Historia

IO: Pandora

Michał Pawlik 0 1 rok temu 265 odsłon Czas czytania: ~34 minuty


Międzyplanetarna stacja korporacji Last Edge



Zanurzając się po czubek głowy w chlorowanej wodzie basenu, czuła się jak sterowany przez nią myśliwiec, pływający w kosmicznej próżni. Dawanie nura w wodne odmęty dawało Zofii, poczucie niezaprzeczalnego i zbawiennego odosobnienia. Pozwalało jej to zagłębić się w bezmiarze własnych rozmyślań i zdystansować się od swoich problemów. Na co dzień reszta korporacyjnych pilotów szydziła z niej, kiedy zamiast do kantyny kierowała swoje kroki na pływackie pole. Jej brać nie lubiła towarzystwa takiego odludka jak ona. Zresztą sama unikała wszystkich szerokim łukiem, za wyjątkiem paru osobistości.

    • No cześć Zofka.

Znajomy głos z ledwością przebił się przez taflę wody, gdy dziewczyna trwała w kojącym zanurzeniu. Do tego momentu trwała w ciemności opadniętych kurtyn jej oczu, podobnie jak ślepe jeszcze dziecko zamknięte w worku owodniowym. Rozwarła powieki w nagłym przypływie ciekawości, co do powodu zakłócenia jej basenowej sesji. Zlustrowała przestrzeń ponad sobą, widząc rozmywające się kontury przyjacielskiej twarzy. Jak na rozkaz wypłynęła następnie na powierzchnię, odbijając się palcami o dno kafelkowego akwenu. W trakcie wynurzenia jej uszu dobiegł głośny plusk, pomnożony echem ogromnej sali. Otarła dłońmi dokładnie oczy, chcąc pozbyć się kropel wody oraz długich kosmków brązowych włosów. Po uzyskaniu wizji na świat poza jej bańką izolacji, odezwała się do szczupłego i ubranego w mundur posiadacza sympatycznego tonu.

    • Reynauld... Co się stało, że tu zawitałeś?

    • Nowe zarządzenia siły wyższej. Zanim jednak ci o tym opowiem, ubierz się. Obgadamy to przy kawie w kantynie.

Zofia pokręciła głową z kwaśnym wyrazem twarzy, udając namysł nad propozycją czarnowłosego mężczyzny. Reynauld nabrał się na jej trik, co ta zauważyła po jego nerwowym tiku strzykania palcem wskazującym. Niechętnie odparła z naturalną dla siebie cichością w głosie.

    • To bardzo pilna sprawa?

    • Niecierpiąca zwłoki.

    • Jak zwykle.

Skwitowała jego odpowiedź, a informator skinął twierdząco głową. Zofia powoli jakby od niechcenia podpłynęła do krawędzi wodnej niecki. Podźwignęła się na rękach, czując jak ciężko jest wydostać się z wody. Oczom Łącznościowca rzuciły się dwa mikre neurozłącza. Pierwszy z nich usytuowany był poniżej jej karku, drugi z kolei wszczepiony był w okolicach wąskich lędźwi kobiety. Reynauld oderwał wzrok od jej wszczepów i podał gorączkowo pilotce świeży ręcznik. Obdarzyła go za przyjazny gest dziękczynnym uśmiechem, którego nie mógł nie zauważyć. Zofia z pośpiechem wojskowego weterana, przebrała się w swój mundur. W trakcie dwuosobowej marszruty do kantyny zakładała swoje okulary. Dwuosobowy zespół pilotujący kosmicznego myśliwca Foxling 3, zasiadł do przyściennego stolika. Przy obiecanej kawie, Reynauld zagaił do zielonookiej Zofki.

    • Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego nosisz okulary mimo pozytywnych testów?

    • Hmm... Mnie zawsze interesowało, dlaczego w trakcie misji nazywasz mnie po imieniu.

Łącznościowiec nie wiedział z początku jak ma jej to wyjaśnić. Wiedział też, że jeśli spróbuje naciskać, ona bez problemu go przegada. Po krótkim namyśle, złączył ręce w geście wieży i począł mówić.

    • Twój obecny kryptonim źle mi się kojarzy. Przypomina mi o tym przykrym incydencie podczas twojego pierwszego roku tutaj. Boli mnie to, że przyszedłem za późno.

    • Szszz.. Widzę, że odbiło się to nie tylko na mnie. Posłuchaj mnie uważnie. Nie wiń się za to, bo zrobiłeś co mogłeś.

Dziewczyna pokiwała z uznaniem pokiwała głową, ale to nie odegnało dramatycznych scen, przeżywanych ponownie w jego umyśle. Próbując wyprzeć to z siebie, lekko wzdrygnął głową. Zofia zwróciła na to uwagę, lecz nie dała po sobie tego poznać. Przyjrzała się filiżance czarnej kawy, podczas gdy jej rozmówca przeczesywał pogrążone w nieładzie czarne włosy. Wychwyciła jego ruch kątem oka, przyznając przed samą sobą, że chaotyczna fryzura dodawała mu uroku. Kiedy młodzian opanował burzę wewnątrz siebie, Zofia skierowała ich rozmowę ku torom służbowej powinności.

    • No dobrze... Powiedz mi zatem, o tej sprawie rzekomo niecierpiącej zwłoki.

Wypowiadając ostatnie słowa uniosła obie dłonie i zaczęła naprzemiennie chować i unosić palce, z początku ułożone w geście Wiktorii. Informator rozszerzył kącik ust w szczerym uśmiechu i wprowadził ją w szczegóły tajemniczej kwestii.

    • Centrala wyznaczyła nam misję na jednym z księżyców Jowisza. Mam tu na myśli Io.

    • Io powiadasz. Co mogło się stać na stacji badawczej rzut beretem od centrali?

    • Ponoć jajogłowi prosili zarząd o konsultację. Szefostwo zbywało ich prośby tłumacząc się brakiem wolnych pilotów, aż łączność z nimi po prostu padła. Dopiero po tym korporacja zainteresowała się tym tematem.

Zofia osowiała w reakcji na te wieści. Spodziewała się, że lekceważące podejście i opóźniony zapłon korporacji, przysporzy kiedyś większych problemów i oto wreszcie przybyły. Śmiała przypuszczać, iż odcięcie stacji badawczej, może być próbą przejęcia jej przez inną firmę. Nie obeszło jej uwadze, że Reynaulda też denerwowało obecne podejście firmy, która przełożyła wyścig o podbój kosmosu ponad potrzeby istniejących placówek. Zazwyczaj był opanowanym człowiekiem, który od czasu do czasu pozwolił sobie na żartobliwy ton. Teraz jednak targał nim huragan wewnętrznych nerwów. Wbrew sobie chciała go zapewnić, że wszystko będzie w porządku, lecz coś ją wstrzymało. Najprawdopodobniej to, że sama nie uwierzyłaby w to co miała powiedzieć. To właśnie Reynauld zwykle grał rolę optymisty w ich duecie.

    • Popatrzmy na to z innej strony. Nie musisz zasuwać na jakieś kosmiczne zadupia.

Już prawie przestała w niego wierzyć, a on pozytywnie ją zaskoczył. Zachichotała, wydostając się z chwilowego mentalnego dołka.

    • Podziwiam twój optymizm.

Skomplementowała podejście Nawigatora, wciąż śmiejąc się pod nosem. Tym o to sposobem chciała zapomnieć o rodzących się obawach związanych z następnym zleceniem. Kwitnącą atmosferę, luźnej barowej rozmowy, przerwał komunikat dochodzący z rozciągniętego po całej bazie radiowęzła.

    • Uwaga... uwaga. Załoga Foxlinga 3 proszona jest o natychmiastowe przybycie do sali konferencyjnej w celu odprawy.

Partnerzy słysząc nazwę obsługiwanego przez nich myśliwca, dopili haustem kawę i pognali we wskazane przez komunikat miejsce. Swoje rekordowe tempo zawdzięczali gehennie wielu szkoleń i treningów sprawnościowych. Z początku nastawili się na skrótowe zapoznanie z celami ich przyszłej eskapady. Niestety kiedy w sali zobaczyli dowódcę eskadry, oboje zyskali wtedy na obawach. Skoro człowiek wywołujący ich przez megafon nie siedzi w biurze, a czeka na nich przy odprawie, na górze musiało zdarzyć się coś poważnego. Wchodząc do salki, przystanęli w miejscu i zasalutowali.

    • Siądźcie. Poproszono mnie, bym przedstawił wam bieżącą sytuację w sprawie Io. Przyznano wam zadanie rekonesansu kompleksu badawczego „Kerun” i odnowienia obopólnej łączności radiowej. Mogło się zdarzyć, że któraś z wulkanicznych emisji zniszczyła urządzenia komunikacyjne. Ze względu na prozaiczny charakter misji, wysyłamy tam tylko Enyo. Co do ciebie Sztraus. Masz jej pilnować jak oka w swoim głowie.

Początkowo lekceważący ton dowódcy, zmienił się przy ostatnim zdaniu w surowy nakaz dla nawigatora. Straus i Enyo domyślili się, że na ich zwierzchniku wymuszono zarówno obecność na odprawie jak i wysłanie tam załogi. Enyo zajarzyła jednak o wiele więcej. Rekonesans nie wystarczy, aby ukończyć zadanie. Z pewnością przyjdzie jej bawić się ze skomplikowanymi naprawami takich urządzeń. Sztraus z pewnością będzie gotowy jej pomóc, co i tak nie zmieniało faktu, że nie lubiła takich przypadków. Po objaśnieniu procedur oraz modyfikacji myśliwca, załoga powstała i bezsłownie zasalutowała. Po wyjściu z sali konferencyjnej dwójka operatorów Foxlinga rozeszła się do swoich stanowisk odprowadzając się tęsknym spojrzeniem. Enyo obejrzała się wstecz, kiedy masywna gródź pomieszczenia dekontaminacyjnego zwarła się za nią. Od tej pory była zdana tylko na pomoc radiową Sztrausa i swoje własne siły. Zdjąwszy mundur, stanęła pośrodku sterylnego pomieszczenia. Robotyczne ramiona przykładały i łączyły części jej dopasowanego do ciała kombinezonu. Czerwono czarny skafander z żółtymi paskami poprowadzonymi wzdłuż ludzkiego układu kostnego, posiadał na sobie wydrukowany opis „Enyo Foxling 3”. Ramię nałożyło jej hełm z wizjerem, łączący się z szytym na miarę skafandrem. Była już gotowa na neurosynchronizację z systemami Foxlinga.


Io księżyc Jowisza

   

• Tu Foxling 3. Jestem na orbicie Io. Sztraus słyszysz mnie? Odbiór.

Urządzenie transmisyjne zapikało kończąc, oznajmiając koniec nadawania komunikatu. Oczekując na dalsze instrukcje Nawigatora, wyłożyła się wygodnie na plecach w tak zwanym siodle maszyny. Patrzyła na sufit myśliwca, obserwując kosmiczną pustkę obsianą odległymi gwiazdami

    • Głośno i wyraźnie Milady. Jak się czujesz?

    • Po zażyciu przeciwbólowych, nieco lepiej.

    • Enyo skoro wszystko w porządku, odłącz moduł skrytki orbitalnej.

Zofia zdziwiła się, że ten w końcu zwrócił się do niej używając pseudonimu. Przed jakimikolwiek pytaniami posłusznie wykonała procedurę pozostawiania skrytki. Procedura miała na celu pozostawienie zapasu tlenu na drogę powrotną. O ile zdoła stamtąd wrócić, lub nie okradną jej skrytki jacyś bez frakcyjni maruderzy. Z łatwymi zadaniami wiązały się zazwyczaj uporczywe niedogodności. Za każdym razem, gdy zasiadała za sterami foxlinga, godziła się wewnętrznie ze śmiercią, przeczuwając, że myśliwiec stanie się kiedyś jej trumną. Mimo to widok kosmicznych scenerii i planetarnych krajobrazów pozwalał jej oderwać się od pesymistycznego podejścia. Ciągła świadomość czyhającej na nią śmierci, powinna dawno zmusić ją do opuszczenia eskadry, lecz coś za każdym razem ciągnęło ją z powrotem do kosmicznego myśliwca. Z pewnością było to coś innego niżeli wypłata, gdyż niespecjalnie jej wyczekiwała.

    • Ej żyjesz tam?

Głos Sztrausa rozpruł orbitalną ciszę, podobnie jak robi to ostrze noża drgającego z wysoką częstotliwością.

    • Jeszcze tak. Właśnie zastanawiałam się, dlaczego usłyszałam pseudonim zamiast imienia.

    • Ahhh... Dostałem repry...

    • mendę?

Zofia prychnęła, przygotowując się do lotu nurkującego i wylądowania na wulkanicznym księżycu. Ulokowała ręce i nogi w specjalnych miejscach sterujących, stając się niejako mózgiem maszyny. Enyo nie czekała na specjalne zezwolenie Nawigatora i skierowała maszynę w kierunku powierzchni ciała niebieskiego.

    • Enyo tętno ci skoczyło do góry. Wszystko tam gra?

    • Gra i buczy.

    • Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jak wylądujesz, trzymaj się wytyczanej przeze mnie trasy. Wulkany i gejzery wyrastają z ziemi jak grzyby po deszczu, więc musisz być szybka.

Pilotka nie miała zamiaru sprzeciwiać się zaleceniom Sztrausa, ponieważ z pewnością były uzasadnione. Czuwał nad nią zawsze nawet wtedy, kiedy inni postawili jej krzyżyk na drogę. Przekonała się o tym, kiedy wyratował ją z krytycznego stanu po potyczce z eskadrą rywalizującej firmy. Wspominała to za każdym razem gdy nurkowała w atmosferę jakiegokolwiek ciała niebieskiego. W tym momencie czuła pęd wytwarzany przez silniki foxlinga, lecącego ku pylistej powierzchni księżyca Jowisza. Po krótkiej chwili zaczęły targać nią turbulencje. Była to kolejna z okazji gdzie mogła popełnić błąd kosztujący jej życie. Wytyczenie złego kąta lotu, mogło ugotować ją żywcem w blaszanej trumnie. Enyo pomyślnie przebiła się na pułap, gdzie mogła zmniejszyć moc silników.

    • Enyo przestaw tryb myśliwca.

Dziewczyna leżąca w kokpicie załączyła przycisk nadawania. Ziewnęła teatralnie niczym niewyspany szkolniak, muszący wstać z łóżka.

    • Daj mi jeszcze pięć minut.

    • Ty tak na serio?

Pilotka pociągnęła za dźwignię, rozpoczynając proces zmiany trybu maszyny. Mechaniczne elementy kosmicznego myśliwca rodem z Starmageddon 2, zaczęły się przesuwać w odległości paru centymetrów od naskórka skafandra. Była świadoma, że chwila nieuwagi wystarczyła, ażeby przemieszczający się komponent wciągnął część jej ciała w ruchome tryby. Skutkowałoby to w najlepszym razie z prawdopodobnym złamaniem, zacięciem się procesu maszyny i wynikającą z tego kraksą. Obserwowała z oczarowaniem całość przerzutu myśliwca na inny tryb działania. Zabieg przeszedł bez żadnych nieprawidłowości. Wysokość malała w oczach, a Pilotka w krótkim czasie wylądowała na równinie pokrytej wielobarwnymi związkami siarki. Niestety wylądowała daleko od stacji badawczej nieposiadającej własnego lotniska. Pilotka przez przezroczystą powłokę kokpitu, widziała parowe wyrzuty gejzerów i czerwone oraz białe pióropusze wulkanicznych eksplozji, przypominające z kształtu parasole. Surrealistycznego wymiaru temu widokowi dodawał wygląd pojazdu kroczącego Enyo, który podobieństwem zbiegał do metalowego lisa. Rażącą różnicę stanowiły jednakże dwie piły łańcuchowe, rozmieszczone symetrycznie pod kokpitem pilota, którym był kłąb foxlinga. Na plecach maszyny doczepiony było działo snajperskie dużego kalibru. Enyo ruszyła za głosowymi wskazówkami Sztrausa. Mijała znaczną większość wulkanów i gejzerów rodzących się w pobliżu jej drogi. Sztraus na bieżąco korygował tor jej sprintu, kiedy natrafił na niepokojący odczyt z satelity. Niestety najbezpieczniejsza i bezkolizyjna trasa miała swój koszt. Był nim zapas tlenu, który gwarantował Enyo przeżycie. Tuż przed dotarciem do hermetycznych wrót, Sztraus spóźnił się z rozpoznaniem powstającego gejzeru. Ziemia pod maszyną kroczącą zaczęła się rozstępować, lecz Pilotka zareagowała odpowiednio szybko, odskakując foxlingiem do przodu. Pojedynczy doskok sprawił, że znalazła się przy barierze hermetycznych wrót kompleksu. Odczekała chwilę na mizernie terraformowanym gruncie, ale nikt z lokatorów stacji nie otworzył jej przejścia. Z każdą chwilą zapas tlenu zdawał się kurczyć coraz szybciej, przez przyspieszający oddech Pilotki. Dokłatka życiodajnego gazu czekała w jednym z pomieszczeń za tymi wrotami.

    • Sztraus... Nikt nie otwiera bramy. Co robić?

    • Jak to? Co? Rozgrzewaj piły i zrób im nagły atak pilarza.

Enyo spojrzała na cyfrowy manometr zbiornika, który pokazywał obecny stan tlenu na pokładzie foxlinga. Zostało jej sześćdziesiąt procent zawartości butli. Jeżeli przedarcie się przez hermetyczną gródź, zajmie jej zbyt długo, z pewnością nie powróci na orbitę. Nie mogła narzekać na zbyt mały zapas tlenu, gdyż jej myśliwiec nie mógł pomieścić więcej takowych butli. Chwyciła oburącz za pomniejsze kontrolery i powoli wciskała przyciski coraz mocniej. Piły z opornym zgrzytem, ruszyły ospale. Enyo wydawało się jakby coś blokowało ich ruch, lecz te po niedługim momencie zaczęły się rozkręcać. Łańcuch z regulowanymi zębami zaczął obiegać tarczę z zawrotną prędkością, gdy Enyo poczęła zbliżać je do przeszkody. Oddech Pilotki przyspieszył, rytm serca przybrał na częstotliwości, a nadnercza wtrysnęły dużą dawkę epinefryny do układu krwionośnego. Mimo mentalnej obojętności wobec śmierci, walczyła o przetrwanie z całych swoich sił. Palce wskazujące mimowolnie dociskały przyciski obrotów pił do oporu. Iskry wiórów ciętego metalu, gasły i opadały szybciej niż doleciały do osłony kadłuba. W tej sytuacji nie mogła pozwolić sobie na przerwę dla pił, gdyż musiała oszczędzać na zapasie tlenu. Śmierć mogła ją dosięgnąć nawet jeśli przebije się na drugą stronę grubawej ściany hermetycznej bramy. Skąd miałaby mieć pewność, że filtry na stacji w ogóle działają i nie będzie im potrzebne ponowne uruchomienie. W momencie gdy prawie przebiła się przez ścianę, zaniepokojony Sztraus odezwał się nieco mentorskim tonem.

    • Daj sobie i piłom odetchnąć, bo daleko razem nie zajedziecie. Tlenu masz coraz mniej, ale powinnaś przerwać pracę.

Musiała przyznać Sztrausowi rację, gdyż mogła w ten sposób zniszczyć użyteczne narzędzia. Bez słowa sprzeciwu zastosowała się do zaleceń łącznościowca. Puściła przyciski pił, wpatrując się w cyfrowy zegar jej życia. Na liczniku jarzyła się cyfra czterdziestu czterech procent. Miała plan załączyć system chłodzący, lecz uzmysłowiła sobie, że wszelkie płyny w temperaturze dziewięćdziesięciu kelwinów, uległyby błyskawicznemu zmrożeniu. W czasie pauzy pił, zdążyła przegryźć batonika proteinowego. Czuła jak odgłos bicia serca z wolna słabnie, a uczucie płytkiego oddechu ustępuje. Leżąc na plecach, obserwowała miarowo unoszącą się klatkę piersiową. Oderwała się myślami od obecnego problemu, ale szybko dopadły ją demony przeszłości, które co jakiś czas napadały jej myśli. Otrząsnąwszy się z dramatycznych wspomnień, spojrzała na cyfrowy wyświetlacz manometru. W czasie przerwy straciła, aż dziesięć procent tlenu.

    • Pobudka Enyo. Czas tyrać na chwałę korporacji.

Enyo parsknęła śmiechem, obejmując kontrolę nad foxlingiem. Rzuciła naładowana kolejnym adrenalinowym wyrzutem.

    • No to jazda!

Wpierw docięła resztę materiału, stojącego jej na drodze. Następnie na pełnych obrotach impulsowych silników staranowała ledwo trzymającą się w miejscu blokadę. Wpadła do hangaru z piskiem tarcia poszycia maszyny o ranty ciętego przejścia. Pisk zakuł ją w uszy, ale oprócz tego foxling nie uległ poważniejszemu uszkodzeniu niż zarysowanie lakieru. Enyo kluczyła maszyną w miejscu, próbując wychwycić mechanizm grodzi awaryjnej. Musiała znaleźć takowy, ponieważ dalsze przejście było zablokowane do momentu, gdy czujniki przestaną wykrywać lukę w systemie izolacyjnym. Błądząc rozbieganym wzrokiem, odnalazła kołowrót z wytartym i ledwo widocznym opisem. Oznajmiła Sztrausowi to co zamierzała zaraz zrobić.

    • Ryzyk fizyk. Sztraus odbezpiecz zestaw sere. Wychodzę.

    • Wiesz dobrze, że jeśli mam to zrobić, musisz znaleźć się w sytuacji bez wyjścia. Mogę zaproponować ci karabinek z trybem serii.

Wydmuchała powietrze przez przymknięte usta, wprawiając w ruch niesforny kosmyk włosów, zasłaniający jej widok. Nie cierpiała tego typu broni i już po kilka razy zgłaszała potrzebę jej wymiany. Czekała na syk otwierania szklanej kopuły kokpitu z niecierpliwością małego dziecka. Przy całkowitym jej rozwarciu Enyo ze zwinnością kota wyskoczyła z pojazdu. Za nią niczym pępowiny wiły się trzy elastyczne przewody. Jedna z nich dostarczała jej tlenu, gdy dwie pozostałe stanowiły połączenie z neurozłączami. Po wykonaniu akrobatycznie widowiskowego salta, z lekkością ptaka opadła na chłodne podłoże hangaru. Przy towarzystwie krwistego półmroku alarmowych lamp, dotarła do czerwonego kołowrotu. Wcisnęła przenośny przycisk komunikatora, czując niezrozumiałe dla niej odczucie.

    • Trochę tu straszno.

    • Skoro ty to mówisz, to musi coś w tym być.

Szarpnęła za kołowrót, lecz ten ani drgnął. Złapała za dwa poziome uchwyty kołowrotu, ponownie próbując go przekręcić. Niestety i tym razem się jej nie powiodło. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu jakiegoś przedmiotu, który pomoże jej w opuszczeniu awaryjnej zasłony. Migające czerwienią światło, rzucało blask na leżącą nieopodal gazrurkę.

    • Hmm. Coś takiego nie powinno tu leżeć od tak.

Westchnęła, lustrując znalezisko na tyle dokładnie, na ile pozwalało jej obecne oświetlenie. Na pordzewiałej powierzchni elementu, wystąpił drobne gałązki, wijące się wokół jego osi. Część wydawała jej się wyglądać na dosyć wiekową. Enyo zbyła osobliwość stalowej rurki, używając go do zwiększenia momentu obrotowego. Kołowrót zaskrzypiał jakby był nienaoliwionym przez dwadzieścia lat zawiasem, ale poddał się miernej sile Pilotki. Bordowa poświata lamp, krążyła jednostajnie po bloku pomieszczenia. Z każdym kolejnym obrotem gródź z metalicznym rykiem, który wywołał na skórze Enyo ciarki, zaczęła sunąć po szynach w dół. Kiedy brama opadła całkowicie, lampy awaryjne zgasły, a Pilotka utonęła w nieskończonej toni głębinowych ciemności. Od jednego do drugiego neurozłącza przebiegł jej nieprzyjemny dreszcz. Przez pępowinę powietrze zaczęło przepływać coraz gorzej. Płynnie obróciła się niczym baletnica, rozglądając się wokół przeświadczona o chwilowym bezpieczeństwie. Podczas zgrabnego piruetu natrafiła wzrokiem na dwie wiązki czerwonego światła. Rozciągały się one od punktów przypominających wabiki ryb głębinowych. Momentalnie wzdrygnęła się widokiem, lecz uświadomiła sobie, że to tylko diody pozycyjne foxlinga. Złapała za tlenowy przewód o przekroju większym niż dwa pozostałe. Następnie podążała do jego końca, podobnie jak Tezeusz idący śladem nici Ariadny. Po dostaniu się do kokpitu, pracowała nad odzyskaniem tchu. Kiedy już się jej to udało, spostrzegła, że zostało jej zaledwie dwadzieścia procent oksygenu. Szansa na wykonanie misji zbiegała do granicy niemożliwego.

    • Sztraus jesteś tam?

    • Anioł stróż cały czas jest przy tobie. Może z kawą w termosie, ale nadal nad tobą czuwa.

Musiała przyznać, że Reynauld potrafił ją rozśmieszyć nawet w najczarniejszych godzinach. W międzyczasie jak rozmawiali, Pilotka uruchomiła procesy rozruchowe foxlinga. Odczuła drobny opór przy starcie, lecz maszyna w końcu ruszyła. Ksenonowe jupitery maszyny rozbłysły w wszechobecnym mroku. Zimne ślepia pojazdu kroczącego odnalazły duży sześciokątny portal korytarza. Pojazd zmieścił się w przejściu bez problematycznych czynników. Szperacze foxlinga po drodze napotykały ciemne odrośla, przywodzące na myśl organiczne powoje. Widok zdewastowanych korytarzy mroził jej krew w żyłach i sprawiał, iż jej ręce zaczęły drgać w lekkim delirium. Enyo wprawiła swojego wierzchowca w cwał, tym sposobem szybko docierając do przedsionka oczyszczającego.

    • Wiesz jak dotrzeć do rozdzielni, albo pomieszczenie uzdatnia powietrza?

Enyo mogłaby przysiąc na własną duszę, że usłyszała po drugiej stronie nerwowy stukot obsługiwanej klawiatury. Reynauld odezwał się głosem pełnym szczęścia po chwili niepewnej ciszy.

    • Z ciebie to dopiero jest farciara.

    • A to niby czemu?

Odpowiedziała nie kryjąc zainteresowania. Nawigator nie zamierzał jej długo trzymać w niepewności.

    • Według dokumentacji te dwa pomieszczenia są już na pierwszym rozwidleniu za komorą dekontaminacyjną. Zaraz za nią na lewo jest rozdzielnia, a po prawo znajduje się pomieszczenie filtracyjne. W niej może być dystrybutor z układem podtrzymania, ale dla pewności musiałabyś najpierw zajrzeć do rozdzielni.

Cień szansy na przeżycie wzrastał w takowych okolicznościach. Jeśli system ups działał do tej pory, mogłaby uzupełnić zapas tlenu. Istniało jednak ryzyko, że system ups zdążył się rozładować, a ona mogła udusić się w drodze do rozdzielni. Enyo w mig podjęła decyzję co do jej następnego ruchu. Postanowiła postawić na szali własne życie. Zostawiając foxlinga w małej halce rozwidlenia pomiędzy strategicznymi punktami jej misji, wyłączyła działanie maszyny zostawiając tylko diody pozycyjne. Przed kolejnym desantem z pojazdu, zerknęła na status cyfrowego manometru. Podczas długawej drogi do rozwidlenia uciekło jej zbyt dużo tlenu. Pięć procent nie dawało jej dużo czasu, a nawet w tym momencie czuła, że ciężej jest jej złapać oddech. Monitorujący jej procesy fizjologiczne Sztraus powiedział poddenerwowany.

    • Kiedy zarząd rozpatrzy mój koncept dystrybutora tlenu na orbicie?

    • Twój pomysł byłby tu... Khe Khe (pokasłuje)... Na wagę złota.

    • Proszę cię Enyo. Oszczędzaj oddech, bo nie chciałbym, byś wróciła w worku.

Odepchnęła się z całych sił od poszycia foxlinga wprost do pomieszczenia uzdatniania powietrza. Otaczająca ją pustka pozbawiona ciepłego światła, negatywnie oddziaływała na samopoczucie dziewczyny. Drgawki wpełzły na każdy milimetr jej ciała, a serce zadudniło jej mocno w piersi. Każda czynność męczyła ją coraz szybciej, wywołując salwy kaszlu i łapczywy oddech. Pilotka szukała dozownika tlenu, niczym osaczona zwierzyna, szukająca drogi ucieczki. Coraz częściej zanosząc się kaszlem i z trudem łapiąc powietrze, odbiła się od powierzchni podłogi, ku dozownikowi zmagazynowanego tlenu. Próbowała ratować się z ramion śmierci, lecz nie wierzyła w cud, który wybawi jej życie. Przymykające się oczy wychwyciły majaczący ekranik dystrybutora. Okazało się, że system podtrzymania jeszcze działał. W pierwszej kolejności napełniła tlenem workowate wkładki skafandra, a potem wtłoczyła powietrze do zbiornika foxlinga za pomocą przewodu tlenowego. Następnym punktem jej planu była rozdzielnia elektryczna. Nie skrywała w sobie zbędnej nadziei, bowiem uważała ją za zbędną w takich chwilach. Podświadomie przeczuwała, że tu jej szczęście wyzionęło właśnie ducha. Uruchomienie generatorów nie było wcale takie pewne, jeżeli nie było na stacji benzyny. Skuteczny rozruch generatorów mógłby rzucić nieco światła na kompleks Kerun. Enyo odskoczyła od automatu z gazem życia, kierując się z powrotem do przedsionka. Wychodząc z tlenowego magazynu, natrafiła na piorunujący blask ksenonowej luminescencji.

    • Przecież wyłączyłam ci te jupitery.

Wrzasnęła wprawiona w zdziwienie, wciąż zbliżając się do kokpitu. Gdy dopadła do sterów, od razu wyłączyła jarzące się ślepia foxlinga i zatrzasnęła przezroczystą kopułę. Wciąż podłączona do pępowin, zajrzała do centrum elektrycznego stacji. Migający wyświetlacz działający na systemie ups, wskazał jej położenie głównej szafy sterującej. Dwoma dynamicznymi susami doskoczyła do panelu operatorskiego. Komunikat o błędzie reaktora, uświadomił jej, że obecny problem zaczyna ją przerastać. Reaktor zazwyczaj położony był w najdalszych częściach placówek, w związku z ich szkodliwym działaniem na ludzki organizm.

    • Sztraus. Na panelu wyskoczył błąd działania reaktora.

    • Sprawdź czy nie ma w pobliżu agregatów. Jeżeli jakiś znajdziesz, to odpal i sprawdź czy wystarczy, aby załączyć system filtracji.

Egipskie ciemności utrudniły jej zlokalizowanie źródła prądu. Po omacku wodziła dłońmi po krawędziach osprzętu i mebli. Wszystko porastało anormalnymi powojami, które widziała pędząc foxlingiem przez korytarz. Powierzchnia zagadkowej struktury była twarda i pokryta gęstą warstwą ciekłego śluzu. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to coś pulsuje ciepłotą, przebijającą się przez jej kombinezon. Potrząsnęła dłonią z ohydą wypisaną na twarzy, chcąc pozbyć się niezidentyfikowanej cieczy z rąk. Nadal kierowały nią typowo żeńskie odruchy, których służba w korporacji nie potrafiła wykorzenić. Poszukiwaczka naukowej społeczności wypuściła z ulgą powietrze, przez usta, gdy wyróżniła kontury generatora prądotwórczego. Pełny zbiornik paliwowy okazał się kolejnym pozytywnym czynnikiem w jej wyprawie. Mimo tego zadziwiającego odkrycia, nie odzyskała dawno utraconej wiary w Boga, lub chociażby cuda jakimi miał obdarzać swoich wybrańców. Nie tracąc czasu na wewnętrzną potyczkę między wyznawcami jakiejkolwiek religii, a nią, pociągnęła za linkę rozruchową agregatu. Silnik zachrzęścił przeraźliwie, ale ruszył na pełnych obrotach. System grawitacji zaczął ściągać jej stopy do podłogi. Wiedziona linią załączających się po kolei lamp, wróciła do miejsca postoju jej pojazdu. Światło w pełni wybudziło się ze snu, gdy ta wyszła z rozdzielni. Zaskoczona przez ich nagły rozbłysk przebudzenia, zamknęła powieki, osłaniając dodatkowo oczy ramieniem. Kiedy moment oszołomienia minął, odsłoniła pole widzenia. Zobaczyła coś niewyobrażalnego. Coś czego nie mogła pojąć, ani wyjaśnić w żaden sposób. Niezrozumiały widok wywołał u niej nagły atak histerii i paniki. Z pokrytego gałęziami i śluzem sufitu, zwisała wielka liana tej abominacji. Swoim zasięgiem dosięgała grzbietu foxlinga 3. Od miejsca jej styku z metalowym poszyciem, rozrastała się gęsta sieć organicznych oplotów, oblepionych żółtą mazią. Półpłynna ciecz zdążyła zasłonić przezroczystą kopułę kokpitu. Głosem drżącym w wyniku wewnętrznej paniki, odezwała się przez zestaw radiowy hełmu.

    • Reynauld...

    • Co jest królowo złota?

    • Odbezpiecz zestaw sere. Natychmiast. Bez dyskusji.

Sztraus wyczuł zapewne, że coś się święci, ponieważ wykonał jej polecenie bez zbędnego przeciągania struny. Skrytka w podbrzuszu mechanicznego zwierzęcia otworzyła się, ukazując jej zawartość pakietu przetrwania. Zawierał on stymulant z adrenaliną i środkiem przyspieszającym krzepliwość krwi, pistolet soniczny z przyłączoną latarką, nóż z drgającą klingą, oraz nadajnik sygnałowy. Cały ten inwentarz przytroczyła do specjalnie wydzielonych zasobników skafandra. W pewnym momencie zdarzyło się coś równie dziwnego, co niepokojącego. Tracąc grunt pod nogami, wzleciała ponownie nad gumolitowe podłoże. Z zamiarem oddalenia się od swojego myśliwca, odbiła się od niego kolczastymi podeszwami. W momencie wybicia za ciepłe światło lamp, wszedł na scenę asynchroniczny i nikły blask czerwonych lamp. Diody pozycyjne foxlinga 3 zaświeciły się samoczynnie, a dzięki nim dostrzegła samodzielny ruch maszyny. Przekonana o nadzwyczajnym działaniu pilotowanej maszyny, płynęła w stronę rozdzielni. Kiedy dopłynęła do zabezpieczonego obszaru przez niższy sufit i wąskie ułożenie ścian, schowała się za ścianą wejścia do pokoju. Przylgnęła gorliwie do ściany. Soniczna broń przygwożdżona do podorędzia, czekała cierpliwie na przejaw wrogości ożywionej maszyny. Enyo taką możliwość zakładała z wysokim stopniem prawdopodobieństwa. Na przekór woli kontaktu z Sztrausem nie mogła wydobyć szeptu z własnej krtani, która sprawiała wrażenie zamarzniętej. Trwała w osłupieniu i niemowie przez nie małą chwilę, aż nawigator sam się do niej odezwał.

    • Enyo uspokój oddech i powiedz mi co jest grane? Straciłem kontrolę w monitorowaniu procesów maszyny.

    • On zadziałał bez pilota.

    • Że co?

W tym momencie przypomniała sobie o przewodach łączących ją z pojazdem. W jej głowie zalśniło światełko na końcu tunelu. Dobyła noża drgającego i zaczęła w pierwszej kolejności odcinać przewody neuronowe. Liczyła na to, że pojazd wyłączy się w wyniku awarii połączenia. Znienacka odcięła kolejno przewody nerwowe. Ból rozrywając jej cały układ nerwowy i rezonujący pod jej czaszką, o mało nie rozerwał pilotki. Z ledwością trzymała się na granicy przytomności, doświadczając szczękościsku i zaciśnięcia wszystkich mięśni. Chciała krzyczeć, ale neuronowe sploty jej organizmu kategorycznie jej tego zabraniały. Po neurologicznym szoku, pilotka odezwała się do swojego partnera.

    • Nie wiem jak, ale foxling 3...

Przerwała komunikat, gdy na przeciwległej ścianie rozdzielni zobaczyła dwa punkty świateł pozycyjnych foxlinga. Zamarła jakby na wskutek petryfikującego zaklęcia, oddychając powoli. Wyćwiczone nogi zmiękły jej jak gdyby były z cukrowej waty. Palce przykryte powłoką kombinezonu, zaciskały się kurczowo na poręczy. Zbuntowana bestia rzuciła ksenonowym blaskiem, na obserwowane pomieszczenie. Serce Enyo kołatało pod jej żebrami i mostkiem, niczym szalone zwierzę zamknięte w klatce. To uświadomiło ją, że zerwanie połączenia neuronowego nic w tym wypadku nie dało. Do przecięcia został jej jeszcze przewód tlenowy. Przestraszony głos Sztrausa wyrwał się z zestawu radiowego.

    • Enyo co z tobą? Jesteś tam?

Potwór zaczął szarżować na framugę przejścia, za którym chowała się pilotka. Atak oszalałej maszyny nie trwał jednak długo. Stan wzlotu zaczął ustępować, sprowadzając pilotkę na na gumolitową powierzchnię. Upadła wskutek nieoczekiwanej zmianie grawitacyjnej. Słysząc próby przedarcia się foxlinga, skuliła się do pozycji żółwia. Chrzęst gniecionego przez foxlinga materiału, ustał jednak z nagłym rozbłyskiem lamp ośrodka. Dziewczyna podniosła się z podłogi, odpowiadając.

    • Już jestem na łączach. W dzieje się coś dziwnego. Mój foxling oszalał, a generator szwankuje. Obawiam się, że nie wyjdę ze stacji żywa. Nie zdołam otworzyć bramy, zanim dorwie mnie to coś. Nawet jeśli jakimś trafem mi się uda, to zanim przylecicie foxling rozerwie mnie na strzępy.

Zaczęła spowiadać się swojemu nawigatorowi, Przechodząc obok drgającej w miejscu maszyny. Przeczuwała, że to jej ostatnie chwile, więc pragnęła przekazać mu jak najwięcej. W tejże chwili chciała jeszcze raz ujrzeć przyjazną twarz Reynaulda. Miała kiedyś nadzieję, że oboje rzucą ten podbój kosmosu w cholerę i zamieszkają z powrotem na ziemi. Doszła do wniosku, że jej łaknienie spokojnego życia już się nie ziści i przepadnie niczym mara gdzieś w kosmicznej otchłani. Popadając w coraz to większy pesymizm pociągnęła swój wywód dalej.

    • W dużym skrócie jestem tu uwięziona.

Sztraus milczał wsłuchując się w pełen rozpaczy głos pilotki. Kiedy wyczuł, iż rozmówczyni przestała mówić, ten odpowiedział.

    • Niezupełnie.

Enyo szeroko rozwarła powieki i uniosła cienkie linie brwi ze zdumienia. Odpowiedź nie była zrozumiała dla jej skrępowanego strachem umysłu. Myślała chaotycznie o oddaleniu się od swojego pojazdu, wychodząc z korytarza do o wiele większej hali. Z obojętnością w głosie pociągnęła nawigatora za język.

    • Co masz na myśli?

    • Znalazłem wąską drogę ewakuacyjną. Znajduję się w ambulatorium. Pomieszczenie ulokowane jest po drugiej stronie ogrodu botanicznego, więc tlenu ci powinno wystarczyć.

Pilotka nadal trwała w zdumieniu, przemierzając hol udekorowany uschłą i zdeformowaną roślinnością. Wszelakie gatunki roślin były posadzone w kremowo białych prostokątnych donicach. Po środku sali stała statua z wyrytym logiem korporacji, a nieopodal niej stały ławki. Po całej hali rozpinały się odrażające wicie. Z wysokiego sufitu zwisały macki, posiadające coś na wzór otworów gębowych. Pilotka zauważyła, że flora kiedyś zasadzona w donicach była pokryta nienaturalnym nalotem. Zwisające z sufitu organiczne powoje, kołysały się na wyimaginowanym wietrze. Wszechogarniająca cichość pomieszczenia, a zarazem brak żadnego śladu ludzkiego życia, budził jej najgłębiej skrywane obawy. Bała się tego co kryje się przed jej wzrokiem w cieniu, tego co chce pozostać nieodnalezione, ale przede wszystkim tego co zna, ale nie potrafi pojąć. Enyo co rusz odwracała się za siebie, sprawdzając czy ta szkarada nie podąża za nią. Nie chciała umierać, a wieść o drodze ewakuacyjnej dodała jej hartu ducha i obudziło w niej coś głęboko drzemiącego.

    • Sztraus. Zmierzam do punktu ewakuacyjnego. Bez odbioru.

Reynauld zgodnie z zasadą, nie odpowiedział na formalny komunikat i nadal czuwał nad stanem zdrowia pracującej w terenie pilotki. Zatarte opisy pomieszczeń informowały ją o położeniu sąsiadujących z ogrodem botanicznym sal. Obeszła ich większość nie mając pokusy zwiedzenia tych pomieszczeń. Kiedy ujrzała tablicę z opisem punktu medycznego, znów odnotowała spadek grawitacyjnej siły, uziemiającej ją do podłoża. Akustyczne sygnalizatory, zaczęły bombardować bębenki uszne pilotki. Ta zrozumiała wnet, że nie może tutaj zostać, ani nie może zwlekać z odłączeniem przewodu tlenowego. Odcięcie się od dostawy tlenu, przebiegło bez bólu porównywalnego do zerwania neurołącza. Skręciła w lewo i wpadła do pierwszego lepszego pokoju. Tym razem schowanie się za przejściem nie było najlepszym pomysłem, gdyż zdeprawowana maszyna z łatwością mogła wejść do tego pomieszczenia. Podczas ostatnich podrygów blasku białych lamp, zlokalizowała przyścienne biurko z dużą luką pod szerokim blatem. Wpakowała się do prowizorycznej skrytki, modląc się w myślach, aby to wystarczyło. Białe światła lamp zgasły, a oświetlenie awaryjne zaczęło krążyć po pomieszczeniu, wyglądającym na izolatorium z zaawansowanym osprzętem. Kuląc się pod blatem, zasłoniła usta dłonią, żeby zatrzymać choćby nikły odgłos wydechu powietrza z maski, albo niespodziewany pisk przerażenia. Stukot metalowych stóp pojazdu dobiegał zza ściany izolatorium. Terror prześladowcy zataczał koło po ogrodzie botanicznym, sprawdzając powierzchownie każdy przyległy pokój. Foxling z zastraszającą obojętnością, zatrzymał się przed izolatorium. Zniekształcony elektroniczny wydźwięk pojazdu kroczącego, wwiercał się w jej uszy. Dźwięk przyprawiał ją o brak tchu w płucach i chęć Potwór zaczął wodzić światłem swoich ślepi po całym pokoju, przeczesując go w poszukiwaniu zbiegłej pilotki. Maszyna wcisnęła się odrobinę do pokoju, rozglądając się dokładniej. Potwór wycofał się z nieufnością co do nieobecności jej w tym pokoju. Zgasił swoje ślepia, ale dźwięk jego elektronicznego oddechu, był nazbyt słyszalny dla Enyo. Przystanął jeszcze przez moment, jakby próbując podpuścić pilotkę do wyjścia z ukrycia, lecz ta nie dała się skusić. Z rozżalonym sykiem mechanizmów, powrócił do patrolowanie głównego holu. Pilotka z drżącymi rękami wyszła ostrożnie z ukrycia. Podpełzła do ściany przy przejściu i wyjrzała przezornie zza rogu, widząc jak zbuntowany foxling, patrolował okolice. Enyo dobyła pistoletu sonicznego i wyszła z izolatorium. Ambulatorium było po przekątnej stronie placu, co znacznie utrudniało jej przeprawę do punktu ewakuacji. Musiała przedostać się niepostrzeżenie wpierw do statuy, a potem przedostać się do sali medycznej. W razie wykrycia przez wrogą maszynę, mogła użyć pistoletu, lecz ten był skuteczny jedynie na bliskim dystansie. Soniczny wystrzał powinien dać jej trochę czasu na wydłużenie dystansu. Czając się za wysokimi donicami, uważnie śledziła ruch foxlinga. Mając świadomość zainstalowanych czujników detekcyjnych w maszynie, wiedziała, że nie może podejść do niego za blisko. Bezgłośnie odbiła się od gumolitu i przemknęła do pomnika, akurat wtedy gdy ten zaglądał do innego pokoju. Kiedy już się za nim skryła, maszyna wróciła do patrolowania terenu. Pilotką trzęsło od nadmiaru kortyzolu, czego nie mogła powstrzymać. Maszyna podejrzanie zbliżała się do niej, idąc wytyczoną przez siebie trasą. Słaby zgrzyt, oznajmił pilotce, że przeobrażony pojazd zatrzymał się w miejscu. Foxling nakierował światła wprost na nią. Enyo jednak nie wykazała się żadnym gwałtownym ruchem. Maszyna podchodziła coraz bliżej, przeświadczona o ludzkiej obecności. Enyo uzmysławiając sobie, że bezruch okazał się nieskuteczny, odskoczyła od pomnika, celując z pistoletu do foxlinga. Ten skoczył za nią. Kiedy piły potwora miały ją dosięgnąć, ta wystrzeliła z pistoletu. Ogłuszyło to maszynę na pewien czas, pozwalając jej na ucieczkę do ambulatorium. Mechaniczna bestia bardzo szybko doszła do siebie, kontynuując pościg. Enyo profilaktycznie zdążyła schować się pod szpitalnym łóżkiem, które było położone z daleka od wyjścia z pomieszczenia. Kuląc się w swoim schronieniu, wypatrzyła świecące w ciemności zielone diody, układające się w napis wyjścia ewakuacyjnego. Pod nimi widoczna była delikatna wnęka, w której umiejscowione były drzwi z masywnym pokrętłem. Problem polegał na tym, że drzwi stały w centrum, gdzie był też skierowane ślepia żądnej mordu maszyny. W tym pomieszczeniu framuga nie wyglądała tak solidnie jak w rozdzielni, co nie gwarantowało bezpieczeństwa. Pistolet soniczny jeszcze się ładował, więc nie mogła jeszcze go użyć. Póki co obecna sytuacja nie wymuszała na niej żadnych działań i z tego powodu podjęła decyzję o przeczekaniu ciemni, do następnego błysku świateł. Enyo przez cały czas lustrowała wejście do pomieszczenia, obserwując skonfundowaną maszynę. Foxling warczał wściekle, wodząc parą świateł po ścianach ambulatorium. Bezproblemowo mogłaby zdrzemnąć się i zregenerować siły, lecz irracjonalna potrzeba czekania na światło nie pozwoliła jej na to. Sztuczny świt jednak nie nadchodził, a minuty i zapas tlenu ulatywały w otchłań bezczynności. Wydawało jej się, że okres ciemni trwa o wiele za długo. Enyo czekała nadal niczym wytrwały łowca na doskonały moment do ataku. Mogła zameldować Sztrausowi, że wszystko z nią w porządku, lecz wolała nie sprowadzać na siebie zbędnej uwagi maszyny. Uczucie lekkości ciała zaczęło upływać, a światło świtu zamigało z pobliskich sufitowych lamp. Enyo rzuciła się do drzwi z metalowym pokrętłem i przystąpiła do otwarcia.

    • Sztraus... Dostałam się do ambulatorium, skoordynuj transporter, za niedługo podam kordynaty punktu ewakuacyjnego.

    • Dobrze cię słyszeć. Zaraz ogarniemy ci podwózkę.

Kiedy prawie otworzyła drzwi, ciągły dotąd blask świetlówek zaczęło migać, a grawitacja nieznacznie osłabła. Enyo włożyła więcej siły w otwarcie drzwi, ostrzegając nawigatora przed nagłą zmianą środowiska.

    • Nadciąga ciemnia. Proszę o tymczasową ciszę radiową. Bez odbioru.

Światło zgasło. Lampy alarmowe na powrót nadawały pomieszczeniu krwisty półmrok, a mechaniczna bestia przebudziła się z letargu. Dźwięk pęknięcia rozszedł się na całą okolicę. Foxling wparował do pomieszczenia i doskoczył do metalowych drzwi wyjścia ewakuacyjnego. Enyo zdążyła się schować w ciasnym korytarzu, ale potwór nie dawał za wygraną. Nie pozwolił jej zamknąć drzwi, co pilotka zignorowała, myśląc, że tu kończą się jej zmagania ze zbuntowaną maszyną. Odetchnęła z ulgą, przyglądając się temu jak monstrum nieudolnie próbowało się do niej dokopać. Zignorowała jego nienawistne spojrzenie i odwracając się plecami, podążyła dalszą częścią wąskiego tunelu. Biegł on tuż za ścianą sąsiednich pokojów, na co wskazywało jego ukształtowanie. Zadziwiający był brak organicznych struktur widocznych w innych pomieszczeniach stacji Kerun. Odgłosy forsowania przejścia ucichły, co oznajmiało, że zdeprawowana maszyna dała jej spokój.

    • Enyo jak sytuacja na froncie? Straciłem połączenie z twoim skafandrem i nie widzę twoich danych.

    • Nie gadaj. Nie mam żadnego miernika tlenu.

Wraz z końcem rozmowy, jej uszu dobiegł hałas po drugiej stronie ściany. Nie zdążyła zareagować, gdy cienka warstwa metalicznego materiału, rozeszła się pod naporem brutalnej siły. Pilotka upadła, odruchowo dobywając wciąż ładującego się pistoletu. Okazało się, że foxling przebił ścianę swoimi piłami. Nie wiedzieć czemu, maszyna uporczywie chciała ją dorwać za wszelką cenę. Przeczekała furiozum potwora, aby przemknąć przez odsłonięty teren. Bestia zdawała się jej nie zauważać, więc mogła przeczekać ciemnię. To przyniosłoby jednak ryzyko utraty zbyt dużej ilości tlenu, a brak jakiegokolwiek licznika potęgował strach przed uduszeniem się. Nie mogła zwlekać. Była zbyt blisko wyjścia, aby teraz przegrać ze zdradziecką maszyną. W czasie kiedy Enyo motywowała się do działania po drugiej stronie, nastał jałowy spokój. Enyo odczekała chwilę z zamiarem przechytrzenia bestii. Wzięła do ręki nóż drgający i rzuciła nim w drzwi. Głośny huk uderzenia, przyciągnął uwagę foxlinga 3. Słysząc odgłosy krzątaniny, pobiegła przed siebie. Kiedy odbiła się od podłoża, przed linią wyrwy w ścianie, kątem wizji uchwyciła dwa czerwone światełka, które wcześniej nie były dal niej widoczne. Świadomość błędu dotarła do niej, wraz z bólem rozcinanej przez piłę tkanki. Słabsza grawitacja zamortyzowała upadek pilotki na gumolitową powierzchnię. Maszyna jednak nie czekała, aż ta się podniesie i zaczęła rozrywać ścianę dzielącej ich bariery. Enyo szarpały emocje jak i ból, lecz stłumiła to wszystko, Z każdą chwilą pogrążając się w beznadziei własnych myśli. Z krtani uszedł ją beznamiętny szept.

    • To mój koniec. Nie wrócę już do domu. Przegrałam.

Mimo beznadziei, chwyciła za pistolet za pośrednictwem ślepego odruchu i samozachowawczego instynktu. Enyo nie miała pojęcia czy pistolet zdążył się naładować. Przeczuwała, że po wciśnięciu spustu, nie uświadczy żadnego efektu. Wbrew przeczuciu niczym wiking pragnący wejść do Walhalli, zdecydowała się walczyć w przegranym boju. Foxling zdążył wyciąć sobie drogę do rannej pilotki, która ściągnęła powoli spust, czując jakby była już jedną nogą w świeżo wykopanym grobie. Kiedy ząb piły przeorał boleśnie fragment jej twarzy, pistolet wypluł z siebie soniczną falę, odpychającą napastnika. Mimo opadania z sił, krwawiących ran i mentalnej śmierci, Enyo wstała i pokuśtykała jak najdalej od swego prześladowcy. Tunel skręcił w lewo, co utwierdziło ją w nagłym poczuciu bezpieczeństwa. Dopiero teraz odczuła, że nie może otworzyć lewej powieki, a rozcięcie na udzie przyprawił ją o ryk wściekłości. Przypomniała sobie o stymulancie medycznym. Enyo wstrzyknęła sobie całą zawartość ampułkostrzykawki, w miejscu powyżej zranienia. Po zaaplikowaniu środka medycznego, krew uległa lekkiemu przymrozkowi, co miało wstrzymać krwawienie na pewien czas. Pilotka wyciągnęła ostrożnie igłę i odrzuciła zużyty medykament w tył. Chwiejnie potem ruszyła w stronę spodziewanego wyjścia, nie oglądając się za siebie. Foxling nie niepokoił jej już więcej, ponieważ stracił pole manewru przy pierwszym zakręcie tunelu. Od teraz jednak musiała uważać na każdy swój ruch, aby rana nie otworzyła się ponownie. Sytuacji nie poprawiał fakt, iż nadal nie mogła otworzyć lewej powieki. Czuła w tamtym miejscu słabe ciepło, niknące coraz bardziej na wskutek działania stymulantu. Zatęskniła w tym momencie za głosem Sztrausa, ale po rozpaczliwym krzyku nie miała siły wycisnąć z siebie choćby szeptu. Podążała w kierunku swojej ostatniej szansy, czując jakby w jej udo wbiło się kilka łuczniczych strzał. Mimo odniesionych ran i połowicznego oślepienia, czuła się nadzwyczaj zwycięsko. Czuła się jak główna bohaterka czytanej kiedyś mangi „Claymore”. Po raz pierwszy w trakcie misji odczuła tchnienie nadziei. Od wyjścia z kompleksu szaleństwa dzieliło ją tylko parę metrów. Przejęty jej losem głos Sztrausa, wywołał ją przez komunikator.

    • Enyo... Jesteś tam? Enyo? Jesteśmy na orbicie. Wyślij współrzę...

Radiowy szmer zakłóceń przerwał komunikat nawigatora. Czuła się jakby jej nogi grzęzły w ruchomych piaskach. Zwróciła swój wzrok na chodnik korytarza. Jej nogi spętane były przez liczne pary rąk. Rzuciła okiem na część korytarza przed nią. To co tam ujrzała nie mieściło jej się w głowie. Las czarnych rąk wynurzał się to z chodnika, to ze ścian. Nogi owładnięte wyczerpaniem zaczęły jej się uginać. Jedna z abominacji pociągnęła ranną nogę do tyłu, jakby chcąc ją zatrzymać. Enyo od razu to skontrowała, a zranione miejsce na udzie rozpaliło się gorącem. Zakrzepła szrama musiała się otworzyć, po tym jak gwałtownie pociągnęła nogę do przodu. Nie poddawała się jednak, wmawiając sobie, że da radę przebrnąć i przez to. Brodziła w zbiorowisku kończyn, które chwytały ja za kostki. Wyrwanie się z ich żelaznego uścisku wymagało od Enyo dużej siły woli i energii. Dramatyczne zmagania z lasem kończyn, przerwał głos zdecydowanie inny od jej nawigatora.

    • Przeżyjesz, lecz jeszcze tu powrócisz.

Głos boleśnie zarezonował jej pod czaszką, próbując wydostać się przez uszne bębenki na zewnątrz. Kobiecy głos miał w sobie coś ludzkiego, lecz wybrzmiewało z niego robotyczne echo. Nigdy wcześniej nie spotkała się z czymś takim. Owszem miała sposobność do kontaktu z androidami, lecz nie mówiły one tak płynnie jak to co przed chwilą usłyszała. Wciąż nie wiedziała co zdarzyło się w ośrodku, lecz było to coś o wiele groźniejszego niż zwykła awaria. Wbrew zapowiedzi tajemniczego głosu zamierzała nigdy tu nie wracać. Nawet jeśli dostałaby ultimatum związane ze zwolnieniem dyscyplinarnym. Boleść świdrowała jej głowę, przez kilka dłużących się w nieskończoność chwil, powodując nieprzerwany potok myśli i niewypowiedzianych przekleństw. Wiążące ją anomalne ręce zaczęły topnieć po otrzymanym komunikacie. Mogłaby to potraktować jako halucynację, gdyby nie to, że zakrzepłe zranienie, faktycznie się otworzyło. Enyo powłóczyła przed siebie nieskrępowanymi nogami, sprawnym okiem szukając czegoś co mogło posłużyć jej za bandaż. W dalszej odległości stały przyścienne szafki. Zapewne znajdowała się w nich osprzęt do ochrony indywidualnej. Tuląc kurczowo dłonią niesprawne oko, dopadła do niej z gwałtownością głodnego zwierzęcia. Zaczęła zajadle szabrować poszczególne poziome szuflady, w których nie było zbyt wiele. W ostatecznym rozrachunku znalazła tylko parę taśm bandażowych. Natychmiast owinęła nią udo, a z pozostałości taśmy sprawiła sobie prowizoryczną opaskę na oko. Po dłuższym czasie szwendania się ciągiem korytarza w celu upragnionego wyjścia, ujrzała drzwi z poszarzałym pokrętłem. Zwycięstwo nad niezrozumiałymi siłami była na wyciągnięcie ręki. Z trudem otworzyła drzwi i wybiegła na środek punktu ewakuacyjnego. Aktywowała nadajnik, którego jakimś cudem nie zgubiła. Jedynym co jej pozostało, to czekać za pomocą, która przybyła po upływie zaledwie paru minut. Do niewidocznego z oddali lądowiska, podleciał statek transportowy. Rozwierające się odrzwia ukazały stojącego za nimi Sztrausa. Enyo dostała się na pokład transportera i padła z wycieńczenia. Nawigator złapał ją nim ta uderzyła głową o podłogę. Enyo skarciła samą siebie bezsilnym głosem.

    • Nie udało mi się wykonać misji. Byłam zbyt słaba, a na dodatek czuję się, jakbym otworzyła prawdziwą puszkę pandory.

    • Nie.

Reynauld twardo i z opanowaniem zaoponował jej opinii.

    • Gdybyś była słaba, nie wyszłabyś stamtąd o własnych siłach. Jesteś tu z nami, a to dowodzi, że twoja siła nie ustępuje sile Walkirii.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje