Historia

Odludki

Kzik 0 2 lata temu 323 odsłon Czas czytania: ~26 minut

Urywek z “Kroniki filmowej - Żniwny dzień w Odludkach”

*Błąd l z ł umyślny. Element z wymowy lektora w kronikach*

...W odciętej części pięknego kraju, modernizacja wkracza na pełnej prędkości do malych gospodarstw w tym cichym i uroczym zakątku Mazowsza, coraz glośniej pośród dzikich borów gra pieśń modernizacji. Okoliczni gospodarze z radością przyjmują mechanizację oraz najnowsze rozwiązania w prowadzeniu hodowli. Niedlugo wśród lanów zbóż zadźwięczy pieśń maszyn opuszczających fabryki w Plocku oraz na Ursusie. Milym jest widok rozwijającego się społeczeństwa w nowym zlotym wieku dla państw bloku wschodniego. Odludki czeka jeszcze dluga droga do zrównania kroku z pozostałymi państwami bloku wschodniego. Rozpadające się domostwa oraz zbyt odlegle zorganizowana zabudowa utrudnia komunikację między sąsiadami oraz zewnętrznym światem. Planowana jest budowa sklepu świetlicy oraz…[Następuje stopniowe ściszenie]

(Krótka notatka napisana do jednego z członków ekipy PKF)

Rysiu, materiał między piętnastą a siedemnastą minutą jest uszkodzony. Kto był przy kamerze wtedy?

~Leszek

(Na odwrocie notatki)

Tam plener w ogóle był do dupy i trochę mieliśmy problemów z nagraniami. To nie wina kamerzysty, raczej po prostu kamera się pieprzy.

~Rysiek

(Fragment listu Przeora Grzegorza Koncewicza do Wikarego Mateusza Soplicy, znaleziony w roku 1970 na terenie spalonej plebanii w Okutach.)

...Nie jest powszechnie wiadomym iż w Odludkach zły duch się czai. Lud tamtejszy, mimo że prosty, pracowity i pobożny, to i tak jest naznaczony piętnem ukrytym głęboko w historii. Jeśli zostałeś wysłany tam z kurii to musiał być ku temu dobry powód. Młody i pojętny jesteś, a i zaufanie w Bogu jest tu znaczące. Odludki to nie jest parafia dla księży, którzy chcą dożyć spokojnej starości. Musisz się opiekować nimi, nie czeka cię tu sielanka, cieniste gaje i serdeczne rozmowy przy suto nakrytym stole, a ziemia jałowa i twarda, jak i ci którzy na niej się żywią. Nie obawiaj się jednak ich spojrzeń i bijącego od nich chłodu. Potrzebują pasterza który o nich zadba, tak samo jak wszyscy błądzący po tym świecie. Dlatego nie spoczywaj na laurach w Okutach i odwiedzaj Odludki regularnie! Zaklinam cię, nie porzucaj ich! Służ jak najlepiej: słowem i czynem. Zapewnij sobie ich sympatię i bądź ich łącznikiem z światem zewnętrznym. Nie bądź ślepym ani głuchym na ich potrzeby. Nawet jeśli będą milczeć, to nie pozwól aby to była agonalna cisza.

Co do dziw nocnych, kształtów nieopisanych czających się w polach i niepokojącym wietrze, niewiele mogę ci poradzić. Jesteśmy świadomi, że nad Odludkami coś wisi, ale niestety nie możemy zrobić nic innego, jak tylko to obserwować. Wraz z tym listem wysyłam ci niewielki podarunek oraz adresy do zaufanych w tej sprawie osób. Jeśli niepokojące zjawiska się nasilą, pisz do nich bez obawy. Ojciec Kordecki jest wręcz przypisany do sprawy Odludków…

Fragment Notatki z “Gazety lokalnej” Okuty 1930 rok:

Pożar pola jednego z rolników! Dzieci spalone żywcem! Tragiczny wypadek czy ludzkie okrucieństwo? W nocy z siódmego na ósmego lipca, na niebie zauważono łunę, a ospałe ulice naszego miasta pokonała istna armia ochotników pędzących do niedalekich Odludków. Pole jednego z gospodarzy, Tomasza Brzozy, zapaliło się z nieznanych przyczyn i w błyskawicznym tempie zajęło się ogniem. Groźnego żywiołu nie powstrzymała rosa ani szybka oraz zdecydowana reakcja niewielkiej społeczności połączonej z wsparciem Okuckiej straży. Ogień pochłonął większą część zbiorów gospodarza. Kiedy żywioł już zelżał, w pogorzelisku znaleziono zwęglone zwłoki grupy dzieci. Policja stara się zidentyfikować trupy, jednak ich stan skutecznie to utrudnia. Nadal również nie ustalono przyczyny pożaru. W obszarze Odludków i okolic nie zgłoszono ostatnio żadnych zaginięć. Jeśli wiesz coś na temat takowych w ostatnim czasie, w tej okolicy, proszę skontaktować się z…

List Dominika Sallera do jego żony Eriki. Grudzień 1939:

Najdroższa!

 Piszę do ciebie ten list aby zapomnieć na chwilę o wszechobecnym mrozie. Mam nadzieję, że nie jest on tak dotkliwy u was jak tu. Hans źle znosił tę porę, tak samo jak mój ojciec. Mam jednak nadzieję że dajecie sobie radę tam i że nie psoci ci zbytnio. Chciałem ci zadać tak wiele pytań, napisać coś bardziej składnego… Niestety, wszystko o co chciałem się upewnić uciekło mi z głowy. Mam tylko nadzieję, że ten list dotrze do ciebie i to szybko.

 Ten kraj mimo, że cywilizowany i wykarmiony na osiągnięciach naszych poprzedników, nadal sprawia wrażenie nieokiełznanego i dzikiego. Jednak nie od strony ludu w tym przypadku. Musiałem zabić wielu ludzi Eriko. Nie znałem ich, nie miałem osobistego powodu ku temu. Po prostu, jako żołnierze musimy to robić. Oni rzadko oddawali cokolwiek bez oporu. Ponoć są bardzo zajadli. W Odludkach, miejscowości gdzie stacjonuję, ci ludzie są inni. Obojętni na wszystko. Nie przywiązują wagi do narodowości, jedyne co ich spaja to język i pochodzenie z tej małej wioski. Wszyscy zapisali się do volkslisty. Nie zauważyliśmy nawet kiedy wjechaliśmy do tej miejscowości. Tak wysokie były tam śniegi. Z miasta nieopodal mieliśmy tłumacza, lokalnego krawca, który znał chłopów. Oberleutnant Jurgen zezwolił mu na wywołanie ich i rozmówienie się bez rozwiązań siłowych. Pozwolili na obszukanie swoich gospodarstw i zabranie zapasów. Nie było również problemów z zapisywaniem ich na volkslistę. Spytali się czy postawimy jakichś żołnierzy u nich. Oberleutnant odpowiedział oczywiście, że to nie jest ich interes. Wieś nie była położona w strategicznym miejscu tak samo jak miasto. Może jakieś odsetki z uciekającej armii wroga mogły się tam dostać, ale nie w tym okresie... Jest strasznie zimno. Wydaje mi się, że w Odludkach jest najzimniej. Kunst, nasz tłumacz, mówił, że tak zawsze było w tym miejscu. Że tu dobrze nie jest. Oberleutnant spytał się go czy wróg może się gdzieś tam ukrywać. Wskazał, że kiedyś w Odludkach żyli smolarze. Nie wie jednak gdzie ta stara osada jest. Mieszkańcy tej wsi wiedzą, wczoraj z synem Kunsta i jednym z chłopów tam ruszyli. Nie wrócili jeszcze, a w nocy nie niosły się żadne strzały. Słyszałbym. Miałem wartę na skraju lasu i jestem tego pewien. Zajęliśmy chatę osoby która przewodzi tej społeczności i... czekamy. I ja tak obserwowałem las i tych rolników.

 Ten las był martwy. Nawet jeśli była to ostra zima, to ja czułem, że od niego bije śmierć. Te drzewa przypominały bardziej… postaci. Nie potrafię o tym myśleć normalnie, bo ta puszcza na to nie pozwala. Szczególnie kiedy wieje wiatr i te szare gałęzie powiewają. Najgorzej było wieczorem. Wtedy czerwone słońce biło po chatach, z których unosił się czarny dym. Światło wchodziło w mrok tej gęstwiny, a ta je odbijała. Nie zgadzała się na przyjęcie słońca w nieprzyjazną głuszę. Poświeciłem tam latarką aby to sprawdzić. Po prostu nie wierzyłem, że promienie słońca mogą tak niknąć.

Drzewa… Pamiętasz tę wycieczkę do Bawarii? Kiedy szliśmy tamtym lasem i tak się wystraszyłaś tego ruchu na pniach? Odskoczyłaś na widok tamtej wiewiórki, która tak szybko wbiegła na sam szczyt. Uważałem to za głupie i bezsensowne. Że to normalne dla natury, że coś musi być ciągle tam w ruchu. Ja nie wiem co… coś się tam ruszało... Ale nie należało to do naszej natury. Ciężko mi o tym nawet mówić. Odczuwam.. .Uważam, że ten oddział już nie wróci. Obawiam się tylko… że będziemy musieli pójść do tego lasu. Patrzyłem się tam zaledwie chwilę i ja już wiem, że bardzo nie chcę tam wchodzić. Jeśli obrzeża tego lasku były przesiąknięte złem, to ja nie chcę wiedzieć co jest dalej.

Nie mamy tutaj łączności z nikim. Jurgen wysyła kogoś do miasta, aby z centrali nadał informacje do sztabu o podejmowanej przez nas misji. Nie przechodzi mi przez myśl aby doszło do dezercji. Może to da się normalnie wyjaśnić, ale po tej nocy... Nie. Nie wierzę w normalne wyjaśnienie tego co jest w tym lesie.

 Niedługo się dowiem co mieszka w martwym lesie. Mam tylko nadzieję, że nie dołączę do oddziału wysłanego jeszcze wczoraj. Wolałbym żeby ten list gdzieś zaginął, ale wtedy nie wiedziałabyś co się mogło ze mną stać.

Twój kochany Dominic.

Fragment z osobistego dziennika doktora Juliusza Kwietnia:

23.03.1919

 ...Stąd też mój postój i chwilowa służba na tej wsi.

* Pacjent, lat 10, zauważyłem oznaki chorób płuc. Oczy podkrążone, prawdopodobnym problemy ze snem. Sine plecy. Brak oznak przemocy domowej. Śluzówki uszkodzone. Chłopiec nie skarżył się na żadne choroby. Wynik wywiadu nie zgadzał się z moją obserwacją.

* Pacjentka, lat 13, oznaki chorób płuc. Oczy podkrążone, przyśpieszone reakcje, zauważalna nadpobudliwość. Brak oznak przemocy domowej. Śluzówki zanieczyszczone.

(Wysmarkała się w chusteczkę którą jej dałem. Zaobserwowałem mniejsze zabrudzenia i gęsty śluz. Teoretycznie może to być wina zabaw w lesie i osadzania się różnych brudów w nosie.). Dziecko nie skarżyło się na żadną chorobę. Zaobserwowałem intensywny kaszel i odrywającą się z nań zawiesinę. Na szczęście nie zauważyłem śladów krwi.

*Pacjent, lat 15, jestem święcie przekonany, że posiada jakąś chorobę płuc, ma oczywistą bezsenność i problemy z nadpobudliwością. Byłem zmuszony podać mu środki uspokajające. Nie skarżył się na choroby. Po nim widać minimalne oznaki przemocy domowej. Aczkolwiek...Nie jestem w stanie potwierdzić z pełną pewnością czy pręgi na plecach chłopaka są wynikiem paska czy pejcza. Nie są proste, zaginają się pod dziwnymi kątami. Ten jednakże nie miał problemów z odkrztuszaniem i oddychaniem. Oprócz tego odrażającego kaszlu.

*Pacjent, lat 17, brak wspomnianych powyżej objawów. Jedynie czerwone ślady na plecach. Nie są na pewno efektem paska ani żadnego narzędzia. Ich rozłożenie i kształt stawia mnie w kropce aby ustalić jakąkolwiek przyczynę tych dziwnych odznaczeń na skórze.

Żaden pacjent jednak nie skarżył się na ból. Ani w związku z tymi objawami chorób płuc, ani z tymi pręgami. Może to wina jakiejś lokalnej rośliny, albo innego bardziej przyziemnego źródła tej przytłaczającej liczby zachorowań. Wszyscy mieszkańcy Odludków zachowują się dziwnie. Ich ruchy i nawet najprostsze prace wydają się wymuszone i tak mechaniczne... Ich głosy zlewają się w jedno. Nigdy nie krzyczą, nigdy się nie oglądają z zaciekawieniem. Są nerwowi. Nie reagują tak panicznie na nagłe dźwięki jak na ciszę. To ona pobudza w nich niewielkie pokłady adrenaliny.

Szczerze, cisza bijąca z tej puszczy też mnie przeraża. Wybrałem sobie tragiczne miejsce na wakacje, ale obserwacja tych ludzi i badanie tej sprawy jest mimo wszystko relaksujące.

Znajdę tyle ile trzeba, zapiszę i cóż... Pogadam z mieszkańcami i postaram się zwiedzić las. To tyle co mogę teraz zrobić.

27.03.1919

 Ruszyłem razem z Tomaszem do lasu. Dołączył do nas również jeden z chłopów. Był wdzięczny za wręczone mu lekarstwa, więc chciał się spłacić za pomoc. Zaprowadził nas w okolice grobli. Obrzeża puszczy odznaczały się przewagą grabów. Chudych i wręcz chorowitych. Ziemi nie pokrywał mech, a jedynie uboga warstwa listowia. To co mi się rzuciło najbardziej w oczy to plamy na drzewach. Często pojawiały się w okolicach korzenia i połowy pnia. Były czarne i rozpadały się w dotyku na popiół. Tomasz zaprzeczył jakoby może to być jakaś choroba, a wskazał, że to przypalenia.

Im głębiej się zapuszczaliśmy, tym bardziej robiło się duszno. W pewnej chwili nasze marynarki pokryły się sadzą, a po lesie unosił się smród dymu. Myśleliśmy, że coś faktycznie się pali, jednakże chłop, który z nami szedł nie zwracał na ten fakt uwagi.

Stanęliśmy na skraju grobli, która wręcz rozdzielała las na pół. Była ona głęboka na kilka metrów, a na jej dnie widzieliśmy żarzące się gałęzie. Tak po całej długości…

[Ogromny fragment dziennika jest podarty i podrapany.]

...isane, więc to jest niewiarygodne. Zostanę tu na noc i będę starał się zaobserwować wspomniany przez nich ewenement. Następnie pojadę do archiwum i dowiem się czegoś więcej o tym całym dworku.

 Kronika Pawła Boguckiego, Kamionki 1659.

...jakoby cosik, cud jeno w czasie próby dla narodu polskiego, tak i przewrotność szlachecka jest zatrważająca. Jednego dnia walczą z sobą, a drugiego z wrogiem, by potem ponownie wrócić do utarczek na miedzy. Nie da się nie zauważyć iż jakaś klątwa osiadła nad potomkami Piasta. Od wschodu Kozacy i zimny oddech cara, a od północy ród luterański. Koligacyje rodzinne, zawiść i gnuśność zabijają króla, magnata i pana na zaścianku. Takimi to, w wyniku kolejnych przekupności i roszad pospolitych by jeno jeszcze jeden krok postąpić, wsie Okuta i Odludki przypadły w posiadanie tajemniczego pana co prawa do tych ziem otrzymał za zasługi wobec boga i ludzi. Diabeł na niego wołali, furiat krewki jak Kmicic i w rzezi ponoć się lubował. Zabijał Szwedów, Kozaków, Rosjan, Tatarów, a i polskiej krwi jego szabla liznęła w pojedynkach. Postać jego jak legenda była przerażająca. Włos siwy jak gołębie pióro i twarz ściągnięta w grymas niepokojący. Postać jego jak tatarak - chuda i wiotka. Jakby zginała się w siodle podczas wiatru. Kołpak jego był bez piór, a żupan niby z trupa ściągnięty. Zajechał on pierwej do wsi i rozeznał się iż jest to ziemia płodna, lud obrotny i prosty. Krótko pytał, krótko odpowiadał. Ruszył potem do ukrytego dworku. Rezydencyja to była drewniana i niewielka, jednakże dobrze ukryta i spokojna. Nawet najgorszym mrozom się opierała ze spokojem, a dobrze zadbana, prosperowała…

...na Ujście pojechał, aby tam Szwedom pierwsze krwawe razy zadać i regimentom królewskim zebrać się. Sam do pospolitego ruszenia dołączył kompanię najemników węgierskich. Wszyscy byli jednakowo umundurowani, w czarne kontusze i brunatne kołpaki. Do tego każdy nosił przepastną chustę na szyi karmazynową. Nie było ich wielu. Może ze stu. Każdy pod konia i w ekwipunek przy siodle. Wozów i pocztów z zaopatrzeniem nie stosowali, a ponoć grabieżą wszelkie potrzebne dobra wymagali. Jego żołnierze byli milczący i aura pomoru roztaczała się wokół nich. Nie tak jak u innych kompanii gdzie odczuwalnym był wojskowy rytm i wojowniczy popęd do upojenia szabelki posoką. Każdy miał bandolierę, parę pistoletów i karabelę prostą, ale i to nie było normą, gdyż zdarzały się i szpady francuskie albo i pałasze. Może jedynym osobistym i unikalnym jak i te chusty elementem wyposażenia były krótkie noże o zakrzywionych ostrzach. Niektórzy trzymali przy sobie butelki owinięte szmatami…

...wrócił wściekły jak diabeł i zniesmaczony zdradą rodaków zajechał na swój szaniec, nie chcąc się oglądać na świat…

Zima roku 1659 dla Odludkowego zaścianka była ostra i gwałtowna. Nie było dnia, kiedy to ostre kawałki lodu rozbijały się o ściany chat gdzie tlił się niewielki ogień. Roku 1659 dochodziło do wielu dziwów które padły na tę niewielką wieś i najbliższe od niej Okuty. W środku żniw ponoć miało dojść do gwałtownego ochłodzenia i opadów śniegu, wiosenne zasiewy miały zostać zmyte przez tygodniową ulewę, która niemalże podtopiła wieś. Jesień była sucha, a owoce w drzewach nie obradzały. Zwierzyna w lesie wycofała się jeszcze dalej albo totalnie zaniknęła, a leśne runo wyparowało, jak gdyby jakaś podstępna siła chciała zniszczyć Odludki przez brak możliwości przetrwania. Ta sama jednak siła nie dała jednak im zginąć w czasie tej okrutnej zimy. Pan na zaścianku jednak siedział i jakby chciał aby świat o nim zapomniał. Nie dało się… Często wieś nocą przecinały milczące orszaki kolejnych Karmazynów.

Lód zastygł we wsi i wszystko jakby stanęło dla nocy dziesiątego grudnia. Mówi się, że nawet drzewa jęczały przez mróz i buczący między nimi wiatr…

Fragment pamiętnika poety Mikołaja Koguta Pierzyńskiego z nocy Dziesiątego na Jedenastego Grudnia 1659:

...niebo złowrogo się zaćmiło i jakby na nim zawisł podstępny lód i cały firmament okleił się tą dziwną warstwą. Na placu targowym błysnęły tłumnie ostrza. Wojewoda zajechał osobiście ze swym Orszakiem. Na Odludki się wybiera, aby zabić w zarodku zdradę. Tłumnie się do tego pana lud zagraniczny zbierał, a i on sam coraz częściej dziwnym praktykom oddawał. Podróżni ze szlaków niknęli tak samo jak biedota i szumowiny wszelakie. Jatki miejskie jednak rzadko kiedy gościły kogokolwiek w swym wnętrzu. Jeno ruszyli zaraz i w oknach śpiących mieszkańców błysnęły światła z rozpalonych pochodni maszerującego wojska.

Pochód ten jeszcze długo przechodził przez główna ulicę, aby zniknąć za horyzontem który coraz bardziej zamarzał.

Tym się właśnie stał lasek przy Odludkach… chociaż nieraz spędzałem czas obcując z naturą i na papier przelewając te długie wycieczki po głuszy.

Do lasu przy tej wsi nigdy bym się nie udał, nie ma siły która by mnie tam zaciągnęła. Coś tam jest... Coś czego nie umiem określić, ale jednocześnie nie chcę tego zgłębiać.

Ktoś powiedział, że może wręcz sam diabeł tam sobie dworuje i równie chętnie zwiedza ten las jak i dworuje z biesami na Babiej Górze w czasie bezbożnych sabatów…

Notatki Alchemika Myclosa Nestójki, Praga 1600:

...Weźmiesz li włosia końskiego szczyptę i na brzozowym kołku wolę swą wypalisz za pomocą igły posrebrzanej. Skórę ludzką oprawisz i tym samym włosiem obszyjesz kolejne strony. Spisz inkantacje z księgi trzeciego wieku na pierwszej stronie, po czym zostaw ją do czasów następnego przesilenia.

Kiedy nadejdzie odpowiedni czas będziesz potrzebował jak największej ofiary, gdyż im większa ofiara tym silniejsza będzie manifestacja w księdze. Przy tuzinie, zapisanymi zostają dwadzieścia cztery strony. Rozumuję zali, że przy dwudziestu czterech, ilość stron będzie równa trzydziestu sześciu. Nie udało mi się jeszcze zamknąć tego tomu i doprowadzić rytuału do końca. Ważnym jest jednak, jeśli zamkniesz cykl, to przypieczętować zakończenie zapisu, gdyż możesz sam stać się pożywką dla tomu…

*Przebudzenie Draculi*

Ściągnięcie jego parszywego ducha z Lucyferskiego dworu nie jest najłatwiejsze. Zasiada ponoć w jego loży honorowej i zsyła zastępy Karmazynów aby zbierali krew dla niego, gdyż nawet śmierć, ból i potępienie nie odebrały mu jego pragnienia ludzkiej krwi. Nawet jeśli sam zły przystępował jego postępkowi, to wizje Hrodawy nie pozostawiają nam złudzeń. Zła czyha kara na tych którzy mu służą i tych co zbłądzili wobec pana w niebiesiach. Potrzebnym będzie odpowiednie ciało, chociaż udało nam się sprowadzić ducha Wergiliusza do postaci drewnianej kukły. Niewykluczonym jest waga samego grzesznika i adekwatność materiału. Gdyż ta sama próba nie powiodła się przy próbie ściągnięcia Brutusa. Drewno nie wytrzymało, a sama manifestacja jego ducha była o wiele krótsza. Ważnym jest więc zmiana formy i materiału aby zakląć ducha w odpowiednim tworze.

Próba z odpowiednio naznaczonym ciałem w żelaznym odlewie powinna dać radę. Proces jednak będzie trzeba przeprowadzić w odpowiednich warunkach. Najważniejszym jest miejsce i pora.

Miejscu, z racji tego, że do ściągnięcia tak plugawej duszy, potrzeba jak najmniejszego rozdzielenia granic między naszym światem a Pandemonium. Zwykle miejsca pogańskich kultów najlepiej zaginają rzeczywistość. Kolejną kwestią jest czas. Z moich obserwacji gwiazdozbiorów i obliczeń, odpowiednią konfigurację planet, otrzymasz w przedziale Wrzesień - Grudzień 1659. Ważnym jest abyś podjął się rytuału w grudniu. Wtedy zima będzie na tyle siarczysta, że piętna którymi oznaczysz ofiarę odpowiednio zespolą się z żelazem w odlewie. Postać, po ostygnięciu będzie musiała zostać odpowiednio oznaczona aby ją zakotwiczyć w naszej rzeczywistości. Odpowiedź znajdziesz w księdze, ale nie wiem ile ofiar będziesz musiał złożyć aby zdobyć odpowiednie inkantacje spajające Palownika z naszym światem. Karmazyni powinni być tu przydatni, szczególnie ich kapelan. Nie mam jednak pomysłu na to jak można z nimi nawiązać kontakt oraz w ogóle przeżyć z nimi spotkanie. Sądzę, że potrzebnym będzie ktoś z jego rodu, albo chociaż jakiś drobiazg który sprawi, że nie rozszarpią cię w pierwszej kolejności…

Urywek z osobistego dziennika Mateusza Drozdowskiego, pseudonim “Boka” Lipiec 1952:

21/07/1959

 ...czele znalazł w największej chacie kilka Szmajserów. Po całej wiosce smolarzy łuski są porozrzucane jak szyszki po lesie. Miejsce jest bezpieczne, tak jak opowiadał Kotowski. Przeczekamy tutaj obławę, Ruscy raczej nie będą próbowali rzucać pomniejszych oddziałów na nasze pozycje, a za nim podciągną tutaj konkretne siły, to my już będziemy gdzie indziej. Opowiadano nam, że Niemcy tutaj zajechali i to się potwierdza. Pytaniem jest tylko co tu się wydarzyło, że są widoczne ślady walki.

23/07/1959

 Nemeczek mówi, że do wsi zjechał się spory oddział i wypytywali o nas. To jednak nie jest najbardziej niepokojące odkrycie. Wysłałem Czelego aby przetarł nam drogę i sprawdził czy jest jakaś droga na wyjście z bagien. Wrócił dość późno, blady jak sama śmierć i wychylił całą manierkę naraz. Zaciągnął mnie na bok i zdał całkowity raport z tego co tam widział. Opowiedział o nabitych na mausery gnijących zwłokach, o rozszarpanych resztkach i szkieletach w przepastnych dołach i jarach jakich jest pełno. O śladach walki nie wspominając. Tym bardziej straszna dla niego była nieobecność żadnych zwierząt w tym rewirze. Nie mamy wyboru i musimy udać się dalej, a wręcz jesteśmy między młotem a kowadłem i od radzieckiego młota, milszym mi jest nieznane kowadło.

I tak czy siak... Dla świata już od dawna jesteśmy martwi.

24/07/1959

 Ktoś nas wsypał! Od rana kurwa mamy na plecach obławę. Zaminujemy wioskę Smolarzy i tam zaprowadzimy ich fałszywym tropem. Przedrzemy się przez bagno, to lepszy los niż skończyć w mamrze.

Wycinek z “Gazety lokalnej” Okuty 1959:

Tragiczne znalezisko!

W nocy z 24. na 25. lipca, na terenie lasu doszło do strzelaniny, która postawiła na nogi wszystkich mieszkańców naszego miasta. Całe szczęście, stacjonujący na terenie miasteczka oddział wojsk wyzwoleńczych błyskawicznie zareagował i ruszył w głąb lasu. Po krótkim czasie okazało się iż była to grupa niemieckich dezerterów, która regularnie nękała okoliczne wsie, wymuszając jedzenie na klasie pracującej. Faszystowski pomiot został na miejscu rozbrojony i osądzony za dokonane zbrodnie. Smutnym jest jednak iż na terenie ich kryjówki w starej wiosce smolarzy, zostali znalezieni martwi gospodarze wraz z ich rodzinami. Całe szczęście sprawiedliwości stało się zadość i żaden rolnik ani robotnik nie padnie ofiarą tych okrutnych rozbojów.

Fragment prywatnej korespondencji między pracownikami kostnicy szpitalnej w Okucie z Grudnia roku 1978:

“Kurwa tych ludzi to pojebało z tymi samobójstwami. Nie mam gdzie już sztywnych upychać. Dobrze, że na dworzu tak jebie mrozem to zwłoki trochę potrzymają. Kogo mam odstawić dla tych łebków z Warszawy na jutro?”

~ Krzysiek

“Rozpiskę masz w wypoczynkowym, ponoć ktoś z góry chce tych wszystkich ludzi do zbiorowej mogiły wrzucić, bo każdy z nich to mieszkaniec Odludków. Zresztą wpadnij do Mańka o dwudziestej to jeszcze pogadamy.”

~Stefan

Billing z rozmowy między Tomaszem Karpińskim, pseudonim “Bas” i Piotrem Franczakiem, pseudonim “Krzyżak”. Wersja zawierająca brakujące kwestie, których oryginalny biling nie zawierał, Lipiec 1992:

[19:17:33]- Bas - Halo?

[19:17:37]-Krzyżak – Halo, kurwa?

[19:17:42] - Bas - No, panie Krzysiu, już tego asa odprawiam. Kazał pan dzwonić jak się ładnie rozkopie.

[19:17:50]- Krzyżak - Daj mi tego głąba.

{W słuchawce odzywa się rozstrzęsiony i rozpłakany głos, dopisek dla lektora}

[19:18:10] - Ha...Ha...Ha…

{w tle słychać głos Basa}

(Ale nie jąkaj się kurcze blade, tak nieładnie. Duży jesteś, składaj pełne zdania.)

..Halo?

[19:18:37] - Krzyżak - Wiesz za co tu jesteś?

[19:18:45] - Roztrzęsiony głos - N...N...nie?

[19:18:55] - Krzyżak - Ty, kurwa, dobry jesteś. Palisz głupa z środkiem bezpośredniej perswazji przy czole. Naprawdę się nie domyślasz?

[19:19:07] - Rozstrzęsiony głos - N...Nie? Panie Krzysiu, przysięgam, nie wiem…

[19:19:20] - Krzyżak - Daj mi Basa.

[10:19:40] - Bas - Tak?

[19:19:50] - Krzyżak - Przypierdol mu.

{Słychać głuche uderzenie. jakby nieco metalowe, jęk i kilka splunięć}

[19:20:56] - Krzyżak - Teraz wiesz za co?

[19:21:13]- Roztrzęsiony głos - Za...Wsypę…

[19:21:26] - Krzyżak - Noo...Trzeba było aż ci przyjebać aby przypomnieć ci za co będziesz wąchał kwiatki od dupy strony. No, ale nie wiedziałeś, że i psy cię wystawią. W każdym razie pomódl się i spierdalaj.

Koniec rozmowy

Billing z rozmowy między Tomaszem Karpinskim i Barbarą Karpińską, godzinę po rozmowie z Krzyżakiem .

{GŁOS OPERATORA}

Tu poczta głosowa. Po usłyszeniu sygnału, nagraj wiadomość

[20:22:22] - Bas - No hej, kochanie, niedługo wrócę. Spóźnię się trochę bo kapcia złapałem i jeszcze do tego sklepu muszę zajechać. No i może u Krzyśka na zakładzie coś będzie, to i zaraz założy…

{Wypowiedź zostaje przerwana przez głośny pisk i “kaszel” zacierającego się silnika. Jednocześnie słychać walnięcie i ciche “Kurde faja”. Następnie słychać dźwięk otwarcia drzwi. Kolejne kilka minut to dźwięki kroków na ściółce. Te milkną po pewnym czasie, a dźwięk lasu zostaje przerwany serią wystrzałów i przeciągłym gwizdem. Nie należy on do ptaka, gdyż jest on bardziej metaliczny. Dodatkowo dochodzi do tego dźwięk skrzypiącego metalu i niezrozumiałe rzężenie. Następnie nastaje cisza tak do czasu rozładowania telefonu.}

Fragment raportu policyjnego dotyczącego sprawy Tomasza Karpińskiego.

...Denat nabity na dół pełen kości w pozycji leżącej, plecami do ziemi. Większość ciała została obdarta ze skóry za pomocą noża. Kości były unerwione, a te jakby oplotły pozostałości denata. Na wewnętrznej strony prawej dłoni jest wypalone piętno aż do kości, prawdopodobnie odwołuje się do satanizmu, co może nasuwać teorię, że zbrodnia została popełniona na tle pseudo-religijnym. Niemożliwym jest na tę chwilę przeniesienie zwłok. Należy przeprowadzić dalsze śledztwo. Na obszarze opuszczonej wioski i lasu znajduje się więcej zwłok. Najstarsze z nich są datowane na lata dwudzieste XIX wieku...

Odzyskane nagranie z kamerki Go Pro należącej do Kamila Kacperskiego. Uznany za zaginionego dnia 10/07/2015. Na filmie widać też Karola Kłaczyńskiego, również zaginiony

-...Działa już?

- No...Czej, przejadę trochę po drzewach... Tu się da znowu narrację.

- Kurwa, chce ci się takie rzeczy opowiadać?

- Ludzie to lubią. Zaparkuj tu.

- A psy albo jakaś ochrona?

- Czasem puszczają ciecia na obchód, ale tak to nic…

- Od Maćka to wiesz?

- Ymh…

- Dobra...To czekaj…

{Słychać dźwięk gaszonego silnika i trzaskających drzwi.}

- Tu powiem ten początek...Ekhm...Znajdujemy się niedaleko opuszczonej wsi oraz lasu, nasz Urbex może być pierwszym w ogóle nagraniem tego miejsca. Dowiedzieliśmy się o niej od zaufanych osób, o któryvh tutaj nie wspomnimy. Z researchu, który nie był zbyt owocny... Okazuję się, że pod koniec lat siedemdziesiątych ilość mieszkańców tej wioski zmalała do zera. Nie da się tego wytłumaczyć. Przycisnęła ich bieda? Niezbyt przyjemna lokalizacja? Fala przesiedleń. Nie ma jednoznacznego powodu na ten zanik. Jednakże z samą wsią jest związana kilka innych ponurych ciekawostek.

[Cięcie, kolejny fragment]

- Zobacz jaki porządek. Jakby ci ludzie niedawno wyszli stąd…

- Gdyby nie ten kurz... Zobacz jaka wilgoć. Tu jest grzyb… Uła…

- No prawda... Jakie to smutne, no jakby mieli zaraz wrócić. Tam teraz chodź.

{Seria kroków po podłodze, a potem po ziemi}

- O... Kluczyk pod doniczką. Cóż... Jakby wyszli tylko na chwilę… Ty, a to jest to... Do przędzenia, tak? Jak to się nazywało?

- Kołowrotek, chyba… Tu... Ty, to jakby ołtarz. Ikona... Ładna i sporo zwiędłych kwiatów.

- Grzyby pod sufitem. Dziwne, że myszy się nie zalęgły. Widziałeś gdzieś odchody?

- Nawet w stodołach nic nie znalazłem, a na strychy właziłem...

- Zwierzęta może pouciekały albo sami je powypuszczali, to jest możliwe.

{Ponownie skrzypnięcie drzwi}

- O kurwa! - {Uderzenie o ziemię} - Ja jebie. Kamil, kurwa, spójrz!

{Kilka kroków i również uchylenie drzwi.}

- O chuj… No to kwestia myszy sama się rozwiązała.

- Ale, że kurwa na gwoździe?

- Pojebane, ale przeżywasz fakt jakbyś nie widział gorszych rzeczy…

- Wytniesz to?

- Ta... Mam wybór?

- Cenzura?

- Pomyślę o tym potem… Chodź, bo zbladłeś jakby ci ktoś powiedział, że RKS spadł do trzeciej ligi.

- Nie.. Nie.. Jest mi lepiej…

- Oddychaj…

- Już mi lepiej... Luz...Gdzie dalej?

- Chciałem jeszcze sprawdzić tamten ciągnik samoróbkę…

- Ty, a to nie jakiś starszy Ursus?

- Nahhh… Zrobię z dwa ujęcia i się spytam po prostu.

- W ogóle… Widziałem, że trochę zboża było tam. Nawet ptaki nie wleciały aby coś takiego zjeść?

- No jak kurwa myszy tak pozabijało, to może inne zwierzęta podświadomie się boją do tego zbliżać.

- Menele też unikają okolicy. Żadnej Amareny, Siarofruta, Komandosa…

- Ty, jeszcze tam nagraj... Patrz... To jest ta... No... Gunicha!

-Heh… Jak?

- Tak moja babka na to wołała... Gunicha…

- A to nie “Warta”?

- “Warta” to była jak z fabryki wyjeżdżało, to raczej samoróbka.

- A to wóz konny... Z dyszlem pod ciągnik…

- Jakiś spryciarz tu mieszkał… Żeby tak samemu poprzerabiać maszyny spinane w konia, na ciągnik... I jeszcze traktor zbudować?

- O... Tu, za płotem. - {Słychać dźwięk ruchu, coś podzwoniło... Ogólnie przeskakują przez płot} - Ten to miał sprzęt… Pa… Anna, a tu C-325… To nie był sprzęt dla PGR tylko?

- Kurwa, mnie się pytasz? Nie wiem… To chyba było tak, że jak chciałeś to mogłeś sam sobie gospodarzyć. Ten to miał sprzęt…

- Gdzie teraz?

- Do domu, a potem do lasu... Tam ponoć jest jeszcze jakaś stara wioska smolarzy.

- Znajdziemy to w ogóle?

- Yhm... Jest na obrzeżach bagien. - {Szelest papieru } Gdzieś... O.. tu..

- Skąd masz tę mapę?

- Mistrz Y’berion mawiał…

- Dobra, dobra... Nie było pytania... Idziemy…

[Cięcie]

 {Nagranie się wznawia, słychać kroki po ściółce}

- Może spadajmy stąd... Aż mi dzwoni od tej ciszy… Nie czujesz tego, Kamil?

- Emm... Słucham?

- Zbierajmy się, tu nie jest dobrze... Nie czujesz tego?

- To nuć, wtedy poczujesz się lepiej... A jak chcesz to spasuj, ja dokończę nagranie i się cofnę.

- Nie no... A mogę szanty?

- Ehhh...Dobra, dogram ze studia...Dawaj…

- Pierwszy raz kiedym stanął w La Valette… {Nuci cicho tak aby nie zaburzać, a jednocześnie dodać sobie po prostu jakiejkolwiek otuchy… Chód i nucenie trwa tak długo, kiedy w końcu obaj stają.} - Co masz, Kamil?

- Patrz… Należał do...Do..minic...S..ler…Szwabski nieśmiertelnik… No proszę… Wiedziałem że Ruscy tu stacjonowali przez jakiś czas, ale sądziłem, że Niemcy siedzieli w miasteczku.

- Widać coś ich tu ściągnęło. Może wieśniacy wzięli ich w pułapkę... Albo z Ruskimi w lesie walczyli…

- Nie wiem... No cóż.. Idziemy dalej, co nie?

- Wolałbym darować sobie to na tę chwilę... Jak tu byli wojskowi to możemy się na jakąś minę wpieprzyć…

- Nahh...Jak? Z wioski ludzie rozbrajali żeby się ktoś na to nie wjebał... Zresztą, jeszcze chwila… Chcę chociaż to zobaczyć i nagrać.

{Cisza przecinana jedynie szmerem liści i trzaskiem gałęzi}

- O cie chuj… Kamil, patrz.

{ Dłuższa chwila czasu, cisza. Potem bieg przez dłuższą chwilę. Potem słychać ciężkie oddechy. Kamil wymiotuje}

- Basta... Uff... Spieprzajmy stąd i zadzwońmy po kogoś… Jezusie... Ile on tam wisiał? Co było na jego twarzy?

- Ja.. Ja.. Ehhh... Jakby... Ktoś mu podżegaczem w twarz pierdolnął…

- Przyjrzałeś się temu? - {Słychać kaszel i kilka splunięć}

- Co ty... Nie wiem... To chyba był ksiądz... Sutannę niby miał…

{Znowu chwila ciszy}

- Karol... Schyl się powoli... Widzisz to?

- Yhymm…

{Kolejne kroki}

- Co tak mogło rozjebać płot? Jakby… Pazurami... Bo to nie jest pocięte...

- Ja mam inne pytanie... Ten płot miał nie wpuścić nas tu... Czy tego co tu jest na zewnątrz…

- Racja... Spadajmy stąd..

{Nagranie urywa się i zostaje wznowione w momencie, kiedy Karol wpada do jaru. Do tego dochodzą ciągłę trzaski i skrzypienie czegoś zardzewiałego. Obraz jest uszkodzony i ciemny. Po spadnięciu na dół chłopak się czołga i ponownie wpada, tym razem jedna do tunelu przez który biegnie. Staje na dłuższą chwilę i siada w kącie. Wyczerpanym głosem stara się uspokoić}

-...Hej...Hej...Hejha..Ko...kolejkę nalej...To zrobi doskonale mo...morskim...Opo...wieściom...Ehhh… - {Skrzypienie się nasila, kilka mięsistych uderzeń, jakby na twarz} - Ju...Już...Niedaleko...

{Bieg przez korytarz i czołganie przez ściółkę jest przecinane trzaskiem drzew i piorunów oraz niezrozumiałymi szeptami}

- ZAMKNIJCIE SIĘ! BŁAGAM ZAMKNIJCIE SIĘ W KOŃCU!

{Znowu bieg, czołga się, jęczy i obija. Słychać rozrywany materiał i upadające przedmioty. Go Pro rozpala się na chwilę i przedstawia deskę na kórej coś wyryto}

- Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie…

{Ponowne czołganie. Bieg po ściółce. Nie słychać go jednak. Jest zagłuszony przez niezrozumiałe krzyki i głosy, strzały, pioruny i trzaski łamiących się drzew. Wszystkie dźwięki się mieszają coraz bardziej i nasilają do momentu, kiedy słychać jeden wielki trzask (miny) i uderzenie kamery oraz resztek samego Karola o ziemię. Wszystko milknie, a resztki Karola które powoli się czołgają są odciągane przez metalową rękę. Słychać syk i krzyk walczącego o resztki życia. Jednak jest on daremny. Skrzypiący dźwięk oraz młodzieniec są coraz cichsi i cichsi…

Liścik Księdza Mateusza Soplicy do Andrzeja N.

 Gdyby wszystko w naszym życiu leżało na talerzu, złożone i po prostu podane do ust, miałoby to jałowy posmak. Doprawdy... Zbierałem to wszystko przez całe moje życie. Zostawiam to wszystko tobie przyjacielu, gdyż mnie brak już sił. Nie wiem jak to zakończyć.. Cały obraz się łączy i wystarczy uporządkować wszystko by ujrzeć skalę tego wszystkiego. Prosiłeś mnie od dawna abym podzielił się z tobą tą historią, więc i masz wraz z tym listem i paczką to wszystko co udało mi się znaleźć, uchować i wybłagać od znajomych. Wolę skazać to na zapomnienie i po prostu pozwolić ci dać zaowalowany przesąd, gdyż wiem żeś lojalny i uchowasz tę sprawę i zostawisz potomnym przestrogę o igraniu z siłami, których nie rozumieją. Ja ten kielich goryczy odsuwam, gdyż za długo z niego piłem. Dziś spróbuję podpalić las, chociaż wiem, że to jałowy wysiłek. Moje sumienie nie pozwala mi zostawić tej sprawy samej sobie… Porzuciłem moją posługę tam, gdyż już nie umiałem. Podpaliłem tę plebanię tylko po to by uciec… I wiem, że nawet u Boga nie czeka mnie przebaczenie za ten grzech tchórzostwa i zdrady... Moja kara jednak na mnie czeka, gdyż i mnie ten potwór naznaczył. Wolę więc pójść sam do jego leża, niż kazać mu wyjść po mnie.

Czuję, że w końcu zasnę snem spokojnym

Mateusz.


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje