Historia
Szpital Psychiatryczny cz.5
Nasz przyjaciel okazał się oszustem, byliśmy gotowi poświęcić dla niego życie, a on bez większych wyrzutów sumienia, zaprowadził nas wprost do pułapki.
(Dr - doktor)
Dr. - Witam moi mili, pozwólcie, że się przedstawię, jestem Dr.Edward Darszwin, pewnie już widzieliście parę moich dzieł, a nawet mogliście się z nimi zetknąć.Jest mi niezmiernie miło, że chcieliście zostać kolejnymi pacjentami, którymi się zajmę.
Edward Darszwin, coś mi to mówi.
T- Żadnym z nas nie będziesz się zajmował.
M - To my zajmiemy się tobą.
Dr. - Ale po co od razu tyle agresji?Od początku waszego pobytu w tym pomieszczeniu za dużo mówicie.Przykro mi, ale nie lubie słuchać innych, więc na początek naszej znajomości poucinam wam języki.Co wy na to?
T - On jest bardziej walnięty niż myślałem.
M - Zauważyłem.
Chyba nie podejdziecię tu sami.Oskar przyprowadź tu swoich kolegów.
M - Dobra, mamy jedną, jędyną deskę ratunku.
T - Jaką?
M - Każdemu z nas zostały noże.
T - Ty racja.
Dr. - Oskar pośpiesz się, im szybciej to się skończy tym lepiej.Mamy jeszcze paru osobników w tym budynku, którymi musimy się zająć.
W oczach Oskara można było dostrzec pustkę, był on kompletnie odcięty od świata.Zrozumiałem wtedy, że jego dusza spoczywa już, gdzieś indziej, a przede mną stoi tylko jego ciało robiące za marionetkę.
M - Przygtowany?
T - Jak najbardziej.Tylko trochę głupio będzie zostawić nóż w ciele przyjaciela..
M - Spokojnie, jego już tu nie ma.
Gdy stanął wystarczająco blisko nas, zaatakowaliśmy go wbijajać w niego oba noże.Jeden powędrował w okolice serca, natomiast drugi przedziurawił mu szyję.Nie było czekać długo jak ciało osuneło się na podłogę.
T - To co, ustawicię się w kolejce czy mamy wybierać losowo?
Dr. - Zabiliście jedno z moich dzieci, w takim razie jedno z was będzie musiało go zastąpić.I jesteście strasznie naiwni myślac, że wyjdziecię z tego cało.Powiem wam jedno 'Nikt nie wychodzi stąd żywy'.
Po tych słowach światło zgasło.Dzieci zaczęły się przerażająco smiać.Odór gnijących ciał się nasilił.Było słychać jak narzędzia do operacji zostały rzucone one jedną ze ścian.Oraz jak jedno łóżko szpitalne wędruję w naszą stronę.
T - Mati, przestań mnie szarpać!
M - Przecież cię nawet nie dotykam!
T - Więć kto..
Drzwi z sali zostały otwarte.
T - Pomóż mi!
M - Nie mogę ktoś mnie trzyma!
Łóżko z lężacym na nim Tomkiem powoli wyjeżdzało z sali.
Dr. - Mógłbym cię od razu wziąść ze sobą, lecz mam co do twojej osoby pewien plan.
M - Jesteś jeban** psycholem!
Dr. - Nie schlebiaj mi tak.A i masz prezent ode mnie, gdzieś tam powinien leżeć.Oczywiście zobaczysz go tylko wtedy, gdy uwolnisz się z rąk twoich poprzedników, którzy byli tak samo ciekawscy jak ty, ale nie było z nimi takich problemów jak z wasza czwórką.Mam jednak nadzieję, że widzimy się niebawem.
Po chwili światło się zapaliło.Smród dobiegał za moich pleców.Obejrzałem się za siebie.Na ich twarzach były widoczne już kości, rozkładali się w strasznie szybkim tempie.
M - Puśćcie mnie śmierdziele.
Odgłos kul z pistoletu.
M - Kur**, moje uszy!
P - Sorry młody, musiałem.
M - A gdybyś chybił i trafił byś we mnie?
P2 - Ale nie chybił, powinieneś podziękować, że Cię uratowaliśmy.
M - To jest wasz obowiązek..
P - Co to jest? zombie?
M - Można tak powiedzieć.
P2 - A twój kolega gdzie jest?
M - Zabrali go.
P2 - Niedobrze, trzeba będzie go odszukać i tego co mnie zaatakował też, nie odpuszcze gówniarzowi.
M - Myśle, że on sam nas znajdzie..
P - O czym ty mówisz?
Zobaczyłem na podłodze leżącego laptopa, nie był mój, więc pewnie jednego z zombiaków.Otworzyłem go i wyświetliło mi się przesłanie z jednej z kamer, a dokładnie z sali operacyjnej.Nie była to jednak sala z parteru.Oznaczało by to, że jest jeszcze jedna i chyba się domyślam, gdzie się znajduję.
P2 - Pokaż mi to.
M - Proszę..
Na nagraniu można zauważyć jak psychiczny doktorek, operuję Michała, było wiadome, że nie wypuści go z budynku.Najgorsze jest to, że operuję go bez znieczulenia.Widać jak Michał krzyczy z bólu.
P2 - Nie mogę tego oglądać, weź mi to.
P - Za chwilę przyjadą po nas, więc się stąd wyniesiemy.
M - Nie! Bez Tomka się nie ruszam.
P - My Cię nie prosimy, abyś znami poszedł.To jest rozkaz, który masz wykonać.
M - Ale ja was proszę.Ta sala znaduję się na piętrzę tylko, że w zachodniej części, więc posiłki, które wezwaliście będą miały tam łatwy dostęp.
P2 - Ku***, okej.Ale jeśli nic tam nie znajdziemy, bez słowa wyjdziesz z tego budynku.
M - Dobra pasuje.
Powiem szczerze, na tą chwilę moim największym marzeniem jest, aby Tomek znalazł się cały i zdrowy.A najlepiej, jakby to był po prostu chory sen, z którego nie mogę się wybudzić.Jednak wiem, że nawet dla snu to co się tu dzieję jest zbyt przerażające.Jeśli Tomkowi by coś się stało nie wiem czy mógłbym żyć z taką świadomością, że przez głupi wyjazd straciłem trójke najlepszych przyjaciół...Jednak nie, są to słowa rzucone na wiatr, nie ma się co oszukiwać..
Dochodzimy powoli do zachodniego piętra.Wszystko w jednej chwili ucichło.Jakby miejsca nie miała tu żadna tragedia.Szpital stał się bardzo spokojny.Czyżby cisza przed burzą, tak przypuszczam.A może przyzyczajanie się do dalszego miejsca..pracy?
W między czasie sobie wszystko przypomniałem.Wiem, także czemu ciągneło mnie do tego miejsca.I jaki scenariusz dalszego życia ma dla mnie Doktor...
P2 - Poświeć tam.
P - Ktoś siedzi na wózku.
P2 - Jeśli mnie słyszysz masz w tej chwili wstać.
M - Nie wstanie.
P - Bo co?
M - Przyjrzyj się.
P2 - Ja pierd****, to jeden z naszych.
M - Nie podchodź..
P - Czemu niby?
M - Bo tam nawet nie dojdziesz.
P2 - O czym ty pierdo****?
M - Spójrzcie za siebie..
P2 - O w mordę.
P - Skąd ty to wszystko wiesz?
M - Czuję, że staję się jednością z tym miejscem.
P2 -Dzieciaku nie strasz mnie bo będzie z tob.....
Dyktafon:
Nie sprawdzam nawet, która godzina bo nie ma sensu.Znaleźliśmy się w pułapce, ale mnie już to nie dotyczy, w sumie nie pierwszy raz, gdyż przez ten cały czas byłem bezpieczny.Wróce jeszcze do tego pózniej.Posiłlki, które miały nam pomóc się stąd wydostać zostały doszczętnie zlikwidowane.Na dodatek zostaliśmy otoczeni przez wynalazki doktorka.Tomek wygląda jeszcze gorzej niż Oskar, Michał zachował ciało, lecz głowę odziedziczył od jednego z dzieci.Braku kreatywności nie mogę doktorkowi zarzucić, nawet mi się to podoba.
Policjanci już ledwo oddychają na zniszczonej podłodze, niebawem zaczną płakać i modlić się, prosząc od razu o przebaczenie Boga, żeby tylko nie spotkać się z tym na dole.A ja myśle, że ten z dołu zazdrości tego co jest tutaj.Jeśli sądzicie, że to koniec to znaczy, że jesteście w błędzie.To miejsce dopiero ożyje.A wraz z nim ja odrodze się na nowo.Może gdybym sobie nie przypomniał w między czasie, że Dr. Edward jest moją bardzo daleką rodziną w tej chwili próbował bym się ratować.Ale nie ma co gdybać, będąc szczerym trochę mi się podoba sklejanie ludzi, a raczej tworzenie czegoś nowego z nich.Pewnie kiedyś ktoś znajdzie ten dyktafon i zrozumie, że budynek oraz będące w nim osoby mogą zmienić człowieka, tak jak zrobiły to z Michałem, który nie wytrzymał ciążącej na nim presji.Albo ktoś może powiedzieć, że to ja się zmieniłem.Jednak czuję, że to było moim przeznaczeniem.Na koniec powiem wam coś ciekawego: 'Nikt nie wychodzi stąd żywy'.
'Jedna ze stacji telewizyjnych poinformowała nas, że stary szpital psychiatryczny został wyburzony z powodu wielkiej ilości zaginionych ludzi.Stacja twierdzi, że każdy z zaginionych przebywał w tym szpitalu i już więcej z niego nie wyszedł.Na miejscu znaleziono dwie kamery, które były umieszczone na ścianach parteru.Dzięki nim możemy podać dokładną liczbę ofiar z dnia 23(sobota) Wrzesnia 2012 roku do dnia 13 (piątek) Września 2013 roku.Oszacowało się, że liczba zaginionych to ok. 70 osób w tym 8 policjantów, którzy byli wzywani na miejsce.Co najdziwniejszę nie znaleziono żadnych ciał.'
Komentarze