- No właśnie, kurwa, tyle, proszę księdza!

________________________________________________________________________

Kończyłem właśnie łamać bark sześcioletniemu chłopczykowi na oczach matki i rok starszego brata materiału, któremu coś bardzo dziwnego wychodziło spod małej czerwonej koszuli.

- Co to… - Moje zdanie przerwał płacz bachora. - Ech...Pani coś mu powiedziała?

- Ja? - Zapytała wskazując na siebie palcem. - Ach, tak. Że jeszcze bark, kolano, żebro i gotowe.

Odpowiedziała i uśmiechnęła się.

- Dobrze. Czy mogę wiedzieć, co też pani drugi syn ma pod tą koszulką? Wygląda to conajmniej nienaturalnie. Hoduje sobie marihuanę w pępku?

- Nie, nie, skąd. To...jakby narośl z brata.

- Narośl z brata? - Zapytałem łamiąc drugi bark.

- Bliźniak przestał się rozwijać i przytulił się do rodzeństwa.

- Nie chciałaby się pani tego pozbyć? No wie pani, może i mógłbym się tym zająć...Za solidną stawką…

- Ależ nie! To samo odejdzie!

- Odejdzie? Samo?

- No tak! Niech pan sam spojrzy. - Powiedziała i spojrzała na stojącego obok syna. - Victor, podwiń koszulkę i pokaż panu, kto cię przytula częściej od mamusi?

Dziecko mocno ranione krzykami młodszego brata z trudem podwinęło ubranie i ukazało mi dwie wystające z brzucha nogi.

- Jezu Chryste… - Wyszeptałem.

Matka nachyliła się do narośli.

- Tommy? - Szepnęła. - Jesteś tam? Tommy?

I gdy tylko te nogi zaczęły się ruszać, z własnego zaskoczenia skręciłem młodemu kostkę.

_________________________________________________________________________

Do sklepu zawitał następny starszy człowiek, tym razem wyglądający na w miarę sprawnego. Miał na sobie ciemno-szary garnitur i spodnie tego samego koloru. Był w berecie, ubrany całkiem jak na pogrzeb. Posiadał najbardziej na świecie wyprany z życia wyraz twarzy. Zgarbiony podszedł pod tablicę usług i zaczął ją czytać.

Nie chciałem mu przeszkadzać. Czekałem cierpliwie.

Ale po dwudziestu minutach stwierdziłem, że może warto by było się jednak odezwać.

- W czym mogę…

- Za ile wyrwałby pan język mojej żonie…

- Siedemset…

- ...dłutem…

- Dziewięćset…

- ...przez odbyt?

_________________________________________________________________________

- Mówił pan… -Zaczął. - ...po ile to zdzieranie skóry?

Spojrzałem na chłopca. Mdlał, rozpływał się. Prosił mnie, błagał. Niemalże to słyszałem, choć nie miał odwagi się odezwać.

Rozłożyłem ręce uśmiechając się.

- Darmo.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Ta seria jest najlepsza.
Odpowiedz
Kocham. <3
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje