Historia
SPRZEDAWCA BÓLU - Najdziwniejsze Materiały
Bywały w mojej karierze momenty, które stale zapisywałem w specjalnym zeszycie.
Wszystkie pochodzą z różnych okresów.
W sensie etycznym nie warto o tym wspominać, za to w życiowym głupotą by było ci tego nie pokazać.
Kto wie? Może obaj się zaśmiejemy?
W jednej celi?
Śmierci?
_________________________________________________________________________
Siedziałem z głową opartą na złożonych na ladzie rękach. Gdy drzwi zostały otwarte, przemieścił się wyłącznie mój wzrok. Do sklepu weszła blondynka. Bez słowa usiadła na krześle naprzeciwko mnie. Westchnąłem.
- Słucham?
- Ile za...Yhm...Znaczy...Naruszenie...Czy też...Okaleczenie...Znaczy się...Jak się mówi na kogoś, kto ma zostać poddany pańskim fachowym technikom?
- Materiał.
- Aha...Emm...No to...Ile za…
- Zależne od różnych dziwnych czynników, których na trzeźwo nie sposób wymyśleć. - Powiedziałem przeciągając się. - Swoją drogą, ilu letni jest pański materiał?
- No...Znaczy, on...Ma...No, trochę jakby jest…
- Proszę pani, z zawodowego doświadczenia zapytam, czy owy materiał na pewno istnieje?
- No...Tak...To znaczy…
Kończyła mi się cierpliwość.
- Gdzie? - Zapytałem rozkładając ręce. - W pańskiej głowie?
- Nie. W moim...brzuchu.
Przełknąłem język.
- No bo...Właśnie… - Powiedziała i zaczęła grzebać w torebce. Po chwili wyciągnęła z niego dokument. USG płodu. - Ile by było za trzy takie materiały?
_________________________________________________________________________
Ktoś usilnie próbował dostać się do sklepu, ale wyraźnie nie potrafił popchnąć drzwi. Gdy dopadła mnie irytacja, wstałem z krzesła i poszedłem je otworzyć. A gdy już do tego doszło, moje brwi wyskoczyły mniej więcej na wysokość satelity szybującej w kosmosie.
- No co? - Zapytała mnie starsza i w większości łysa osobowość zza przyciemnianych okularów z pozycji wózka inwalidzkiego. - Wpuścisz mnie, Pan?
- Zgubiłeś się, dziad…
- Jezus Maria! Wpuść mnie, zanim do ciebie wstanę!
Pokiwałem głową z pewnym grymasem.
Wpuściłem go do sklepu pierwszego. Gdy wjechał, zatrzymał się na środku, a ja zacząłem iść w stronę lady.
- Powiedz, Pan! - Zaczął wskazując na mnie palcem. - Pan żeś tylko udawał takiego głupiego, czy naprawdę z Pana takie niedorób?
- Ta, ból głowy na dupie i owsiki na rdzeniu mózgowym…
- A więc…
- Dość! W czym problem?
Zmarszczył brwi.
- No bo widzisz, Pan...Ja od trzydziestu pięciu lat udaję, że jestem niepełnosprawny. No to chyba jasne, że może czas by było w końcu pozbyć się mojego problemu?
- Pomóc panu wstać?
- Wytnij mi żeż, Pan, te nogi w cholerę!
_________________________________________________________________________
Obudziłem się w środku nocy słysząc wyraźne krzyki wydobywające się z pomieszczenia pracy. Zszedłem po schodach z szlafroku na pozycję wejścia do sklepu, a następnie skierowałem się znów w dół.
Szedłem powoli. Po drodze zabrałem ze sobą latarkę i mały rozpruwacz. Krzyki nasilały się. To było jakieś dziecko. Ktoś jeszcze inny nie potrafił opanować swoich dźwięków wywodzących się z ekscytacji. Wdech-wydech-jęk.
Usłyszałem, że coś się zdziera jak świeża skóra z klatki piersiowej.
- Aaaaaaa!
Gdy byłem już na dole, zaświeciłem latarkę i westchnąłem.
- Pięćset funtów za kocią łapkę!
- Ile!?
- No właśnie, kurwa, tyle, proszę księdza!
________________________________________________________________________
Kończyłem właśnie łamać bark sześcioletniemu chłopczykowi na oczach matki i rok starszego brata materiału, któremu coś bardzo dziwnego wychodziło spod małej czerwonej koszuli.
- Co to… - Moje zdanie przerwał płacz bachora. - Ech...Pani coś mu powiedziała?
- Ja? - Zapytała wskazując na siebie palcem. - Ach, tak. Że jeszcze bark, kolano, żebro i gotowe.
Odpowiedziała i uśmiechnęła się.
- Dobrze. Czy mogę wiedzieć, co też pani drugi syn ma pod tą koszulką? Wygląda to conajmniej nienaturalnie. Hoduje sobie marihuanę w pępku?
- Nie, nie, skąd. To...jakby narośl z brata.
- Narośl z brata? - Zapytałem łamiąc drugi bark.
- Bliźniak przestał się rozwijać i przytulił się do rodzeństwa.
- Nie chciałaby się pani tego pozbyć? No wie pani, może i mógłbym się tym zająć...Za solidną stawką…
- Ależ nie! To samo odejdzie!
- Odejdzie? Samo?
- No tak! Niech pan sam spojrzy. - Powiedziała i spojrzała na stojącego obok syna. - Victor, podwiń koszulkę i pokaż panu, kto cię przytula częściej od mamusi?
Dziecko mocno ranione krzykami młodszego brata z trudem podwinęło ubranie i ukazało mi dwie wystające z brzucha nogi.
- Jezu Chryste… - Wyszeptałem.
Matka nachyliła się do narośli.
- Tommy? - Szepnęła. - Jesteś tam? Tommy?
I gdy tylko te nogi zaczęły się ruszać, z własnego zaskoczenia skręciłem młodemu kostkę.
_________________________________________________________________________
Do sklepu zawitał następny starszy człowiek, tym razem wyglądający na w miarę sprawnego. Miał na sobie ciemno-szary garnitur i spodnie tego samego koloru. Był w berecie, ubrany całkiem jak na pogrzeb. Posiadał najbardziej na świecie wyprany z życia wyraz twarzy. Zgarbiony podszedł pod tablicę usług i zaczął ją czytać.
Nie chciałem mu przeszkadzać. Czekałem cierpliwie.
Ale po dwudziestu minutach stwierdziłem, że może warto by było się jednak odezwać.
- W czym mogę…
- Za ile wyrwałby pan język mojej żonie…
- Siedemset…
- ...dłutem…
- Dziewięćset…
- ...przez odbyt?
_________________________________________________________________________
- Mówił pan… -Zaczął. - ...po ile to zdzieranie skóry?
Spojrzałem na chłopca. Mdlał, rozpływał się. Prosił mnie, błagał. Niemalże to słyszałem, choć nie miał odwagi się odezwać.
Rozłożyłem ręce uśmiechając się.
- Darmo.
Komentarze