Historia

Samotność 21

ryhmus 0 9 lat temu 1 206 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

To nie będzie zwykła opowieść o duchach, zombie czy wampirach. To, co jest w niej przerażające to fakt, iż może się to zdarzyć każdemu…

Był listopadowy wieczór. Wiatr za oknem tworzył symfonie wraz z padającym deszczem. Jack siedział sam w mieszkaniu, oglądając telewizor zajadał się nieco przypalonym popcornem ze zdecydowanie za dużą ilością masła. „Wieczór jak wieczór”- pomyślał sobie. Zdążył się już przyzwyczaić do samotności. Od czasów śmierci Matki unikał kontaktu ze światem zewnętrznym. Relacja na linii Jack – społeczeństwo ograniczała się jedynie do przypadkowych spotkań w sklepie czy aptece. Zwłaszcza, w aptece. Nienawidził siebie, nienawidził tego zasranego świata, z którym musi sobie radzić. Sam. Często miewał napady nieokiełznanej agresji, bezpodstawne akty przemocy na meblach czy przyrządach dnia codziennego. Sam nie wiedział skąd te wszystkie napady. Dlatego uwielbiał odwiedzać aptekę. W niej zawsze dostał antidotum rzeczywistości, preparat szczęścia- jak lubił nazywać leki przeciwdepresyjne. Nie rozumiał jedynie, dlaczego po zażyciu kilku tabletek, tak długo lubił sobie pospać. Co prawda w ulotkach aptecznych wyczytał, iż człowiek pod wpływem leków tego rodzaju odczuwa senność, jednak czy 12-godzinny sen jest normalny? Chyba tak, nigdy nie miał czasu zastanowić się nad tym głębiej.

Telewizja… Lubił to. Zwłaszcza programy dokumentalne o seryjnych zabójcach. To go fascynowało. Jego spaczony umysł nie był w stanie wytrzymać półgodzinnych wiadomości, jednak całymi godzinami mógł słuchać i patrzeć na ludzi, którzy podobnie jak on, nie przepadali za istniejącym kanonem zasad społecznych. Te wszystkie dzieci śmiejące się w parku, Ci zakochani spacerujący pod jego domem… Wszyscy uśmiechnięci, stawiający czoła współczesnemu światowi przy okazji wyciągający z życia jakieś przyjemności. Nie rozumiał ich. I nie chciał ich zrozumieć. Był sam, to mu odpowiadało. Nikt nie mówił mu co ma robić, nikt na niego nie krzyczał ani karcił. Sam był Panem swojego losu, czuł w tym pewną władzę. To go podniecało. Myśl o tym, że to on ma monopol na decyzyjność swoich poczynań dawała mu poczucie niesamowitej siły.

Wyłączył telewizor. Za oknem panowała już zupełna ciemność. Dokument o Eddzie Gein zupełnie go pochłonął. Wyrzucił opakowanie po popcornie i umył ręce. Przyszła pora na zażycie leków, co niezmiernie go ucieszyło. Szybko odnalazł buteleczkę z tabletkami i w sekundzie pochłoną ich kilka, popijając je wodą prosto z kranu. „Aaahhh… Od razu lepiej. Chyba muszę się przespać”- pomyślał. Leki niebawem zaczną krażyć w jego krwioobiegu dając mu poczucie szczęścia. Szczęścia znikomego, ale to mu wystarczało. Właśnie, kiedy był w trakcie rozkładania kanapy na której spał, usłyszał ciche stukanie do drzwi. „Kogo do cholery niesie o tej godzinie?!”- zaklął pod nosem. Mokrymi jeszcze rękoma strzepnął okruchy popcornu z podkoszulka i podszedł do drzwi. Spojrzał w judasza, ale nikogo nie zobaczył.

- Przeklęte gnojki, znowu robią sobie ze mnie żarty!

Powiedział sam do siebie. Otworzył jednak drzwi i wyszedł na klatkę schodową. Oprócz ścian, którym zdecydowanie brakowało trochę tynku, nie zobaczył nic. Ciemność, ściany i brudna wycieraczka do butów. Rozejrzał się po korytarzu, głośno chrząknął, jednak odpowiedziała mu jedynie cisza. Już miał wrócić do mieszkania, gdy wtem zauważył kopertę przyczepioną do jego drzwi. Jack zmieszał się nieco, nie wiedział co to ma znaczyć. Od lat nie otrzymał żadnego listu, pocztówki czy chociażby ulotki sklepowej. Ludzie unikali jego tak samo jak on unikał ludzi. Koperta którą ktoś podrzucił budziła w nim mieszane uczucia. Po chwili Jack zerwał ją z drzwi i wszedł do mieszkania.

- Co to może być? –zapytał sam siebie, jednak nie znał odpowiedzi. Nie mógł znać. To, co było w środku, spędziło mu sen z powiek. Nawet leki, które zażył, w jednej sekundzie przestały działać. W środku koperty było zdjęcie. Zdjęcie kobiety z małym dzieckiem w ramionach. Jack odruchowo odrzucił przesyłkę i pobiegł do toalety. To co zobaczył sprawiło iż zakręciło mu się w głowie. Na zdjęciu widniała martwa kobieta z martwym dzieckiem. Oboje mieli zmasakrowane twarze. Krew niemal wypływała z papieru.

- To niemożliwe! Co to ma znaczyć! Kto mi to podrzucił!

Jack nie mógł uwierzyć w to co się stało. Nie mógł pomyśleć, iż ktoś mu zrobił głupi żart. Nic w tym nie było zabawnego… Więc dlaczego to dostał? Co on ma z tym wspólnego?!

Wrócił do pokoju i spojrzał na kawałek papieru leżący na ziemi. Strach paraliżował jego ciało, jednak postanowił przyjrzeć się zdjęciu raz jeszcze. Drżącymi rękoma podniósł z podłogi przesyłkę i spojrzał raz jeszcze. Na czole kobiety dostrzegł wyrytą liczbę… 21. Na czole dziecka dokładnie to samo. „Co to może oznaczać?”- pomyślał. „Dlaczego akurat 21? Muszę to koniecznie zgłosić na policję”. Po chwili namysłu odrzucił ten pomysł. „Oni i tak mi nie uwierzą, mają mnie za chorego… Sam się dowiem o co w tym wszystkim chodzi”.

Po dłuższej chwili wpatrywania się w zdjęcie spojrzał na jego odwrót. Tu było coś napisane… „Qoud Daemones non dormient… XXI”. Co to do cholery ma oznaczać? Co to znaczy? Jack poczuł, że kręci mu się w głowie. Za dużo wrażeń jak na jeden wieczór. Odłożył zdjęcie do szuflady i postanowił się przespać. Tego wieczora wyjątkowo szybko udało mu się zasnąć. „21… 21… Dlaczego akurat 21”- pomyślał przed snem i popadł w objęcia Morfeusza.

Następnego dnia obudził się później niż zwykle. Spojrzał na zegar. Cholera! Spał prawie 14 godzin. Najwidoczniej wczoraj połknął nieco więcej tabletek niż zwykle. Wstał z łóżka i rozprostował zmęczone ciało. Udał się do łazienki i… Nie uwierzył własnym oczom. Wszędzie walały się zdjęcia. Zdjęcia zamordowanych ludzi. Wszystkie osoby miały wyryte w swoich ciałach liczbę 21… Mężczyzna spojrzał na lustro, na którym widniał napis z krwi „Mihi satis… JACK”. Niemal stracił przytomność. Wybiegł z łazienki, jednak coś było nie tak… Czuł się… Spokojny. Błogi spokój ogarnął jego ciałem. Łykną kilka swoich tabletek i rozsiadł się przed telewizorem. Nie włączył go jednak. Czekał… Czekał, aż ktoś przyklei kolejną kopertę do jego drzwi. Uśmiechnął się sam do siebie. „W końcu nie będę sam… Już nigdy nie będę sam”…

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje