Historia

„Elza” – Pandemic #1.29/E7z4

jeana 10 9 lat temu 8 880 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Rok 2016, 20 Marca – Rok 2025, 18 Sierpnia

Kolejny męczący dzień pracy w korporacji medyczno-militarnej. Nigdy dotąd nie pracował tak wytrwale nad nowym projektem ze swoją grupą. Każdy wcześniejszy kończył się fiaskiem lub odstawiany był do teczki „na później” po paru tygodniach.

Mark tworzył nową broń biologiczną. Cały swój czas poświęcał na mutowanie genu. Nowe symptomy nie kolidowały kodu genetycznego i szybko się asymilowały. Jednakże, inaczej można było stwierdzić z uodparnianiem biologicznego wirusa na lekarstwa i sytuacje atmosferyczne. Niektóre z nich nie dawały pozytywnych reakcji. Chłód i ogień nadal unicestwiały wirusa. Nie wspominając już o przeszczepach wyniszczonych czy zdeformowanych partii ciała i wnętrznościach, a także krwiolecznictwo.

Badania trwały już od ponad pięciu lat. Wciąż gromadzone dane i testy na szczurach laboratoryjnych nie zniechęcały do odłożenia fiolek broni biologicznej na półkę. Mark Logan nie umiał przestać w tym czasie, kiedy testy kierowały się w dobrą stronę. Tej broni biologicznej oddał wystarczająco wiele. Jego podwładni już nie raz w porze lunchu obgadywali swojego „kierownika” nazywając go obłąkanym. W każdej plotce czy kłamstwie istnieje ziarenko prawdy. W tym przypadku Mark Logan miał obsesję na punkcie projektu. Często zostawał po godzinach, aby testować i notować obserwacje zachowania wirusa. Pewnego dnia, kiedy został sam na sam z fiolką, musiał nadać mu nazwę. Ostatni projekt nazywał się „Morfeusz #0.078/U5P1”. Bakteria broni biologicznej miała powodować natychmiastowe duszenie ofiary i stopniowe zapaści serca. W skutek czego zainfekowany miał umierać po niespełna dwudziestu godzinach. Niestety, „Morfeusz” nie został zaakceptowany. Na domiar złego „Sennego Duszka” zniszczono i odnotowano w aktach jako bezużyteczny. Po niecałej godzinie Mark zanotował kilka nazw dla swojego dzieciątka. Naprawdę nie mógł się zdecydować, jednak znalazł sposób. Wziął w dłoń długopis, drugą miał obracać kartkę. Zamknął oczy, aby po chwili trafić w nazwę.

„Elza #1.29/E7z4” zajęła honorowe miejsce w zatwierdzonych aktach. Mark był wniebowzięty, kiedy po kolejnych wzlotach i upadkach przy pracy, „Elza” została wreszcie ukończona. Po dziewięciu latach, czterech miesiącach, dwudziestu dziewięciu dniach i pięciu godzinach pracy, Mark poczuł się dumny. Stworzył niespotykanie potężną broń biologiczną, która niszczyła w czasie pięciu dni pięćset tysięcy zakażonych ludzi. Niestety chwile chwały ustały, kiedy dowiedział się, że jego małe dzieciątko zostanie szczelnie zabezpieczone i oddane do schronu. Miało minąć wiele lat, kiedy mógł nastać moment użycia broni. Nikt nie chciał, aby taka broń dostała się w niepowołane ręce. Jednak Mark nie potrafił opamiętać się z szaleństwa, jakim stała się dla niego „Elza”. Chciał ją mieć przy sobie. Pragnął zachować ją, w szczelnej, małej ambonce, w tajemnicy.

Zawsze pod koniec projektów, człowiek odpowiedzialny za zwierzęta laboratoryjne, musi się ich pozbyć. Tak zwana brudna robota dla ludzi bez sumienia. Mark doskonale o tym wiedział. Specjalnie parę dni wcześniej przyszykował w swojej ambonie miejsce dla honorowego szczurka. Tuż przed dniem zabijania lub wywozu martwych zwierząt, Logan zamówił identyczne zwierze. Ludzie wystraszyli się na wieść o tym, że szczur ze świeżym genem „Elzy” zbiegł. W porę Mark złapał zainfekowanego szczura i bezzwłocznie podmienił go zwykłym. Wszyscy uwierzyli.

W domu Mark zaopiekował się szczurem, jak tylko umiał. Nie skojarzył jednak istotnego faktu, że niektórymi z rozprzestrzenia się „Elzy” jest droga kropelkowa, jak też dotyk, ukąszenie czy krew. Nie zastosował się do obowiązujących klauzuli bezpieczeństwa. „Elza” już żyła w swoim środowisku, Mark Logan był jego pierwszą ofiarą.

Rok 2025, 8 Grudnia – Rok 2027, 12 Kwietnia

Mark Logan od dziecka mieszkał w Dover, w Wielkiej Brytanii, dopóki nie uzyskał pracy w korporacji wojskowej medycyny. Wtedy postanowił przeprowadzić się na jakiś czas. Nie sądził jednak, że wróci do rodzimego miasta po tylu latach. Rodzina szczerze i otwarcie powitała syna marnotrawnego. Obiecał, że już nigdy ich nie opuści, przynajmniej do momentu swojej śmierci. Dotrzymał słowa, kiedy po pięciu dniach padł trupem przed swoją fiolką i martwym szczurem. Od jego śmierci zdążył zarazić kilkunastu ludzi.

„Elza” szybko rozprzestrzeniła się po całym Dover. Społeczeństwo, w pierwszych dwóch dniach, miało objawy typowe, jak w przypadku grypy. Był to etap przygotowujący ciało do ewolucji. Nikt nie zwrócił uwagi na liczebność zachorowań. W późniejszym etapie, wirus infekował mózg, który powoli obumierał i przekształcał się. Tkanki mózgu deformowały się podczas fazy REM. W najgłębszym stanie fazy człowiek nie odróżniał rzeczywistości od mary sennej, więc ta część mózgu pozostawała jak najdłużej podtrzymywana przez „Elzę”. W nieświadomym śnie człowiek nie odczuwał fizycznego bólu, jednak był w stanie odczuwać bodźce zmysłowe zewnętrzne. Wirus stymulował układ nerwowy zainfekowanego, co zmniejszało odczuwanie wewnętrznych czynników. Kiedy wirus skończył deformowanie układu fałd mózgu, następował etap trzeci. Ludzie ze zmianami początkowymi nie byli w stanie normalnie funkcjonować. Potrzebna była stała opieka, którą oferował szpital. „Elza” coraz bardziej się rozprzestrzeniała, pomimo zastosowań higieny. W etapie trzecim obudzony człowiek wegetował. Nastawały zmiany w układzie immunologicznym i krwionośnym. Płytki czerwonych krwinek stawały się postrzępione i zanikały białe krwinki. Odporność zostawała niszczona do minimum. Jedyne, co zostawało bez większych zmian to gojenie tkanek skóry. Zmiany kolorytu skóry i pogorszenie zmysłów dotyku i wzroku pojawiały się w etapie czwartym. Również na tym poziomie polepszał się zmysł węchu i słuchu. Obumierały tkanki żołądka, gdzie wiązało się to z zanikaniem poczucia głodu. Zainfekowani nadal wegetowali. Koniec nadchodził z etapem piątym, kiedy wirus przekształcał kości i wzmacniał organizm do wyjścia z wegetacji. Piąty dzień był końcem życia człowieka, lecz nie w rzeczywistości. Pomimo że był to wirus, zachowywał się jak pasożyt, kontrolując ciało i umysł człowieka. W tym stanie człowiek, jako istota kierowana instynktem wirusa, szukał dalszego rozwoju. Szukał tak zwanych przyjaciół. Ewolucji i zmian.

Zaraz po zakażeniu Dover, wirus rozniósł się do pogranicza Wielkiej Brytanii. Zainfekowane komary, zwierzęta i ludzie szybko rozpowszechniły „Elzę”. Zarażone statki i samoloty wyruszały z portów nie zdając sobie sprawy, że stali się początkowymi nosicielami. Polska, Niemcy, Rosja, Ukraina, Dania, Belgia, Łotwa, Estonia i kilka innych krajów zostawała zarażana. Stopniowo wirus rozprzestrzeniał się do granic Europy, niszcząc rasę ludzką.

Istoty humanoidalne zabijały ludzi czymkolwiek się dało. Nie było schronienia, gdzie zwykli ludzie mogliby się ochronić przed pandemią. Zabijanie deskami okien i drzwi, ukrycie się w piwnicach – tylko tyle im pozostawało. Jakby nie patrzeć, takie zachowanie było bezsensowne. Istoty zawsze znajdywały ludzi. Zabijały, nigdy nie torturowały. Zabijały człowieka, rodząc w nim ruinę człowieczeństwa, tworząc nową humanoidalną istotę.

Osadę ostatnich ludzi dobrze utajniono. Bunkier w Kansas zwany jeszcze „Vivos Survival Shelter & Resort” miał na celu ochronienie rasy ludzkiej. Nie tolerowano tam nowonarodzonych, póki nie zmarła osoba śmiercią naturalną. Ciężkie warunki, jakie dawało im schronienie, sprawiły, że rasa ludzka osłabła psychicznie. Sądy kierowały się starodawnymi metodami, a Osadą kierował Król wybrany demokratycznie. Tego nikt się nie spodziewał. Ludzie z całej Ziemi cofnęli się w czasie behawioralnie, lecz nie technologicznie. Dziesięciu medyków pracowało nad szczepionką. Bezskutecznie.

Rok 2049, 29 Czerwca – Rok ZERO

Rokiem ZERO nazywano dzień Apokalipsy, był nim też dzień Zagłady. Dzień III Wojny Światowej Nuklearnej. Nic podobnego. Dniem Zagłady stały się poprzednie lata. Teraz rasa ludzka wegetuje.

Dowódcy Medycyny i Militarni zapowiedzieli dzień 29 Czerwca jako Dniem Zrzucenia Bomb Nuklearnych. Nikt nie był zdziwiony na taki akt. Nikt nie stanął przeciw, nie było buntowników. Wszyscy wiedzieli, że taki czyn musi zostać spełniony, nawet za najwyższą cenę. Ziemia była od wieków nadana rasie ludzkiej. Nawet takiej, która ewoluowała. Społeczeństwo Osady nie akceptowało „Elzy” jako nowej rasy powierzchniowej.

- Jak masz zamiar uaktywnić bomby? – Odezwał się jeden z dowódców.

- Myślisz, że do tej pory moi ludzie zajmowali się wyłącznie tym, jak wybić szczepionkę na powierzchnie? Kurwa, Rafał, bylibyśmy już dawno pogrzebali tych skurwielów. Nie mieliśmy jednak przebicia ani w technologii, ani do Króla. – Splunął mężczyzna w starszym wieku.

- No to, co macie? – Do rozmowy wtrącił się drugi z dowódców, o większej posturze.

- Widzisz to? – Technolog wyciągnął w tamtej chwili małego pilota z małym LED’owym ekranem i pełną klawiaturą QWERTY. – Widzisz? Wybierasz stanowisko, w którym znajdują się bomby. Ustawiasz czas, miejsce i wciskasz jebany ENTER. Proste jak budowa cepa.

- Zadziała? – Odezwał się pierwszy, chuderlawy dowódca.

- Jak poczujesz trzęsienia, to znak, że działa.

- Czyli nie masz pewności? – Drugi dowódca pociągnął trochę nikotyny z e-papierosa.

- Szanse są duże. Pewności, kurwa, nie mam, ale warto zaryzykować. Takie moje zdanie – powiedział starszy mężczyzna, po czym położył pilota na stole. – Zróbcie, co chcecie. Chcę tylko znać decyzję za jakiś czas, aby moi się nie męczyli.

Ostatecznie dowódcy Osady postąpili słusznie. Bez zwłoki skontaktowali się z Królem, który dał swoją zgodę na rozpoczęcie akcji.

Kiedy pilot został ustawiony, równocześnie z przyciśnięciem ENTER, wystartowały bomby nuklearne, które zostały wysłane w każdy kontynent Ziemi.

Nikt nie przewidział tego, co może stać się z Ziemią, po takich wybuchach. Wszyscy zajęli się wyeliminowaniem Wirusowej Broni Biologicznej „Elza #1.29/E7z4”.

Świat na krótką chwilę zatrzymał się. Wszystko ucichło.

Wysłano jednego człowieka na powierzchnie, który nie powrócił. Dalej nie ryzykowano. Po kilku miesiącach ciszy bunkier zaczął się trząść. Ściany zaczęły się kruszyć, a podłoga łamać. Ziemia zbliżała się do końca trwania. Nawet temperatura została odnotowana jako niebezpiecznie wysoka dla człowieka. Rasa ludzka zniszczyła pandemię, równocześnie wydając wyrok na siebie.

Ziemia została zniszczona. Uszkodzona powłoka atmosferyczna, zdewastowany Ozon i hydrosfera, która zamieniła się w stan stały. Ziemia zamieniała się doszczętnie w zimowo-upalną planetę. Chłodną ze strony atmosfery i gorącą od strony jądra.

Po dwudziestu czterech godzinach i pięćdziesięciu dwóch minutach Ziemia nie wytrzymała zmian.

Przestała istnieć.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Słabe
Odpowiedz
Ktoś tu grał w Plague Inc.
Odpowiedz
Przypomina mi trochę grę Plague Inc :P
Odpowiedz
Spoko, fajne opowiadanie, ale męczy mnie wyrażenie "zarażone statki"...
Odpowiedz
za uczucie głodu nie jest odpowiedzialny żołądek..;)
Odpowiedz
nuda to nie było ciekawe ani straszne nawet jeśli tak będzie nie będziemy już pewnie żyć
Odpowiedz
Jak dla mnie, to bardzo fajne, takie realne c:
Odpowiedz
Zauważyłam, że autor chciał błysnąć słownictwem. Niestety, wiele wyrazów zostało zastosowanych niepoprawnie. Najpierw należy zapoznać się ze znaczeniem dango wyrazu. Oprócz kilku błędów językowych i drobnych pomyłek, historia bardzo fajna i nawet realna.
Odpowiedz
Tak bardzo realna przyszłość ludzkości... to są chyba najstraszniejsze historie bo mogą się zdarzyć naprawdę
Odpowiedz
Koniec mierny "Gorąca od strony jądra"? jądro jest cętralnie w środku równie dobrze mókłbym powiedzieć:Ten okrągly trójkąt przypomina kształtem kwadrat
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje