Historia

Sukkub - geneza

ninka 1 6 lat temu 1 288 odsłon Czas czytania: ~8 minut

W dzieciństwie bardzo lubiłam moją szkolną bibliotekę, umiejscowioną w tym samym budynku. Często ukrywałam się za rzędami regałów, by zwyczajnie uciec od dzieci, które się ze mnie śmiały. Zdarzyło mi się nawet parę razy przesiedzieć tam całą lekcję nad kolejną interesującą książką.

Gdy po 5 latach ciężkich i wymagających studiów w końcu wróciłam do rodzinnej wsi, by założyć rodzinę i otworzyć swoją firmę, było dla mnie rzeczą naturalną, by odwiedzić równiez miejsce dobrych wspomnień mojego dzieciństwa. Ale...

Po przeprowadzce wciąż nie potrafiłam znaleźć na to czasu. Byłam zbyt zajęta rozkręcaniem firmy i opieką nad starszą już matką, by choćby na 5 minut zatonąć między znajomymi grzbietami książek, choć już bardzo do tego tęskniłam. Przyłapałam się nawet na tym, że parę razy śniło mi się, iż spaceruję znów po mocno wyszorowanej, drewnianej podłodze i wdycham słodki zapach wiedzy, delikatnie wymieszany z wonią stęchlizny.

Po kolejnym śnie tego typu postanowiłam sobie w duchu - dziś będzie ten dzień. Wstałam, ubrałam się i nawet nie myjąc zębów zbiegłam prosto do garażu. Dziesięć minut później stałam już przed budynkiem.

Biblioteka szkolna umieszczona w budynku szkoły podstawowej w P. bardzo się zmieniła - odczułam to od razu po przekroczeniu progu. Stojąc w drzwiach wejściowych, na wprost miałam pięć regałów z książkami, jak zawsze - lecz teraz były to nowe, sosnowe półeczki, które zastąpiły te stare, przeżarte przez korniki i poobklejane niezliczonymi gumami do żucia. Po prawej stronie miałam stanowisko do oprawiania i katalogowania książek, gdzie sama niekiedy siedziałam w trakcie lekcji i pomagałam bibliotekarce (która była niezbyt miła, ale chociaż się ze mnie nie śmiała) obklejać przezroczystą, błyszczącą folią najnowsze nabytki biblioteki. Za tym stanowiskiem dawniej znajdowało się Antyczne Biurko pani A - wielkie co najmniej jak krowa i równie ciężkie, ze sprytnie podnoszoną częścią blatu, niczym w starych barach.

Teraz w miejscu Antycznego Biurka stało Nowoczesne Biureczko. Miejsce honorowe na blacie zajmował biały, płaski ekran komputera (kiedyś była to sterta tych śmiesznych szufladek, w których trzyma się kartę każdej z książek). Nastąpiła również inna istotna zmiana - za Biurkiem zamiast pani A siedział jakiś mężczyzna.

Skinęłam mu głową, imitując w ten sposób "dzień dobry" i zanurkowałam między półkami. Przeciągałam palcami po grzbietach, większości nieznajomych i - zupełnie jak gdybym znów miała 8 lat - szurałam tenisówkami po mocno wypastowanej, drewnianej podłodze. Wchłaniałam tą cudowną atmosferę ciszy i ekscytacji - poszukiwanie wiedzy zawsze wiąże się z jakimś rodzajem ekstazy, nieprawdaż?

Obeszłam trzy z pięciu regałów - i zorientowałam się, że coś tutaj nie pasuje. W miejscach, gdzie poszczególne działy stały od powstania biblioteki, było teraz coś zupełnie innego. Poza tym widziałam póki co tylko trzy tabliczki - horror, kryminał i "marzenia senne".

Lekko skonsternowana, postanowiłam podejść do owego mężczyzny, siedzącego za blatem. Wychyliłam się zza regału, by przekonać się, że mężczyzna zniknął. W tym momencie usłyszałam za plecami ciche "hm" i aż podskoczyłam. Odwróciłam się by się przekonać, że bibliotekarz stoi dokładnie za mną. Dokładnie w momencie, gdy zaczęłam go potrzebować.

- Przepraszam - wyszeptałam, rumieniąc się mocno. Dopiero teraz przyjrzałam mu się uważniej. Miał około 30 lat, ciemne włosy i intensywnie niebieskie oczy. Policzki pokrywał mu dwudniowy zarost (co zawsze uważałam za pociągające), a czarny pleciony sweterek nieudolnie ukrywał dobrze rozbudowane mięśnie. Był postawny i wyższy ode mnie o pół głowy. Wycelował we mnie palec i dopiero wtedy zauważyłam jedyną rzecz niepasującą do całości - miał na dłoniach skórzane rękawiczki.

- Czego szukasz, kochanie? - odpowiedział równie cicho, posyłając mi oślepiający uśmiech gwiazd filmowych. Miał niski, lekko chropowaty głos od którego znów zrobiło mi się gorąco. Mimo to poczułam lekki niepokój. Ludzie na codzień nie uśmiechają się w ten sposób, a na pewno nie w takich miejscach. I ten zwrot "kochanie"...

- Właściwie chciałam tylko zapytać, co stało się z resztą książek. Przychodziłam tu, gdy byłam dzieckiem iii...

- Cśśś - odpowiedział, kładąc mi dziwnie szczupły palec na ustach. Poczułam ohydny smak skóry i instynktownie cofnęłam się o krok. W tym momencie się zreflektował, a na jego policzki wpłynął lekki rumieniec - Przepraszam, kochana. Nie powinienem był cię dotykać. Więc mówisz, że przychodziłaś tu, będąc małym dzieckiem?

- Taaak - odpowiedziałam niechętnie. Coraz bardziej nie podobała mi się ta sytuacja i postanowiłam się wycofać - Ale może przyjdę innego dnia, gdy...

- Ależ nie! - przerwał mi gwałtownie. Towarzyszyły temu zamaszysta gestykulacja i kolejny przerażający uśmiech z serii zbyt szerokich i zbyt obłudnych - Proszę, powiedz mi czego pragniesz, kochana?

Jego sposób wypowiedzi był bardzo dwuznaczny, mimo to postanowiłam dać mu szansę. Może był to jego pierwszy dzień i nie wiedział za bardzo, jak ma się zachować?

- Poszukuję książki "Kolacja na Titanicu" - odpowiedziałam, odruchowo rozglądając się po regałach - Gdyby jeszcze gdzieś tu była, chętnie bym ją wypożyczyła.

- Rozumiem - odpowiedział. Ujął mnie za ramię i poprowadził w kierunku swojego stanowiska, zaciskając nienaturalnie kościste palce na mojej skórze - aż przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Mimo to dałam się poprowadzić do Nowoczesnego Biurka i posadzić na równie Nowoczesnym Krześle, obitym ciemnoczerwonym materiałem i niespodziewanie wygodnym.

Sam obszedł całe stanowisko i usadowił się naprzeciwko mnie. Palce w rękawiczkach zatańczyły na klawiaturze, ożywiając ekran komputera. Zaczęłam się rozglądać niespokojnie w poszukiwaniu jakiegokolwiek sprzymierzeńca w razie gdyby próbował mnie napastować - niestety, nikogo więcej nie było w pomieszczeniu, przynajmniej w zasięgu wzroku. Byłam zdana całkowicie na siebie.

- Zobaczmy... - zamruczał, całkowicie pochłonięty informacjami na monitorze. Po około minucie wykrzyknął radosne "aha!", po czym zwrócił się do mnie - Twoja książka została niestety zarchiwizowana w 1999 roku, po czym przekazaliśmy ją na cele charytatywne.

- To niemożliwe - wykrztusiłam - W 1999 roku miałam 8 lat, czytałam ją tutaj, w tym miejscu!

- To niemożliwe, kochanie - powtórzył za mną jak echo. Kolejna demonstracja idealnego uzębienia i kolejny kontakt fizyczny - położył swoją dłoń na mojej, spoczywającej na biurku. Strząsnęłam ją niecierpliwie - Musiałaś czytać ją gdzieś indziej, lub dostać od kogoś. Wspomnienia bywają okrutne, lubią się ze sobą mieszać. Im jesteśmy starsi, tym pamiętamy mniej, choć wydaje nam się, że coraz więcej...- pokręcił ze smutkiem głową, wciąż jednak nie ścierając z twarzy tego cholernego uśmieszku.

Miałam dość. Chciałam się stąd wydostać. Natychmiast.

- Dziękuję za pomoc - rzuciłam, zrywając się od Biurka. Przez ramię rzuciłam jeszcze - Gdyby jednak okazało się, że gdzieś się znalazła, to proszę...

- Zadzwonić do sklepu? - odezwał się. Głos był blisko, brzmiał niemal jak szept - aż poczułam ciarki na całym ciele. Odwróciłam twarz za późno, by się zorientować - i wpadłam na niego z całą siłą człowieka oddalającego się szybkim krokiem, niemal biegiem.

Odbiłam się od niego jak piłeczka i upadłam. Oczywiście szybko wyciągnął kościste dłonie, próbując pomóc. Krzyknęłam i zaczęłam pełznąć tyłem po podłodze, nie odrywając od niego wzroku. Bałam się, że znów zjawi się tuż za mną, gdy tylko choćby mrugnę.

W końcu dopełzłam do Nowoczesnego Biurka. Czując oparcie za plecami, poczułam się trochę pewniej. Mężczyzna nie ruszał się z miejsca, wciąż uśmiechając się w ten sam, dziwnie przerażający sposób.

- Czego chcesz ode mnie?! - krzyknęłam. Sama słyszałam, że jestem na skraju histerii, jednak nie byłam w stanie już dłużej zapanować nad głosem. Cała ta sytuacja wyglądała jak wszystkie moje sny o bibliotece, od kiedy wróciłam do domu - przerażająca i zbyt nierealna, by była prawdziwa. Ale jednak to działo się naprawdę. Czułam promienujący ból w kręgosłupie (od upadku) i metaliczny smak w ustach (prawdopodobnie przygryzłam sobie język).

Bibliotekarz powoli zbliżał się do mnie. Przypominało to zabawę w raz dwa trzy baba jaga patrzy - za każdym razem gdy mrugnęłam był coraz bliżej, mimo że człowiek nie miałby szans przebyć takiej odległości w takim czasie, nawet zbytnio nie poruszając nogami.

W końcu się zatrzymał, około metr ode mnie. Mimo iż wiedziałam, że jest tylko o pół głowy ode mnie wyższy, wydawał mi się wielki jak góra - miałam wrażenie, że końcówkami włosów musnął jedną z lamp umieszczonych pod sufitem.

- To ja zapytałem, czego chcesz - jego głos nie był już miły, zniknął też obłudny uśmieszek. Teraz przypominał raczej warczącego psa - Ty głupia dziewucho! Czego chcesz najbardziej od życia?

Zadrżałam. Miałam wrażenie, że jego twarz się kurczy i zmienia, przybierając rysy starego, wściekłego mężczyzny z rodzaju tych, których zawsze wszyscy się boją.

W tym momencie wyszło na jaw całe moje wychowanie i uprzejmość. Mimo panicznego strachu moja podświadomość podsunęła mi wszystkie te momenty, gdy moja mama odpytywała mnie z treści lekcji po szkole. Gdy źle odpowiedziałam, obrywałam. Wszystkie starannie wpojone zasady i zakodowany lęk przed bólem sprawiły, że mu odpowiedziałam.

- Dziecko - wyszeptałam, nie patrząc mu w oczy. Utkwiłam wzrok gdzieś w wyszorowanej, drewnianej podłodze - Chcę dziecka. Ono wszystko naprawi i poukłada...

Spojrzał na mnie z lekkim politowaniem i podszedł o kolejny krok do przodu. Odzyskał normalny wzrost, choć twarz starca wciąż pozostała. Prawą dłonią sięgnął do lewej i zsunął skórzaną rękawiczkę, odsłaniając...same kości, połączone ścięgnami. Nie miał skóry ani paznokci, zupełnie nic - tylko białe niczym zęby w przerażającym uśmiechu kosteczki.

Wyciągnął do mnie dłoń. Odruchowo próbowałam się wycofać i rąbnęłam z pełną mocą tyłem głowy o bok Nowoczesnego Biurka. Przed oczami zatańczyły mi czarne punkty. W tym momencie poczułam obrzydliwy dotyk na moim czole. Zimne, przerażająco ostre kostki i cała sytuacja sprawiły, że nie wytrzymałam napięcia - i zwyczajnie zemdlałam. W ostatnich sekundach wydawało mi się, że słyszałam "dostaniesz, czego chcesz"...ale mogło mi się tylko wydawać.

Obudziłam się w szpitalu. Już piętnasty dzień tutaj leżę, ale dopiero dziś byłam w stanie zebrać się i spisać w słowa te rzeczy, które się tam wydarzyły... Bo podobno wcale się nie wydarzyły, wiecie?

W moim domu wybuchła butla gazowa, w nocy. Mojej mamy niestety nie udało się uratować - choć lekarze próbowali mi tłumaczyć, że nie cierpiała, wiedziałam swoje. Na wskutek wybuchu nie miała szans - zginęła od razu. Bardziej martwili się o mnie. Przebudziłam się dopiero po trzech dniach śpiączki na wskutek małego dostępu tlenu. Bez uszkodzeń mózgu, za to...

W ciąży. Jestem w ciąży. Dokładniej w początku trzeciego tygodnia.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Spotkanie z diabłem?
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje