Historia

Legenda Bucza
Na Śląsku Cieszyńskim w miejscowości Górki Wielkie, w pobliżu dworu Kossaków i nieczynnej stanicy harcerskiej, znajduje się niewielkie wzgórze zwane Buczem. Przed wiekami bukowy las porastał jego łagodne zbocza. Obecnie drzewa pokrywają jedynie zachodnie i południowe stoki, natomiast po stronie północnej wyrosło spore osiedle domków jednorodzinnych. Ludzie, którzy się tutaj osiedlili, w większości nie znają miejscowych legend związanych z Buczem, a oto jedna z nich.
Dawno, dawno temu na wzgórzu pojawili się pierwsi drwale, których zadaniem było wykarczowanie lasu i przygotowanie terenu pod uprawę buraków, ziemniaków, kukurydzy i innych roślin pastewnych. Tutejszy las zdawał się być wobec inwazyjnych ludzi z siekierami i piłami całkiem bezbronny, a ci posuwali się ku górze, aż dotarli do szczytu Bucza, gdzie od pokoleń rósł prastary dąb.
A kiedy zabrali się za jego ścinkę, naraz wiatr się zerwał, zawirowały jesienne liście i z drzewa wyrosły macki, które pochwyciły pilarzy i zaczęły ich wciskać w głąb dziupli, a także pod powierzchnię kory. Było mnóstwo krwi i rozrywanych wnętrzności, a ze środka drzewa dało się słyszeć odgłos buczenia. W taki to sposób dąb pochłonął trzech ludzi, pozostali zaś pouciekali w wielkim popłochu i poczęli rozpowiadać o tym potwornym incydencie.
Od tamtej pory omijano wzgórze szerokim łukiem. O zrywce także nie mogło być mowy. Jednak po latach zatarło się wspomnienie o tym upiornym wydarzeniu i tylko nieliczni pamiętali legendę o morderczym dębie.
Nastała jesień. Ciężkie wilgotne mgły coraz częściej oplatały w demonicznym uścisku góreckie wzgórza. Słońce przez wiele dni nie mogło przebić się przez chmury, a dzień ledwie rozpowity z porannych mgieł natychmiast przechylał się na drugi bok, zwiastując rychłe nadejście nocy. Wiele znaków na niebie i ziemi mówiło, że zima będzie sroga i długa.
Pewnego razu dwaj młodzieńcy z Górek – Maciej i Adam weszli na szczyt Bucza i stanęli pod wielkim dębem. Nie znali miejscowych legend i niespecjalnie się nimi interesowali. Zaniepokoił ich natomiast odgłos wydobywający się z wnętrza prastarego pomnika przyrody. Nie wiedzieli, czy mają do czynienia z rojem dzikich pszczół? A może z jeszcze czymś innym? Postanowili wrócić do wsi i dowiedzieć się czegoś od starszych. Jednak nikt nie był w stanie nic powiedzieć i dopiero niejaki Walenty Krząszcz, zwany gawędziarzem spod Witalusza, przedstawił im legendę o morderczym drzewie i zabitych drwalach.
Nazajutrz młodzieńcy, zaopatrzeni w stosowne narzędzia pilarskie, wrócili na szczyt, by przekonać się, czy legenda jest prawdziwa czy też fałszywa? Najpierw zajrzeli do wnętrza dziupli, gdzie ku swojemu wielkiemu przerażeniu znaleźli mnóstwo ludzkich kości, a potem Adam przystąpił do swoistego testu. Był odważniejszy, przyłożył piłę do dostojnego dębu i zaczął powoli nacinać korę. Maciej tymczasem stał w bezpiecznej odległości i tylko się temu przyglądał. Z początku nic złego się nie działo, jednak już po krótkiej chwili drzewo odkryło swą piekielną, demoniczną moc. Adam, pozbawiony wszelkich szans intruz z piłą, musiał zginąć, natomiast Maciej zdołał jakimś cudem przeżyć i pogonić z krzykiem do wsi.
Od tamtej pory mieszkańcy unikają Bucza jak zarazy. Ci odważniejsi chadzają czasem na szczyt, by postraszyć niesforne dzieciaki opowiastkami o dębie oraz drwalach i posłuchać dziwnych odgłosów piłowania i buczenia, od których aż włos jeży się na głowie i staje nomen omen dęba.
Komentarze