Historia
Jak znika whiskey - czyli żartobliwie o spotkaniu ze śmiercią
Budzę się. W pokoju panuje nieznośny zaduch, moja rodzinka w obawie przed umarznięciem nawet w kwietniu podkręca temperaturę. Podnoszę się i paraliżuje mnie strach. Na skraju łóżka siedzi nieruchomo jakaś postać.
- Mamo - niepewnie potrącam postać w ramię.
- Nie mama, nie mama tylko ŚMIERĆ.
- Że co? Proszę?- Nie wiem czy się śmiać czy płakać z tej groteskowej sytuacji.
- O! Uszu się nie myje. To pierwszy stopień do śmierci – Postać zatarła ręce i zarechotała głośno odwracając się do mnie. Doprawdy mogła tego nie robić bo oddech jakim zionęła w moim kierunku był powalający.
- O! Szczoteczki do zębów to się chyba całe wielki nie widziało – Odcięłam się zatykając nos.
- A nie całe wieki bo w '95 pochowali nieboszczyka ze szczotką do butów to sobie pozwoliłem skorzystać. Chyba nic nie miał przeciwko. W ogóle jakiś drętwy typ był – Postać stuknęła mnie łokciem i zaśmiała się rubasznie.
- Dość tych żartów! Co Pan robi w moim łóżku?
- Jak to co? Siedzę i czekam aż się obudzisz. My tam w zaświatach to mamy takie powiedzonko: „Najwięcej wypadków zdarza się w łóżku. Kostucha radzi: Nie siedź w łóżku”. Przyjemniej się kosi ludzi jak stoją. Można się wtedy dobrze zamachnąć i tak o...- zaczął rękami symulować koszenie ludzkich głów.
- Nie no wariat z Tworek uciekł jak nic. Czemu ja mam zawsze takiego pecha do ludzi? - Oparłam głowę na kolana i rozpaczliwie zaczęłam szczypać własne ramię, żeby się obudzić.
- Nie martw się. Pecha do śmierci można mieć tylko raz. Ale teraz już jestem poważny. Śmiertelnie poważny – Znów zarechotał trzęsąc swoim wielkim brzuchem - Przychodzę do Ciebie z misją.
- Wyjdź z mojego pokoju bo..bo zadzwonię po policje – Jak mogłam nie wpaść na to wcześniej?
- Próbuj szczęścia. Śmierć wskazała mój telefon. Złapałam go i już wybierałam numer - Ale nie radzę. Zastaną na miejscu tylko histeryczkę, która wypiła rodzicom whiskey.
- COOO? Wypiłeś irlandzką whiskey? Oni mnie zabiją. - Pomyślałam, że mogę sobie już zacząć kopać grób.
- Śmierć do usług. Kłaniam się nisko. A tak poważnie to całkiem, całkiem ta whiskey. Ale nie można przyrównać do trunku, który kiedyś przyniósł w zaświaty pewien faraon. To dopiero była ambrozja. W ogóle kiedyś to lepsze czasy były. Ludzie jak umierali to flaszeczkę ze sobą zabierali i prowiant. To i Śmierć łaskawszym okiem patrzyła. A teraz wszędzie te kryzysy, oszczędności...
- Proszę wyjść z mojego pokoju i przestać gadać brednie!
- Ale ja naprawdę jestem Śmiercią.
- Nie wierzę! Udowodnij! A tak w ogóle to gdzie masz swoją kosę?
- Oddałem do ostrzenia bo się przytępiła trochę wszak nie próżnuje. Mogę Ci przypomnieć dowolne wydarzenie z Twojego życia. Pamiętasz jak byłaś na festynie i prawie przewrócił się na Ciebie stragan z watą cukrową? To ja Cię uratowałem bo nie chciałem żebyś umarła.
- Z tego co pamiętam uratował mnie mój tata. Ciebie tam nie było.
- Byłem. Ciągle Cię wyciągałem z jakiejś opresji bo wszędzie wściubiałaś ten swój nos. A pamiętasz jak miałaś 4 lata i oblazły Cię mrówki i … - Tu nachylił mi się do ucha.
- O nie... Nie możesz tego wiedzieć – Zaczerwieniłam się jak burak.
- Mogę bo jestem Śmiercią - Stwierdził i cwaniackim wyrazem twarzy i zaczął lewitować w powietrzu.
- Więc co? Chcesz mnie zabrać? - Zapytałam i stanęły mi łzy w oczach gdy wyobraziłam sobie zapłakanych rodziców nad moim grobem.
- A chciała by dusza do raju ale tam nie wpuszczają !– Śmierci nie opuszczał dobry humor - Nie tak szybko moja panno.
- A kiedy mnie zabierzesz?
- Ale ja Cie wcale nie chce zabierać. Na coś Ty mi tam potrzebna? Jadaczka Ci się nie zamyka. Jeszcze te wasze babskie menstruacje, owulacje...Zwariować z tym idzie. Albo co gorsza zeżarłabyś mi całą czekoladę. Już ja dobrze wiem co chowasz w pudełku po balerinkach. A właściwie chowałaś – Puścił do mnie porozumiewawczo oko.
- No nie mów, że zjadłeś moje krówki!
- A zjadłem. Zjadłem też delicje i ptasie mleczko. Niebo w gębie.
- Ja się pytam jakim prawem? - Byłam już mocno wkurzona.
- Takim, że jestem Śmierć i mam kosę. Stawiasz się? - Spytał zaczepnie i zaczął się głośno śmiać.
- Więc przyszedłeś na darmowe słodycze Ty pasożycie jeden. Każdy tylko brać by chciał a robić nie ma komu! - Poziom mojego zdenerwowania zwiększał się proporcjonalnie do ilości wyrzucanych przez niego informacji.
- Nie na darmowe bo z interesem przyszedłem.
- A to słucham – Odparłam ironicznie czego Śmierć jakoś nie wyłapał.
- Pamiętasz starą Maciejową z tego domku pod lasem?
- Pamiętam!Nie żyje już. była strasznie wredna. Napchaliśmy jej raz za to czereśni do poszewek na poduszki. Ganiała nas z miotłą po całej wsi potem.
Śmierć uśmiechnął się zgryźliwie.
- Hahaha! Toś sobie nagrabiła teraz. Bo Maciejowa przez tą pościel odejść w zaświaty nie chce.
- Teraz to naprawdę żartujesz??
- To była pościel z kory. Kobiecina kupiła od Rumunki na targu po promocyjnej cenie i przeżyć nie może, że jej poszewki czereśniami usmarowałaś i za nic sobie nie da wytłumaczyć, że to koło kory nawet nie leżało bo ją ta babeczka oszukała. Nieboszczka Maciejowa tak się zawzięła, ze teraz odejść na drugą strone nie chcę i o pomstę woła.
- No masz! Zawsze to mściwe babsko było. Ale to nie tylko ja te czereśnie pchałam.
- Ale Ciebie akurat zapamiętała. Mówi, że kawał cholery z Ciebie był.
- Nie dość, ze wredna to jeszcze pamięć ma wybiórczą. I co ja mam niby zrobić? Zanieść jej tą pościel z kory na cmentarz?
- Bingo! I jeszcze zamawia 5 fartuchów w kwiatki, kapcie i landrynki owocowe.
- A po co jej w zaświatach 5 fartuchów??
- No wiesz, kobieta zmienną jest. Zresztą cóż jest te 5 fartuchów z perspektywy wieczności?
- A jak nie zaniosę to co? - Zaczęłam już kalkulować, że finansowo na tym dobrze nie wyjdę.
- To się osobiście do Ciebie pofatyguje. Razem ze swoją miotłą.
- To mam jej na cmentarz zanieść te rzeczy?
- Ta. Pod osłoną nocy. I w krzakach przy ławce schować.
- I co? Ona przyjdzie po to? Czy to jakiś Wasz paczkomat na zaświaty?
- Spokojna Twoja rozczochrana. A i te landrynki to mają być tylko białe bo ona białe lubi.
- No nie przeginaj pały. Mam jej powybierać tylko białe cukierki?? A co zresztą?
- Możesz dać mnie na przykład.
- Zapomnij! I tak ledwo w drzwiach się pewnie mieścisz...
- Nie żałuje sobie. Kochanego ciałka nigdy za wiele. U nas w zaświatach jest dużo miejsca. Ale my tu gadu gadu a tam klienci na mnie czekają.
- Klienci? Trudnisz się jeszcze sprzedażą?
- Ta, wysyłkową. – Znów zaczął śmiać z własnego żartu. - Odpowiadam też za transport i logistykę - Znów się roześmiał - Muszę lecieć. A z tą whisky to ja żartowałem.
- Nie wypiłeś? – zapytałam pełna nadziei.
- Wypiłem ale tylko połowę. Większą połowę - Mrugnął do mnie i rozpłynął się w powietrzu zanim zdążyłam go uświadomić, że połowy są zawsze równe.
A ja ułożyłam się wygodnie w łóżku i odnotowałam w pamięci żeby kupić 5 fartuchów, kapcie i białe landrynki. I irlandzką whiskey rozrobić z wodą . Koniecznie.
Komentarze